REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaUncategorizedTego wieczoru sekretarz kolonii sir John Rolfe nie miał położyć się na...

Tego wieczoru sekretarz kolonii sir John Rolfe nie miał położyć się na spoczynek. Podczas kolacji strażnik przyniósł mu pismo

-

Tego wieczoru sekretarz kolonii sir John Rolfe nie miał położyć się na spoczynek. Podczas kolacji strażnik przyniósł mu pismo.

– Co to jest?
– Z huty…
– Z huty?
– Przyniósł ten młody Polak, Onoszko…
– Do mnie?
– Niby do gubernatora, ale na ręce waszmości…
– Wprowadź go…
– Oddał pismo i odszedł…

Rolfe odstawił talerz, wytarł palce o surdut i rozłożył papier. Zagłębił się w tekście i po chwili spłonął rumieńcem. Poderwał się i wybiegł do biura gubernatora. Jego pukanie oderwało Argalla od partii szachów, którą rozgrywał z Percym, który awansował już na kapitana.

– Proszę…
Do wnętrza zajrzał podenerwowany Rolfe…
– Sir… Można?
– Proszę… Co się stało?
– Dostałem właśnie pismo… Polacy odmawiają opuszczenia huty… I odmawiają dalszej pracy…
– Strajk?
– Powiedziałbym… bunt…
– Nooo… Coś nowego… I cóż oni piszą w tym swoim… piśmie?

Rolfe ponownie sięgnął po list i przebiegł go oczami…
– Że minęło dziewięć lat od chwili ich przybycia do Wirginii, a po siedmiu mieli być zwolnieni ze wszystkich obowiązków wobec Kompanii Wirgińskiej… I że żądają obiecanej im ziemi… A do czasu załatwienia sprawy odmawiają dalszej pracy na rzecz kolonii…
– Przecież to… grozi rebelią!
– I ja… tak sądzę… – rzekł Rolfe cicho. – Tym bardziej, że Szkoci, Irlandczycy, Belgowie i Włosi… ci wszyscy robotnicy najemni… jak sądzę… są bliscy… pójścia w ich ślady… o ile nie dostaną ziemi obiecanej przez pańskiego poprzednika, gubernatora Dale’a…

Argall zaperzył się.
– On obiecywał, nie ja! Niech… niech on im ją da!
Rolfe miał na twarzy maskę, z której nic nie wynikało. Argall wybuchł…
– Zwariowali? Za bunt kara jest jedna!
Rolfe skinął tylko głową.
– Tymczasem, ekscelencjo… musimy im odpisać…
Argall sapnął zniecierpliwiony.
– Musimy? Myli się pan, sekretarzu… Proszę sporządzić pismo… Ale do dowódcy wojskowego…

John Rolfe spojrzał na kapitana Percy’ego. Ten wstał z krzesła.
– Mości gubernatorze, ekscelencjo… mam wrażenie, że dokończymy naszą partię… innym razem…
– Masz rację, waszmość… Teraz muszę zająć się innymi sprawami…
– Nie pozostaje mi więc nic innego, jak życzyć waszej wielmożności dobrej i… spokojnej nocy…
– Miejmy nadzieję, że będzie spokojna… Ale, wiesz waszmość, że czasem nie wszystko zależy od… dobrych życzeń…
– Mam nadzieję, że tym razem wszystko zakończy się wedle woli waszej ekscelencji…

Mina Argalla wyrażała jednak złość, którą wywołała bezradność.
Percy stuknął obcasami i wyszedł, a Rolfe z deską, papierem i inkaustem usadowił się na ego miejscu.
– Jestem gotowy…
Argall westchnął… Po chwili zaczął już dyktować mocnym, pewnym siebie i opanowanym głosem…

