REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaPublicystykaŚwiat według Friedmana

Świat według Friedmana

-

Przyznam od razu, że nie wierzę, aby George Friedman napisał „Następne 100 lat”, nie korzystając z żadnych używek. Barwne opisy ataku tureckich wojsk w kosmicznych kombinezonach na Kraków albo rakiet lecących na Ziemię z tajnej japońskiej bazy na Księżycu nie mogły się wziąć tylko z nudnej pracy analitycznej. Do tego trzeba nie lada wyobraźni i istnej brawury w formułowaniu prognoz. Sam Friedman deklaruje jednak: „Nie chcę, aby traktowano poważnie szczegóły wojny w 2050 roku, którą przepowiadam”. Co do tego, że do takiej wojny dojdzie, nie ma jednak wątpliwości. Autor patrzy bowiem na politykę jak na szachownicę – ruchów na pozór jest mnóstwo, ale tylko nieliczne są możliwe, a każdy kolejny zamyka inne drogi. I tak, krok po kroku, nieuchronnie dojdzie do globalnych konfliktów, o których nawet nam się nie śniło.
WIEK AMERYKI
Niezmienne pozostanie jedno – XXI wiek będzie stuleciem Stanów Zjednoczonych. W Europie nie powstanie żadne wielkie ponadnarodowe państwo. Górę jak zwykle wezmą różne interesy poszczególnych krajów. Także Azja Południowo-Wschodnia nie będzie centrum świata. „Chiny wysyłają niemal jedną czwartą swoich wyrobów eksportowych do Stanów Zjednoczonych. Jeśli Amerykanie przestaną sprowadzać chińskie produkty lub w wyniku zmiany polityki celnej pozbawią je konkurencyjności, Chiny staną w obliczu wielkiego kryzysu gospodarczego. To samo dotyczy Japonii i innych państw azjatyckich”, przypomina Friedman. Przewiduje jednak, że militaryzacja tego regionu będzie postępować. Azjaci zaczną się zbroić z obawy przed ogromną przewagą Ameryki. Ta zaś weźmie ich potrzebę defensywy za pragnienie ofensywy, co tylko przyspieszy wyścig. Izolowane od świata pod względem geograficznym Chiny nie odegrają zasadniczej roli. Jeszcze mniej będą miały do powiedzenia Indie. Najpotężniejszym państwem w regionie wciąż pozostanie Japonia. Porzuci ona politykę neutralności, biorąc pod uwagę rozwój sytuacji w sąsiedztwie i własne problemy wewnętrzne – demograficzne i ekonomiczne.
ROZPAD ROSJI
Na drugim krańcu Azji swoją rolę odegra Rosja. Nie będzie to jednak trwało długo. Co prawda podporządkuje sobie Ukrainę, Białoruś, Gruzję, Azję Środkową i kraje bałtyckie, ale właśnie przemożna chęć odbudowania granic z czasów Związku Radzieckiego przyniesie jej zgubę. Narazi się bowiem… Polsce i innym krajom Europy Środkowej, tradycyjnie popieranym przez Stany Zjednoczone. Problemem Rosji, podobnie jak Chin, jest też brak naturalnych granic, które powstrzymywałyby ewentualnych najeźdźców.
„Na północnej europejskiej równinie Rosja jest narażona na atak, bez względu na to, gdzie wytyczone są jej granice. Nie ma tam żadnych znaczących przeszkód naturalnych. Nawet po przesunięciu granic na Zachód aż do Niemiec, jak w 1945 roku, granice Rosji nadal są pozbawione fizycznego oparcia. Jedyną przewagę zapewnia jej przestrzeń. Im dalej na zachód Europy sięgają, tym dłuższą drogę muszą przebyć zdobywcy w drodze do Moskwy”, wyjaśnia Friedman. „Dlatego Rosja zawsze parła na zachód, w głąb Niziny Środkowoeuropejskiej, a Europa zawsze parła na wschód”. Da o sobie znać również fatalna sytuacja demograficzna i gospodarcza. W efekcie Rosja upadnie około roku 2030. Jej terytorium nasycą się inne państwa – Chiny i Japonia sięgną po ziemie na Dalekim Wschodzie, Polska po Ukrainę i Białoruś, nawet Rumunii dostanie się będąca dotąd pod rosyjskimi wpływami Mołdawia.
