Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 2 października 2024 07:28
Reklama KD Market
Reklama

Konwój desperacji

Kanada zawsze była grzeczniejszym krajem od Stanów. Bardziej ułożonym, mniej chaotycznym. Nawet podczas pandemii wszystko wskazywało na to, że przyzwolenie na restrykcyjny reżim sanitarny jest tam dużo wyższe niż na południe od 49. równoleżnika. 

W Kanadzie wszystko wydawało się grać jak w szwajcarskim zegarku: wskaźniki wyszczepień były wyższe niż w USA, sondaże wskazywały na spore poparcie dla działań władz zarówno na szczeblu rządu federalnego, jak i dla decyzji poszczególnych prowincji. Co więcej – w odróżnieniu od południowego sąsiada obostrzenia pandemiczne w Kraju Klonowego Liścia nie były przedmiotem ostrego sporu politycznego. Wszystko wydawało się więc pod kontrolą, tym bardziej że coraz więcej znaków na niebie i ziemi zaczyna wskazywać, że najgorsze fale pandemii COVID-19 mamy już za sobą.

Dziś jednak rząd premiera Jacquesa Trudeau mówi wprost o zagrożeniu dla demokracji. Obowiązujący dziś stan zagrożenia w Ottawie i wprowadzone restrykcje przypominają z kolei wielu Polakom stan wojenny. Jak więc to się stało, że uporządkowana, umiarkowana i stawiana za wzór Kanada zafundowała sobie trwający już kilka tygodni protest, którego echa przetoczyły się daleko poza granice tego kraju? 

Daleki jestem od wyrażania poparcia dla formy protestu, która najwyraźniej wymknęła się spod kontroli. Ale jeśli nie podejmiemy wysiłku zrozumienia, dlaczego zablokowano most w Detroit, przez który przepływa jedna czwarta wymiany handlowej USA-Kanada, a konwoje ciężarówek ruszyły na Ottawę, pozostaniemy jedynie w sferze najpłytszych ocen i czarno-białej wizji rzeczywistości. 

Konwój Wolności należy traktować jako wyraz protestu ludzi, którzy mają poczucie, iż stracili kontrolę nad własnym życiem. To poczucie narastało przez długie miesiące pandemii i konieczności znoszenia uciążliwości reżimu pandemicznego. Wymóg posiadania szczepień dla kierowców powracających do Kanady z USA był tylko przysłowiową kroplą, która przepełniła czarę goryczy. Dla protestujących był to jedynie kolejny dowód na to, że i po pandemii życie nie wróci do normalności. To także woda na młyn dla niemałej części populacji, która uważa, że jesteśmy manipulowani przez rząd (a raczej rządy), media czy wielkie spółki technologiczne i farmaceutyczne. 

Paradoksalnie Stany Zjednoczone uniknęły podobnego protestu, bo okazały się… mniej praworządne. Nawet w najbardziej restrykcyjnych stanach lokalne władze często odmawiały egzekwowania przestrzegania godziny policyjnej, ograniczeń w funkcjonowania biznesów czy obowiązku noszenia maseczek. To, podobnie jak ogromne różnice w tworzeniu ograniczeń (porównajmy np. zamknięty w lockdownach Nowy Jork z liberalną Florydą), tworzyło swoisty wentyl pozwalający na rozładowanie frustracji. Kanadyjczycy nie mieli tego „luksusu” i egzekwowali zalecenia reżimu sanitarnego. Przecież dopiero po nadjechaniu Konwoju Wolności prowincje Alberta, Quebec, Wyspa Księcia Edwarda i Saskatchewan odwołały większość pandemicznych restrykcji. 

Nie osądzam więc protestujących jako terrorystów, oszalałych antyszczepionkowców czy wręcz faszystów, choć pewnie konwój i takich ludzi do siebie przyciągał. W swojej masie jest to protest ludzi, którzy chcą normalnie żyć, a nie mogą. A forma okazywania niezadowolenia jest proporcjonalna do rozmiaru ich desperacji. Trudno pogodzić się z tym, że większość trudności wynika z powodów obiektywnych – ludzkie umysły zawsze będą szukać winnego. Rząd w Ottawie stał się tym samym kolejną ofiarą pandemii. 

Historia „Konwoju Wolności”, choć jeszcze niezakończona, pokazuje, jak głęboko mogą sięgać ludzkie frustracje i determinacje. Wskazuje także, jak przez dwa lata pandemii godziliśmy się na ograniczanie naszych osobistych wolności. To wyraz sprzeciwu wobec  odbierania możliwości dokonywania życiowych wyborów. Ale to przecież nic nowego. Podobnie było po zamachach z 11 września 2001 roku. Wówczas w USA pogodziliśmy się z utworzeniem superministerstwa – Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego, rozszerzeniem możliwości inwigilacji naszego codziennego życia, zmianą sposobu podróżowania i innymi uciążliwościami, które dziś traktujemy jako oczywistość. W przypadku pandemii przekroczono kolejne granice wolności. Trudno się dziwić, że część społeczeństwa nie chce na to przyzwolić, podczas gdy inni zaakceptowali nowy porządek świata. Warto posłuchać i tych argumentów, niezależnie od tego, co sami myślimy o szczepieniach i segregacji sanitarnej. 

Ps. Autor jest ozdrowieńcem COVID-19, zaszczepionym potrójną dawką.

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama