Ponad 70 proc. Amerykanów twierdzi, że debaty nie będą miały większego wpływu na ich decyzję w wyborach prezydenckich – wynika z sondażu dla dziennika „Wall Street Jorunal” i stacji NBC. Jednocześnie niezdecydowany jest nawet co dziesiąty amerykański wyborca.
Jednocześnie z badań „WSJ” wynika, że decyzji wyborczej nie podjął jeszcze nawet co dziesiąty Amerykanin. To o tych wyborców na finiszu kampanii walczyć będą sztabowcy obu partii.
W dobie koronawirusa, który znacznie ograniczył możliwości prowadzenia kampanii, debaty będą prawdopodobnie najważniejszymi wydarzeniami końcówki wyścigu o Biały Dom – ocenia portal publicznego radia NPR. Pierwsza debata „może być najlepszą szansą dla prezydenta Trumpa na zmianę przebiegu kampanii”, a dla Bidena stanowić okazję na „rozwianie wątpliwości, jakie można mieć na jego temat” – dodaje.
Pandemia nie powstrzymuje zapału Amerykanów do wspólnego oglądania debaty w barach i restauracjach. Waszyngtoński Union Pub w pobliżu Kapitolu w nocy z wtorku na środę będzie wyjątkowo dłużej otwarty, przedwyborcze starcie obejrzeć będzie można też we wszystkich siedmiu stołecznych lokalach sieci Busboys and Poets. Właściciele lokali apelują jednak o zakładanie maseczek i zachowywanie dystansu.
Przedwyborcze debaty telewizyjne tradycyjnie cieszą się sporym zainteresowaniem Amerykanów. Pierwszy taki pojedynek odbył się w 1960 r. między ówczesnym wiceprezydentem Richardem Nixonem a młodym senatorem Johnem F. Kennedym. Oglądana przez ponad 70 mln obywateli USA słowna batalia zmieniła historię amerykańskich kampanii wyborczych.
W prezydenckich debatach pojawiały się też wątki polskie. W 1976 roku prezydent Gerald Ford stwierdził w jednej z nich, że „nie ma sowieckiej dominacji w Europie Wschodniej”. Na te słowa zareagował późniejszy zwycięzca wyborów, gubernator Georgii Jimmy Carter, który powiedział, że chce, by jego rywal „przekonał Amerykanów polskiego, czeskiego i węgierskiego pochodzenia”, że kraje Europy Wschodniej „nie znajdują się pod dominacją i nadzorem ZSRR”.
W 2004 roku kandydat Demokratów John Kerry w kontekście wojny w Iraku oceniał, że wsparcie dla USA ze strony Wielkiej Brytanii i Australii to „nie jest wielka koalicja”. Ubiegający się o drugą kadencję Republikanin George W. Bush wytknął wtedy w odpowiedzi, że jego przeciwnik „zapomniał o Polsce”.
Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)