Nigdy dość podkreślania, jak strategicznym krajem jest Ukraina. Czyni to też Friedman. Przypomina, że gdyby Rosja straciła kontrolę nad tym państwem, jej południowo-zachodnia granica staje otworem. Także 650-kilometrowy odcinek między Ukrainą a zachodnim Kazachstanem jest zagrożony. Przez ten korytarz Moskwa może kontrolować Kaukaz. Jeśli te granice są zagrożone, Rosja może de facto skurczyć się do obszarów średniowiecznych.
TURECKIE IMPERIUM
Najwięcej zyska na tym Turcja, która sięgnie daleko za Kaukaz. Friedman przypomina, że ma ona liczne atuty. „Dysponuje jedyną zapewne w całym świecie muzułmańskim nowoczesną gospodarką. […] W dodatku jest strategicznie usytuowana pomiędzy Europą, Bliskim Wschodem a Rosją. Nie jest izolowana ani skrępowana, ma zatem wielkie możliwości działania. A co najważniejsze, nie stanowi przeszkody dla amerykańskich interesów i dlatego nie stoi w obliczu ustawicznego amerykańskiego zagrożenia. […] Ze swoją kwitnącą gospodarką prawdopodobnie objawi się wkrótce w dawnej roli, jako dominująca siła w regionie”.
Na razie Stany Zjednoczone dążą do podzielenia Bliskiego Wschodu. Uważają, że czym bardziej skłócony jest ten region, tym mniejsze szanse na powstanie potężnego islamskiego państwa narodowego, które mogłoby zagrozić ich interesom. Turcja może jednak okazać się właśnie takim państwem – stojącym na czele bloku muzułmańskiego. Waszyngton przyjmie to na początku z zadowoleniem. Jego sojusznik będzie przecież kontrolował ten zapalny punkt świata i powstrzymywał Iran. Szybko jednak okaże się, że kraj ten nie jest tak świecki, jak się wydaje, i chce dążyć do granic XVI-wiecznego Imperium Osmańskiego.
HARDOŚĆ POLSKI
Polska będzie za to przewodzić wszystkim państwom Europy Środkowej. „Ani Niemcy, ani Francja, ani reszta Europy Zachodniej nie będzie przyzwyczajona do nieoczekiwanej hardości Polski, Republiki Czeskiej, Słowacji, Węgier i Rumunii. […] Uwolnione od pierwotnego strachu przed Rosjanami i patrzące bez obaw na osłabione Niemcy, wszystkie te państwa po raz pierwszy od stuleci uznają się za względnie bezpieczne”. W książce zamieszczona jest nie tylko mapa Imperium Osmańskiego, ale i granice I Rzeczypospolitej z 1660 roku. Powrót do XVII-wiecznych granic ma nastąpić cztery stulecia później. Co ciekawe, nasz region ma być wówczas najbardziej dynamiczną częścią kontynentu. Niemcy i Francuzi będą z niepokojem patrzeć na nasz rozwój. Sami są jednak sobie winni, bo rozbili NATO, Unię Europejską i nie zrobili nic, aby powstrzymać Rosję. Do lat trzydziestych XXI wieku będą więc obserwować wszystko z boku. Podobnie jak Wielka Brytania, która kompletnie porzuci politykę europejską. Szczytem wszystkiego będzie jednak zachowanie Niemiec pod koniec lat czterdziestych. Wtedy po chwili wahania zaatakują nas wspólnie z Turcją. Było to jednak do przewidzenia, bo wcześniej polsko-tureckie interesy starły się nad Morzem Śródziemnym, na Bałkanach oraz na Ukrainie. Długo można upajać się odpowiednim cytatem – „Około 2045 roku blok polski uzyska kontrolę nad Rijeką, wchłaniając Słowenię i Chorwację. […] Blok polski silnie ufortyfikuje granice z tymi państwami, nie dopuszczając do swego grona Serbii, ponieważ Polacy i inni jego członkowie nie zechcą wikłać się w serbską politykę. A wykorzystując amerykańską technologię, Polska przystąpi do szybkiej odbudowy swojego potencjału morskiego i kosmicznego, potrzebnego do konfrontacji z Turkami na Adriatyku i Morzu Śródziemnym”.
GWIAZDY BOJOWE
Wizja potężnej polskiej Marynarki Wojennej jest trudna do wyobrażenia, o potencjale kosmicznym nie wspominając. Za kilkadziesiąt lat wyda nam się jednak czymś naturalnym. Przyszłe wojny mają się toczyć głównie na oceanach i w kosmosie. Aby utrzymać
