REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaBatoryRejs zakończony przemytem

Rejs zakończony przemytem

-

Batory_Header

Andrzej Kostrzewa przychylność barmana na Batorym traktował jako przejaw życzliwości załogi dla niedoświadczonego pasażera, tymczasem…

REKLAMA

Był rok 1977. Wybrałem lipiec, żeby móc pokonać Atlantyk latem. Chciałem, żeby było ciepło i przyjemnie. Wprawdzie już wtedy latały do Ameryki samoloty, ale mi spodobały się takie 11-dniowe wakacje. Wiedziałem, że Batory zatrzymuje się w Rotterdamie i Londynie, gdzie są organizowane całodniowe wycieczki, także i te atrakcje mnie przyciągnęły. Było to moje pierwsze zetknięcie z tzw. Zachodem, więc chciałem je wykorzystać do samego końca. Miałem 26 lat. W Ameryce miałem mamę i byłem zdecydowany wyjechać. Wtedy w latach 70. każdy, kto tylko mógł, chciał sobie zagwarantować lepszą przyszłość. Moje starania o wyjazd za ocean zajęły kilka lat. Sprzedałem dużego fiata. Z tego połowę kosztował mnie paszport, za wydanie którego musiałem posmarować kilku osobom. Drugą połowę wydałem na podróż w jedną stronę z paszportem i pieczątką jednokrotnego przekroczenia granicy. Nie było powrotu… Tak mi się wtedy wydawało. Życie skorygowało wszystkie plany i wcale nie był to ostatni raz.

Była to zatem pierwsza podróż przez Wielką Wodę. Pierwsze wrażenia dotyczące naszego transatlantyka były, krótko mówiąc, mieszane. Oczywiście, na pierwszy rzut oka Stefan Batory wydawał się być kolosem i nim rzeczywiście był. Dla każdego Polaka z Polski statek był imponujący. Ja też do tego grona się zaliczam. Jednak z drugiej strony warunki podróży nie były najlepsze. Miałem wykupiony bilet w najtańszej 4-osobowej kabinie bez okna. Pewnie z tego powodu spędzałem w niej tak mało czasu, jak to tylko było możliwe. Odwiedzałem bary. Było ich kilka. Pamiętam, że za trunki polskie można było płacić złotówkami, a za trunki zagraniczne barmani domagali się dolarów. Ponieważ na podróż przeznaczyłem połowę pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży dużego fiata, funduszy na wszystkie rodzaje trunków mi nie brakowało. Zaprzyjaźniłem się szczególnie blisko z jednym barmanów, ale powodów tej bliskiej znajomości nie ujawnię. Na statku były też baseny, ale woda w nich wytrzymała jedynie do Rotterdamu, bo później zaczęło tak kołysać, że do końca rejsu baseny pozostały puste…

[blockquote style=”4″]… dzięki barmanowi, który mnie sobie upodobał, miałem dużo darmowych drinków. To one wraz z dobrą radą barmana znacznie złagodziły u mnie skutki choroby morskiej[/blockquote]

kostrzewa 1

Na podróż wybrałem lipiec, ale nie uratowało mnie to przed sztormem. W owym czasie bowiem Stefan Batory wybierał szlak położony daleko na północy. Był to trasa wprawdzie o jeden dzień krótsza, więc notowano duże oszczędności, ale częściej występowały na niej burze. Podczas sztormu pierwszy raz zobaczyłem papierowe torebki porozkładane za poręczami schodów. I znalazłem wyjaśnienie, po co są potrzebne wystające krawędzie wokół każdego stołu w restauracjach. Byłem chyba sam przy stoliku, bo inni chorowali na chorobę morską, i obserwowałem to, co widziałem na filmach komediowych – talerze przesuwające się na stole w każdą stronę wraz z każdym przechyłem statku. Wtedy też zmieniłem swoje wcześniejsze wyobrażenia o sztormie na środku oceanu. Sztormowe fale to góry wody, na których znajdował się statek i wtedy widać było horyzont hen daleko, by po chwili znaleźć się w wodnej dolinie, skąd nie było widać nic. Dziwnie się wtedy czułem.

Podobnie dziwnie wyglądał taniec na dyskotece, które odwiedzałem każdego wieczoru. Taniec to były wysiłki utrzymania się na kołyszącym się parkiecie. Tymczasem dzięki barmanowi, który mnie sobie upodobał, miałem dużo darmowych drinków. To one wraz z dobrą radą barmana znacznie złagodziły u mnie skutki choroby morskiej. Mężczyzna za barem polecił mi, by bez względu na wszystko pić drinki i jeść, jeść i pić, i tak wkoło Macieju. I tak zrobiłem. To był najlepszy sposób na przetrwanie sztormu. W ten sposób znalazłem się w gronie 10 proc. pasażerów, którzy pokazywali się na posiłkach. Tak więc – jak zalecał barman – należało jeść i pić alkohol. Marynarze tak robią i ta metoda okazała się skuteczna w moim przypadku. Powtórzyłem ją podczas następnego rejsu, gdy już z żoną płynąłem znów do Ameryki. Małżonka chorowała potwornie, a ja miałem tylko bardzo łagodne objawy choroby morskiej. Doświadczenie pomogło.

Częstujący mnie bezpłatnymi drinkami, wspomniany barman miał jeszcze inny cel. Już po dobiciu do brzegu w Montrealu poprosił mnie, bym wziął jego walizkę, a on wziął moją, bo wiedział, że moje bagaże jako emigranta nie będę sprawdzane. Miał rację. Przeszedłem bez kontroli. W owych latach – o czym nie wiedziałem − część personelu Batorego wwoziła całe walizki spirytusu do Ameryki Płn. z przeznaczeniem na handel. Miałem więc podróż alkoholową, która zakończyła się mimowolnym przemytem wielu butelek wyskokowych trunków na brzeg.

Wysłuchał Andrzej Kazimierczak

[email protected]

Na zdjęciach: żona Andrzeja Kostrzewy – Maria, na pokładzie TS/S Stefana Batorego   fot.arch. rodzinne

 

REKLAMA

2090944582 views

REKLAMA

2090944882 views

REKLAMA

2092741342 views

REKLAMA

2090945165 views

REKLAMA

2090945311 views

REKLAMA

2090945455 views