– Jak wiadomo wszem i wobec, pułkownik William Craddock, dowódca obrony Jamestown i Wirginii… ma pełnię władzy i prawo wykonywania swoich obowiązków urzędowych. We wszystkich wypadkach wymagających szybkiego postępowania zgodnego z poruczonym mu urzędem, a w imieniu wszystkich obecnych, ma prawo wymagać od kapitanów, oficerów i żołnierzy, a także od innych członków kolonii, pomocy i wsparcia w tłumieniu buntów, rebelii oraz wszelkich innych rozruchów będących sprzecznymi z… łagodną i pokojową administracją naszej wspólnoty… Napisał pan?
Rolfe potrzebował kilkunastu sekund by potwierdzić. Gdy to uczynił, gubernator począł dyktować dalej…

– W przeciwnym wypadku odpowiedzą za groźne następstwa… – Argall zamyślił się i zawiesił głos.
– Groźne następstwa… – przypomniał o sobie Rolfe.
Znów nastąpiła cisza. Gubernator ciężko westchnął…
– Poczekaj, waść…
Po kilkudziesięciu sekundach pierwszy odezwał się Rolfe.
– Jaka jest decyzja waszej ekscelencji?
– Daj mi ten papier…
Rolfe posłusznie podał kartkę, a Argall natychmiast podarł ją na cztery części.
– To nic nie da – rzucił strzępy na ziemię. – Wręcz odwrotnie… Na razie żadnych gwałtownych ruchów… Bo wybuchnie pożar, którego już nikt nie zdoła ugasić… Musimy kontrolować sytuację…
Sekretarz popatrzył na zwierzchnika spod oka.
– Sądzę, że ekscelencja ją kontroluje…

– To szybko zmienić się może… – odrzekł ten gwałtownie. – Bo widzisz, mości sekretarzu… O ile każdy na tej ziemi może uprawiać tytoń… To jednak nie każdy potrafi robić potaż, smołę, popiół mydlarski i budować statki… Któż inny, lepiej niż ja, złą decyzją może pozbyć się niezbędnych rzemieślników? Potrzebuję czasu… A oni tego czasu nie chcą mi dać… Jeśli zabraknie rzemieślników, Londyn się wścieknie… Wszak drzewo… to złoto Wirginii, w ich mniemaniu… A nikt inny, oprócz Polaków, tak dobrze z drzewem obchodzić się nie umie…
– Jest jeszcze drugie dno, ekscelencjo… – powiedział cicho Rolfe.
– Jakie?
– Tytoń, wasza miłość… Wszak wiesz, sir, że to co Londyn najbardziej boli, to fakt, że sprzed nosa mają sprzątnięte zyski z tytoniu… I bardzo im się to nie podoba… Bo to, co mogłoby trafić do ich kieszeni, trafia teraz do kieszeni… osadników… A to są… tysiące funtów… Więcej niż pieniądze z drzewa…
Gubernator prychnął niecierpliwie.

– Wiem… Dlatego Londyn wprowadził sztywną cenę na tytoń… Stąd też pomysł magazynu…

– Domyślam się…
– Co w tej sytuacji czynić?
Zwiesił głowę i podniósł ją dopiero gdy usłyszał cichy śmiech Rolfe’a…
– Nie ma się z czego śmiać… Przysłali mi z Londynu pismo, że ustalają cenę na tytoń, po trzy szylingi za funt… Stanie tu magazyn, w którym nasi ludzie będą mogli nabywać różne towary… za tytoń… W przeliczeniu po trzy szylingi za funt… Londyn wyśle statki z towarami, a w zamian będzie miał tytoń… Ta operacja da im czterokrotny zysk…

