0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaBatoryPowitalny mazurek/Batory – moja miłość

Powitalny mazurek/Batory – moja miłość

-

Powitalny mazurek

Papiery ze sponsorowaniem wuja z San Antonio przyszły w chwili, kiedy Agata i Stanisław Młynarczykowie zaczęli się w Szczurowej budować. Byli młodym małżeństwem, ale wcale im się źle nie powodziło. Postanowili jednak spróbować tej legendarnej Ameryki, do której każdy chciał jechać. Zabrali 3,5-roczną córkę, sprzedali, co mieli, i pod koniec listopada 1964 r. wsiedli na pokład Batorego. Pani Agata była w szóstym miesiącu ciąży.

REKLAMA

Nie wiedzieliśmy, co nas czeka, nie rozumieliśmy wielu rzeczy, które się wokół nas działy. Dziś myślę, że może to i dobrze. Odpłynęliśmy z Gdyni z jednodniowym opóźnieniem ze względu na sztorm. Zajęliśmy naszą kajutę z piętrowymi łóżkami i od razu poczuliśmy, że płyniemy, bo zaczęło kołysać. Zdążyliśmy jednak spróbować bardzo dobrego jedzenia, a później się zaczęło.

[blockquote style=”4″]Lekarz otworzył drzwi i pokazał mi wielką salę, a tam na wszystkich łóżkach biali jak prześcieradła ludzie…[/blockquote]

Był taki sztorm, że wszystkim odechciało się jeść. Sąsiadka z kajuty obok tak strasznie chorowała, że ja się robiłam jeszcze bardziej chora, jak słyszałam te odgłosy. Ponieważ byłam w ciąży i bardzo wymiotowałam i bez sztormu, postanowiliśmy z mężem, że pójdę do lekarza. Poradził mi, żebym mimo wszystko jadła, żeby nie przejmować się torsjami, w innym wypadku ma dla mnie tylko jedno rozwiązanie. Otworzył drzwi i pokazał mi wielką salę, a tam na wszystkich łóżkach biali jak prześcieradła ludzie. Ten widok mnie przeraził. Ciągle mam go w oczach.

Kiedy statkiem rzucało, a rzucało nieustannie przez 11 dni, prosiliśmy wspólnie z mężem: „Panie Boże, zaprowadź nas szczęśliwie do tej Ameryki upragnionej”.

W końcu statek wpłynął na rzekę św. Wawrzyńca i wszystko się uspokoiło. Wtedy pojawiła się też nasza sąsiadka z kajuty obok, która najlepiej podsumowała nasz rejs: „Gdybym nawet oko w Polsce zostawiła, to bym nie wróciła”.

A my wróciliśmy po sześciu latach pobytu w USA. Tak straszliwie tęskniliśmy. I znów wsiedliśmy na pokład Batorego, który w lipcu 1970 roku wiózł nas do ukochanego kraju. Tym razem pogoda była piękna, a my korzystaliśmy ze wszystkiego. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że wrócimy do Ameryki, bo Polska nas z siebie wyleczy bardzo szybko.

Kiedy dopływaliśmy do Gdyni, wszyscy na pokładzie wypatrywali swoich. My też. A na nadbrzeżu była orkiestra dęta i na nasze powitanie grała mazurka Dąbrowskiego. Wszyscy tak strasznie płakaliśmy. Z radości, że dopływamy do naszego kraju…

  • 1
  • 2
  • 3

 

Batory – moja miłość

Elżbieta Skutnik była zdeterminowana. Wiedziała, że Batory to jej droga na emigrację. Ale kiedy w Gdyni zobaczyła statek, lekko się przeraziła: „taką łajbą przez ocean”?

Bilet na statek kupił jej pierwszy narzeczony, który w Chicago miał ciotkę. Miał to być amerykański przystanek dla 36-letniej wdowy, która nie widziała dla siebie perspektyw w Polsce, w pracy w telewizji Wrocław, gdzie była montażystką.

Elżbieta Motyka (dziś po drugim mężu Skutnik) wyjeżdżając z Polski zostawiała w kraju 3,5-roczną córkę. Jej determinacja, by jak najszybciej wziąć za rogi imigracyjnego byka, była związana także ze sprowadzeniem dziecka. Ale zanim zaczęła się przygoda na amerykańskiej ziemi, była podróż.

Łajba, nie łajba, jakoś na drugi kontynent trzeba było dopłynąć. Kiedy wsiadła na pokład – zaniemówiła. To był inny świat, tak daleki od siermiężno-kartkowego z 1984 roku, który oddalał się wraz z horyzontem. Większość pasażerów stanowili podróżni wybierający się z wizytą do rodzin w Kanadzie i USA. Nastrój był więc radosny, lekki, ludzie uśmiechnięci, życzliwi sobie i zrelaksowani. Atmosferze sprzyjała też i piękna sierpniowa pogoda.

O to, by pasażerowie nie mieli czasu na nudę, dbał oficer kulturalno-oświatowy. Dwoił się i troił, zapraszając na kolejne rozrywki – do tego stopnia, że zabranych w rejs książek nie było nawet kiedy otworzyć.

Do tego jedzenie…Tak wyśmienite, że przez pierwsze trzy dni pani Elżbieta nie mogła odejść od stołu. Później próbowała się ograniczać. Utkwiły jej w pamięci płonące lody podane podczas balu kapitańskiego. Kto o takich cudach słyszał w Polsce, od której dzieliło ją zaledwie kilka dni?

[blockquote style=”4″]To był inny świat, tak daleki od siermiężno-kartkowego z 1984 roku, który oddalał się wraz z horyzontem[/blockquote]

Zakochała się w tym statku. We wszystkim, co na nim było, w jego atmosferze, w powietrzu, widokach, ludziach. Kiedy w czasie krótkiego postoju w Rotterdamie Batory przycumował obok ogromnej rosyjskiej Odessy, której żaden ocean niestraszny, popatrzyła, porównała i pomyślała, że w życiu nie zamieniłaby pokładów.

Inni zakochiwali się w bardziej realnych obiektach pożądania. Dwie Kanadyjki, partnerki od i do bingo, w które pani Elżbieta grała na Batorym po raz pierwszy, upatrzyły sobie oficerów. Mimo iż dojrzałe mężatki, ocean rozkołysał je w uczuciach do tego stopnia, że po przypłynięciu do Kanady nie chciały zejść z pokładu. Dopiero po długich perswazjach i tłumaczeniu dały się ubłagać.

Pani Elżbieta niespecjalnie się temu dziwi, nawet z perspektywy ponad 30 lat, które minęły od tej podróży. „Gdybym miała szansę na ponowne przeżycie tej podróży, powtórzyłabym wszystko w najmniejszych szczegółach. Batory – moja miłość”.

  • 5
  • 4
  • 2 2
  • 3 2

Wysłuchała Małgorzata Błaszczuk

REKLAMA

2091298093 views

REKLAMA

2091298392 views

REKLAMA

2093094851 views

REKLAMA

2091298673 views

REKLAMA

2091298819 views

REKLAMA

2091298963 views