REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaKultura i RozrywkaPół roku przed wyprowadzką

Pół roku przed wyprowadzką

-

Pół roku przed wyprowadzką z Białego Domu George Bush przypomniał sobie o bin Ladenie. Kilka lat wcześniej prezydent zaskoczył dziennikarzy mówiąc, że nie zawraca sobie głowy sprawcą tragedii 9/11, gdyż postać ta jest „irrelevant” (bez znaczenia). Dla prezydenta „irrelevant” była również „stara Europa”, ONZ, b. sekretarz stanu James Baker i inni doradcy z rządu jego ojca. Wszyscy ci, którzy ostrzegali przed inwazją na Irak.

Dziś Osama bin Laden stał się „relevant”, a to dlatego, że Bush nie ma się czym pochwalić a nie chce zejść ze sceny jako kompletna pomyłka. Wojna trwa i przynosi ogromne straty. Gospodarka zrujnowana. Niewiele czasu zostało na zaklepanie lepszego miejsca w historii niż jako najgorszy prezydent. Oczywiście, nie według własnych ocen. Bush nie ma sobie nic do zarzucenia, prócz zbyt ostrej retoryki.

W wywiadzie z brytyjską telewizją oświadczył, że jeśli czegoś żałuje to wyłącznie wypowiedzi, które mogły sugerować, że nie jest „człowiekiem pokoju”.

Na uwagę, że jego słowa o wolności i swobodach nie mają pokrycia w czynach, gdyż torturowanie więźniów, i trzymanie w zamknięciu bez oskarżenia przez czas nieokreślony jest zaprzeczeniem definicji wolności, podobnie zresztą jak podsłuchiwanie obywateli, Bush odpowiedział, że to „zwykłe oszczerstwa”. Niskie notowania własne na międzynarodowej arenie uznał za wynik „antyamerykańskiej propagandy”.

I jest to powód do prawdziwego niepokoju. Bo jeśli prezydent Stanów Zjednoczonych wierzy we własne mrzonki a odrzuca powszechnie znane fakty, to istnieje obawa, że przed odejściem, zamiast zasłużyć się czymś pożytecznym dla amerykańskiego narodu, za wszelką cenę będzie chciał udowodnić, że miał rację.

Na razie podjął działania pozorowane, choć dość popularne. Prezydent, który kilka miesięcy temu wyśmiał możliwość podwyżki cen benzyny do 4 dolarów za galon, właśnie przebudził się z letargu. Być może przed wizytą w Arabii Saudyjskiej miał nadzieję, że jego saudyjscy przyjaciele ulegną prośbom o zwiększenie wydobycia ropy i obniżkę cen. Król ubolewał nad sytuacją USA i prowadzał Busha za rączkę, lecz prośbom nie uległ. Nie pomógł nawet były ambasador tego kraju w Waszyngtonie i bliski przyjaciel rodziny Bushów, który wcześniej finansował nieudane przedsięwzięcie naftowe młodego wówczas Georgea.

W środę Bush pouczył Kongres, że wobec sytuacji gospodarczej kraju ustawodawcy muszą wyrazić zgodę na zniesienie zakazu wierceń w poszukiwaniu ropy blisko amerykańskich wybrzeży. Moratorium na wiercenia wprowadził jego ojciec w 1981 roku.

Prezydent usiłuje sprawić wrażenie, że winę za braki ropy ponoszą obrońcy środowiska i demokraci, którzy im ulegają. Prawda wygląda tak, że jeśli rozpoczną się wiercenia w rezerwacie przyrody na Alasce, gdzie ma się znajdować 10 miliardów baryłek, to cena baryłki (nie galona) spadnie o 50 centów i to dopiero za 17 lat (dane z Departament of Energy).

Decyzja ta nie będzie mieć zatem żadnego wpływu na sytuację, w jakiej obecnie znajduje się kraj. Ma jednak wielu zwolenników, którzy z niezrozumiałych powodów nadal wierzą, że Bush wszystko załatwi, jakby nie rozumieli, że już „załatwił” wszystkich… i to na parę lat do przodu.
Elżbieta Glinka

REKLAMA

2091126677 views

REKLAMA

2091126981 views

REKLAMA

2092923442 views

REKLAMA

2091127265 views

REKLAMA

2091127418 views

REKLAMA

2091127567 views