– Też chcą coś z tego mieć…
– Mimo wszystko, sprawę magazynu jeszcze bym jakoś przeżył… Ale gdy uwłaszczymy Polaków, to może być precedens… A wtedy ziemi zażądają Szkoci, Walijczycy, Irlandczycy, Belgowie, Duńczycy, Norwegowie, Włosi, Grecy i cała ta hołota z kontynentu… A gdy będą ją mieli, sami zaczną handlować tytoniem.
Rolfe uśmiechnął się nieprzyjemnie.
– Już handlują…
Argall machnął ręką.
– To na razie drobne kwoty, po parę lub parędziesiąt funtów… nie mają znaczenia… Ale gdyby dostali ziemię, proporcje mogłyby się zmienić… Interesy naszych ludzi byłyby zagrożone…
– Ekscelencjo… Potrzeba czasu…
– Skąd go wziąć?
– Ugodzić się z Polakami…
– Oni chcą ziemi… I nie ustąpią, póki jej nie dostaną… Ja ich znam… Są twardzi…
– Na wszystko są sposoby…
Gubernator spojrzał na swojego sekretarza z nadzieją. Być może jego pomysł mógł uratować mu skórę i… majątek.
Przed świtem żołnierze otoczyli hutę. Ustawili stanowiska strzeleckie w szczelny pierścień posterunków, przez które, wydawało się, nikt nie mógłby się prześlizgnąć… Polacy zostali odcięci od świata. Anglicy chcieli ich złamać głodem…

*

Namotock nosił się z angielska, w surducie i w spodniach z troczkami, choć na nogach miał mokasyny i nie ściął włosów, które zdobiła czerwona przepaska. Rozpoznawali go z daleka wszyscy mieszkańcy kolonii a także jego pobratymcy. Dlatego, gdy tego ranka zbliżył się do obozu Powhatana, straże przepuściły go bez zatrzymywania. W końcu był także i u siebie…
Stary wódz, który od śmierci ukochanej córki, posiwiał, przygarbił się i zestarzał wysłuchał jego raportu o tym co dzieje się w hucie bez słowa… Gdy Namotock skończył, pokiwał głową ze smutkiem. Kazał wezwać Koracha i Paspahegha, a gdy obaj zasiedli po jego bokach nakazał przybyszowi wszystko powtórzyć od początku. Gdy Korach usłyszał o wieściach z huty pobladł. Amonuje była zagrożona… Znał białych i wiedział, że mimo iż jest żoną białego, grozi jej niebezpieczeństwo. Zresztą ten biały nic nie znaczył w swojej społeczności. Nie wiadomo, czy będzie mógł ją obronić, jeśli zajdą nieprzewidziane okoliczności… Wraz z Paspaheghiem wymienili znaczące spojrzenia.

– To wszystko… Chciałem, aby moi bracia wiedzieli co dzieje się u białych…
Korach i Paspahegh odeszli, a Powhatan pogrążył się w rozmyślaniach…
Nie chciał białych na swojej ziemi. Nie szanował ich… Zresztą jak ich cenić, skoro sami siebie wykorzystują nawzajem… Nie potrafił tego zrozumieć. On też, podobnie jak Polacy, był ciemiężony przez Anglików. Mimo starań, nie mógł otrząsnąć się z pozycji poddanego – niewolnika, kogoś kto musi się podporządkować… Najpierw ustąpił przed szantażem białych. Uwięzili Pocahontas, aby Indianie nie mogli atakować białych. Potem ją stracił… Została ochrzczona, więc jej duch opiekuńczy odszedł od niej, zostawiając ją na pastwę białych… Jej duch zerwał więzi z plemieniem, przodkami, wreszcie z nim samym.

Biali próbowali nim manipulować… Pocahontas, czy też osoba, która nią była we wcześniejszym wcieleniu, już jako Rebeka Rolfe, została przedstawiona na dworze królewskim w zamorskim Londynie… Otrzymała z rąk króla Wszech-Brytanii tytuł księżniczki Wirginii. On sam już posiadał koronę wicekróla Nowej Anglii. A to, Powhatan zdawał sobie z tego doskonale sprawę, oznaczało nieuchronność cywilizacji, przemian społecznych na jego ziemi, wśród jego poddanych, wchodzenia jednej kultury w drugą… czyli zupełnie nową jakość, coś, czego nikt nie był w stanie przewidzieć.
Andrzej Dudziński

REKLAMA

2090423799 views
Poprzedni artykuł
Następny artykuł

REKLAMA

REKLAMA

2090424099 views

REKLAMA

REKLAMA

2092220559 views

REKLAMA

2090424382 views

REKLAMA

2090424528 views

REKLAMA

2090424672 views