swoją przewagę nad wodami świata, USA pierwsze stworzą wielki program kosmiczny. Na okołoziemskich orbitach umieszczą ośrodki dowodzenia, chronione przez bezzałogowe samoloty. Friedman nazywa je „gwiazdami bojowymi”. Przewiduje nawet ich lokalizację. Pierwsza ma być umieszczona nad równikiem w okolicach Peru, druga nad Papuą-Nową Gwineą, a trzecia nad Ugandą. Taka lokalizacja dzieli bowiem Ziemię na trzy w miarę równe części. To właśnie z tych kosmicznych przestrzeni Amerykanie zobaczą, że potencjał Turcji i Japonii za bardzo wzrósł. Zwrócą się więc do tych krajów z sugestią większego podporządkowania się amerykańskiej polityce. Te, zamiast posłuchać, zawrą ze sobą sojusz. Mamy już więc wszystkich aktorów i krzyżujące się interesy. Polska, popierana przez Stany Zjednoczone, ściera się z Turcją. Przeciwko nim występują zaś Turcja z Japonią. Do ustalenia zostaje już tylko termin wybuchu wojny światowej.
WOJNA ŚWIATOWA
Friedman z godną podziwu precyzją wyznacza go na 24 listopada 2050 roku o piątej po południu. Przypada wtedy Święto Dziękczynienia, więc Amerykanie nie będą w stanie szybko zareagować na zmasowany atak japońskich pocisków na ich gwiazdy bojowe. Tysiące japońskich samolotów bezzałogowych uderzy w amerykańskie okręty na Pacyfiku i inne obiekty wojskowe. W tym czasie Turcy będą atakować strategiczne punkty w Europie. Możliwe, że akurat będą szturmować Kraków. Broń nuklearna nie zostanie jednak użyta przez żadną ze stron. To będzie wojna, w której od początku każdy będzie myślał o jak najkorzystniejszym porozumieniu pokojowym. Amerykanie szybko odtworzą potencjał kosmiczny, szybko powstaną też nowe samoloty ponaddźwiękowe. Nie tylko odeprą atak Japonii, lecz także pomogą atakowanej przez Turków Polsce. Po naszej stronie stanie też bierna do tej pory Wielka Brytania. Po kilku latach zmagań wygramy tę wojnę. Warunki pokoju będą dyktować rzecz jasna Amerykanie. Nie będą oni chcieli niszczyć żadnego z państw. Będzie im zależeć na tym co zawsze – na równowadze sił. Z jednej strony pomiędzy Japonią, Koreą i Chinami, z drugiej między blokiem polskim i tureckim.
Friedman przewiduje jednak, że w tym drugim przypadku nie do końca się to uda. Polska po wojnie będzie zbyt potężna dla wszystkich. „Na dłuższą metę Stany Zjednoczone nie będą zachwycone perspektywą prężnej, pewnej siebie Polski dominującej w Europie. Dlatego zaczną zachęcać swojego najbliższego sojusznika, Wielką Brytanię, która wniesie istotny wkład w wojnę, do zwiększenia gospodarczych i politycznych wpływów na kontynencie. Wobec demograficznej i ekonomicznej zapaści Europy Zachodniej, jak też w obawie przed Polską potęgą, Wielka Brytania ochoczo zorganizuje pakt przypominający nieco XX-wieczne NATO. Jego celem będzie umocnienie Europy Zachodniej i zablokowanie z Niemiec, Austrii lub Włoch polskiej ekspansji na zachód. Stany Zjednoczone nie przyłączą się do tego sojuszu, ale poprą jego utworzenie”. To chyba najbardziej sensacyjne fragmenty w całej książce. USA z Wielką Brytanią tworzą NATO-bis, bo około 2060 roku obawiają się potężnej Polski. Znając jednak nasze szczęście, bardziej prawdopodobne jest, że 21 grudnia 2012 roku wraz z kalendarzem Majów po prostu skończy się świat i stracimy szansę na bycie mocarstwem. Historia zawsze była przeciwko nam.
Marek Pielach,
Polska Zbrojna
nr 48/2009

REKLAMA

2090321407 views

REKLAMA

REKLAMA

2090321707 views

REKLAMA

REKLAMA

2092118167 views

REKLAMA

2090321990 views

REKLAMA

2090322136 views

REKLAMA

2090322280 views