REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaPublicystykaOd nadziei do tragedii - (W rocznicę Powstania Warszawskiego)

Od nadziei do tragedii – (W rocznicę Powstania Warszawskiego)

-

Byłem więźniem w obozie koncentracyjnym Buchenwald, gdy z początkiem sierpnia od komunistów, którzy mieli w obozie sprawną organizację podziemną, dowiedzieliśmy się, że w Warszawie wybuchło powstanie. Nie było to dla mnie niespodzianką. Przypomniałem sobie postawę rówieśników i młodszych ode mnie, z którymi dzieliłem konspiracyjne mieszkania, gdy przyjeżdżałem do Warszawy na tydzień lub dwa przed aresztowaniem przez gestapo w Jarosławiu w maju 1943 roku. Nastrój młodzieży znakomicie oddaje wiersz “Do Matki”, napisany w przeddzień wybuchu powstaniaAutorem jest Józef Andrzej Szczepański, ps. “Ziutek”, który mieszkał z rodzicami na Podkarpaciu, ale pod pretekstem ukończenia tajnego gimnazjum, przeniósł się do Warszawy. Nie nauka, lecz walka z okupantem była przyczyną opuszczenia względnie spokojnego (w warunkach okupacyjnych) życia w domu rodzinnym. W stolicy ukończył Podchorążówkę, wziął udział w kilku akcjach bojowych, m.in. wywiezieniu kolegów ze szpitala po zamachu na gen. SS Kutcherę. W czasie powstania walczył w batalionie “Parasol”, ciężko ranny 1 września, zmarł 12 września, odznaczony Krzyżem Walecznych.

Nie doczekał się Virtuti Militari za to, że w walkach w getcie, pałacu Krasińskich i Sądzie Okręgowym wyróżnił się odwagą, a po śmierci dowódcy poprowadził oddział do dalszej walki. To z jego piersi wyrwał się rozpaczliwy krzyk w wierszu “Czerwona zaraza”. Pisał w nim, że w sierpniu 1944 roku zagładzie walczącej Warszawy przyglądał się “odwieczny wróg”, “morderca krwawy tylu naszych braci…” “Żebyś ty wiedział nienawistny zbaw- co, Jakiej ci śmierci życzymy w podzięce… Jak twoją dobroć kląć wszyscy będą…” “… Ale wiedz o tym, że z naszej mogiły nowa się Polska zwycięska narodzi”.

Józef Andrzej Szczepański nie musiał być w Warszawie w czasie powstania. Nie on jeden. W mieszkaniach konspiracyjnych spotykałem ludzi z różnych ziem Polski. Ilu ich było? Nikt dotąd nie policzył, ilu nie-warszawiaków walczyło i zginęło w walkach z okupantem w stolicy Polski.

Zbliżanie się nawały bolszewickiej powinno skłonić niemieckiego okupanta do zmiany polityki, by zjednać sobie ludność, nastawioną wrogo do Sowietów, ale nienawiść zaślepia. Zamiast pojednawczych, choćby gestów, powierzono dowództwo SS i policji w Warszawie “pacyfikatorowi” Belgii, gen. SS F. Kutcherze z zadaniem “uspokojenia” stolicy Polski.

Wzmogły się egzekucje w różnych dzielnicach miasta i okolicznych osiedlach. Kutchera nie ”uspokoił” Warszawy. Na rozkaz szefa Kedywu Komendy Głównej AK płk. Emila Fieldorfa, ps. “Nil”, 1 lutego 1944 roku Kutchera zginął od kul oddziału dywersyjnego AK “Pegaz”.

Rozkaz rozpoczęcia walki dał dowódca AK gen. T. Bór-Komorowski po konsultacji ze swoim sztabem i zgodzie cywilnego delegata Rządu R.P. Stanisława Jankowskiego. “Pamiętam świetnie pierwsze dni powstania i ogromny entuzjazm, jaki wykazywali wszyscy, ludność cywilna i żołnierze”, pisała później kpr. podchorąży Janina Pierre Skarżyńska, ps. “Krystyna”, łączniczka Zgrupowania “Sosna”. “Było to 2 sierpnia, na ul. Ogrodowej 29. Dozorca wywiesił polską flagę, chłopcy z AK z pasją zdzierali niemieckie afisze (…) Czuliśmy się nareszcie u siebie, mimo że obok Niemcy trzymali się mocno na swoich stanowiskach. Mogliśmy mieć broń, naszą broń, mogliśmy założyć biało-czerwone opaski, to był naprawdę przedsmak wolności. O to jedno choćby warto było walczyć w powstaniu”.

Nie będę streszczał przebiegu powstania, bo wielu obecnych na sali brało w nim udział i wie lepej ode mnie, co się działo. Czują wilgoć i smród kanałów, którymi przechodzili z jednej dzielnicy do drugiej, pamiętają, jaką wartość miała woda, używana oszczędnie do gotowania, z upływem tygodni coraz rzadziej do mycia i prania. Wiedzą co to była zupa plujka, pełna plew z jęczmienia z browaru Haberbuscha.

Powstanie dostarczyło wiele przykładów bohaterstwa. Wspaniałe karty zapisało harcerstwo. Gdy Wola tonęła we krwi mieszkańców, mordowanych przez oddziały Dirlewangera, składające się z kryminalistów, płk. “Radosław” rzucił do walki bataliony “Zośka” i “Parasol”. Gdy Wola po ciężkich walkach padła, “Zośka” i “Parasol” osłaniały odwrót na Starówkę. O zaciętości walk świadczą straty. Z “Zośki” zginęło 360 żołnierzy, w tym trzech dowódców kompanii i prawie wszyscy dowódcy plutonów. “Parasol” stracił 278 żołnierzy, w tym ostatniego dowódcę, Jerzego Zborowskiego, ps. “Jarema”, który na Czerniakowie dowodził z noszy. Ciężko rannego zamordowali Niemcy.

Powstanie bez wydatnej pomocy z zewnątrz musiało upaść. Pomoc zachodnich aliantów drogą powietrzną została wstrzymana z powodu dużych strat w ludziach i samolotach. Mogło być inaczej, gdyby Stalin zgodził się na lądowanie samolotów alianckich na lotniskach w Polsce pod sowiecką okupacją. Mogło być wspaniale, gdyby Warszawa została oswobodzona wspólnym wysiłkiem AK i Armii Czerwonej, ale to wzmocniłoby pozycję rządu R.P. w Londynie. Wiedział o tym Stalin i dlatego wstrzymał ofensywę na Wiśle. Chciał rękami niemieckimi zniszczyć gniazdo antysowieckich os, jakim była Warszawa. Cel osiągnął, ale przez wstrzymanie ofensywy na 5 miesięcy Armia Czerwona nie osiągnęła Renu, natomiast zachodni alianci dotarli do Łaby i Pragi.

Jakże inny był los Paryża. Na wiadomość o wybuchu powstania, w stolicy Francji, naczelne dowództwo sił alianckich zmieniło plan ofensywy, by szybciej osiągnąć Paryż. Zgodzono się, żeby do oswobodzonego miasta pierwsze wjechały oddziały wolnych Francuzów gen. De Gaulle.

George Kennan, ambasador Stanów Zjednoczonych w Moskwie (autor artykułu w prasie, który zapoczątkował zimną wojnę), uzasadniał obojętne, a nawet niechętne stanowisko zachodnich aliantów wobec Polski tym, że “alianci nie byli dość silni (wojna z Japonią), żeby pokonać Hitlera bez udziału Związku Radzieckiego (…) Musieli pójść na kompromis z politycznymi celami reżimu Stalina. (…) Paradoksalnym powodem, dla którego alianci odnosili się z niechęcią do Polaków, był fakt, że Polacy tak bardzo chcieli obronić swoją niepodległość. Było to dla aliantów kłopotliwe. Chcieli, żeby Polacy stawiali opór Niemcom, ale poddali się Rosjanom”, pisał Kennan.

Za polityczną krótkowzroczność i nikczemność wobec “sumienia narodów”, jak prez. Roosevelt nazywał Polskę, alianci, przede wszystkim Stany Zjednoczone, zapłaciły bardzo drogo, bo życiem ponad stu tysięcy swoich synów, poległych w Korei i w Wietnamie.

Mylą się ci, którzy twierdzą, że powstanie skończyło się kapitulacją 2 października 1944 r. Walka z powstańcami i duchem powstania trwała kilkadziesiąt lat. W Polskiej Republice Ludowej, stworzonej przez Stalina, w “majestacie prawa” sądy PRL zamordowały setki Akowców, tysiące skazano na wieloletnie więzienie lub zsyłkę na “Archipelag Gułag”. Wśród zamordowanych znalazł się szef Kedywu gen. Fieldorf. ps. ‘Nil”, który zorganizował zamach na krwawego zbira gen. SS Kutcherę. O nikczemności polskich komunistów najlepiej świadczy to, że gen. Fieldorfa oskarżono o współpracę z Niemcami i osadzono w jednej celi z niemieckimi zbrodniarzami wojennymi.

Walka komunistów z powstaniem toczyła się nie tylko w Polsce, lecz także na Zachodzie, gdzie w obcych językach wyolbrzymiano straty w powstaniu i szerzono kłamstwa o rzekomej współpracy AK z Niemcami, m.in. w mordowaniu Żydów. Coś z tych kłamstw zostało nawet w umysłach niektórych antykomunistów. Izraelski historyk i publicysta Michael Cohen w 60. rocznicę powstania pisał w “Rzeczpospolitej”, że w PRL “odsądzano powstanie od czci i wary (…), a tych, którzy chcieli badać dzieje powstania warszawskiego, odsyłano do historii powstania w getcie. Nic dziwnego, że Izraelczycy i inni wiedzieli tylko o powstaniu w getcie nie słyszli o powszechnym powstaniu warszawskim w 1944 r”.

My też nie jesteśmy bez winy. Ratują nas prof. Janusz Zawodny, który wydał w języku angielskim książki o zbrodni sowieckiej w Katyniu i o powstaniu warszawskim, oraz Adam Zamoyski, autor książek w języku angielskim o tysiącletnim dorobku kulturalnym Polski i Ignacym Paderewskim, oraz kilkoro pamiętnikarzy.

W ostatnich latach obcy zapoznali świat anglosaski z losem Polaków na Syberii i marszem Drugiego Korpusu pod wodzą gen. W. Andersa z “nieludzkiej ziemi” przez Iran i Włochy… do Anglii, bo nie mógł iść do Polski, rządzonej przez janczarów Stalina. Obcy pisali także o wyczynach polskiego lotnictwa na Zachodzie i jego wielkiej roli w zwycięskiej bitwie o Wielką Brytanię. Angielski historyk Norman Davies, któremu nikt nie dorówna w prezentowaniu w języku angielskim tysiącletnich dziejów Polski, zauważył, że polscy autorzy, także na Zachodzie, głównie zajmowali się decyzją wybuchu powstania – czy była słuszna, czy nie. Beznadziejne było roztrząsanie tego wcale nie zasadniczego problemu” stwierdził Davies.

Jest to sprawa, która będzie dzieliła Polaków chyba do końca świata. Przy okazji przypomnę, że w kilku innych wielkich miastach, które znalazły się na szlaku sowieckiej ofensywy m.in. w Gdańsku i Wrocławiu, podobnie jak w Warszawie, zniszczenia budynków wyniosły 60 procent. Davies, analizując sytuację, nastroje młodzieży i ludności miasta, panikę i śmiertelne zagrożenie ze strony Niemców, zbliżanie się Armii Czerwonej, doszedł do wniosku, że “powstanie musiało wybuchnąć”.

Patrząc z perspektywy 64 lat możemy powiedzieć, że duch AK, najmocniej wyrażony w Powstaniu Warszawskim, był bodźcem do prób “wybicia się nia niepodległość” w 1956 roku i później. Wyraźnie nawiązywali do niego twórcy “Solidarności” w 1980 roku, która była nie tylko związkiem zawodowym, lecz ruchem zmierzającym do obalenia komunistycznego totalizmu i wprowadzenia demokracji. Zostawmy spory historykom i politykierom. Czując głęboką więź z narodem, który nieraz zdobył się na wielkość, składamy hołd i czcimy pamięć poległych w Powstaniu Warszawskim i akcjach “Burzy”, na polach bitew rozsianych po całej Europie, a nawet w Afryce, na morzach i w powietrzu, zamęczonych w więzieniach, obozach koncentracyjnych i łagrach sowieckich. Ich ofiara nie była daremna.

Naród cieszy się wolnością, ale boli nas, że rządzące pokolenie nie umie, czy nie chce jej wykorzystać dla ogólnego dobra i utrwalenia bezpieczeństwa państwa. Mam nadzieję, że młodzież, licznie odwiedzająca Muzeum AK, uwierzy, jak pokolenia Dwudziestolecia, że “Polska to wielka rzecz” i nauczy się żyć dla Ojczyzny, a nie luksusowo z Ojczyzny!

P.S. Powyższy tekst miał być wygłoszony przez red. Jana Krawca w dniu 3 sierpnia na akademii w Domu Harcerskim w Chicago. Niestety z powodu nagłej niedyspozycji autora nie został zaprezentowany i dlatego nie wygłoszone przemówienie drukujemy na łamach związkowej gazety, której przez 18 lat był Jan Krawiec redaktorem naczelnym. (red. DZ)

REKLAMA

2090901344 views

REKLAMA

2090901647 views

REKLAMA

2092698107 views

REKLAMA

2090901932 views

REKLAMA

2090902083 views

Złote dziecko

Walka o Dzień Matki

Gary zawodowiec

Doktor Śmierć

REKLAMA

2090902228 views