REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaPublicystykaLepsze wyrachowanie niż błaznowanie (Korespondencja własna „Dziennika Związkowego”)

Lepsze wyrachowanie niż błaznowanie (Korespondencja własna „Dziennika Związkowego”)

-

Warszawa – Podczas kampanii do wcześniej zwołanych wyborów parlamentarnych w 2007 r. szef ówczesnej opozycji (a obecny premier) Donald Tusk obiecywał Polakom „cud gospodarczy” oraz zbudowanie „drugiej Irlandii”. Obecna opozycja, partia braci Kaczyńskich Prawo i Sprawiedliwość, dziś nabija się z tej obietnicy, przyznając jednak, że przynajmniej w połowie Tusk dotrzymał danego słowa. Polska bowiem coraz bardziej zbliża się do poziomu kryzysu przeżywanego obecnie przez Irlandczyków.

Nie ma co jednak przywiązywać wagi do słów rzucanych podczas kampanii wyborczej, kiedy jedynym celem jest wygranie wyborów. Wiadomo, że przed wyborami wszystkie chwyty są dozwolone, wyborcom obiecuje się wszystko, a po zwycięstwie zobaczy się, co z tego da się zrobić. Albo i nie!

REKLAMA

Tym niemniej jednak, w ostatnim czasie na polskiej scenie politycznej rzeczywiście dokonał się cud. Może nie gospodarczy, ale z pewnością polityczno-obyczajowy. Prezydent Lech Kaczyński w sprawach niemieckich zgadza się ze swym onegdajszym adwersarzem, Władysławem Bartoszewskim. Prezydent także zamierza lobbować w swych kontaktach zagranicznych za kandydaturą Radosława Sikorskiego na szefa NATO. Jego brat-bliźniak Jarosław Kaczyński, prezes PiS, który niedawno uważał Radka Sikorskiego za zdrajcę za przejście z rządu PiS do PO, teraz popiera jego kandydaturę na to stanowisko.

Sikorski natomiast na ambasadora Polski przy ONZ typuje swoją poprzedniczkę, Annę Fotygę z PiS, na której Platforma jeszcze niedawno nie zostawiała suchej nitki. Jednocześnie na stanowisko sekretarza generalnego Rady Europy premier Tusk wysuwa kandydaturę b. komunisty Włodzimierza Cimoszewicza. W ub. miesiącu natomiast na kolejny szczyt Unii Europejskiej, poświęcony przeciwdziałaniu kryzysowi, prezydent i premier RP zgodnie się umówili, że jedno miejsce przysługujące każdemu krajowi w Pradze czeskiej tym razem zajmie szef rządu Tusk. Obyło się—o dziwo!—bez tarć, kłótni, wymiany wyzwisk czy zabierania komukolwiek samolotu. Gdzie indziej takie sprawy nie zasługiwałyby na miano cudu, ale w Polsce?!

Ważnym zwrotem w stronę „polityki zgody i miłości” (?!) była wypowiedź polskiego prezydenta. L. Kaczyński stwierdził, że „podpisałby się” pod słowami Władysława Bartoszewskiego, który zarzucił Erice Steinbach, przywódczyni niemieckiego Związku Wypędzonych (Bund der Vertriebenen) konsekwentnie negatywną ocenę Polski i Polaków i nazwał ją „anty-Polką”. Jako pełnomocnik premiera Tuska ds. dialogu międzynarodowego Bartoszewski został wysłany do Niemiec, by przedstawić polski sprzeciw wobec jej nominacji do rady fundacji upamiętniającej wysiedlonych Niemców. Bartoszewski powiedział m.in., że „pani Steinbach tak się dokładnie nadaje do pertraktacji z Polską, jak zdecydowany antysemita do pertraktacji z Jerozolimą”.

Steinbach zarzuciła Polsce mieszanie się do wewnętrznych spraw Niemiec i szantażowanie Niemiec, a przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert skrytykował wypowiedź Bartoszewskiego o Steinbach jako niesprawiedliwą. W liście opublikowanym w prasie niemieckiej Lammert zwrócił się do Bartoszewskiego o umiarkowanie, oskarżając polskie środki masowego przekazu o tworzenie fałszywego obrazu Steinbach poprzez „czasami mylące lub grubiańsko demonizujące doniesienia”.

Bystry i ruchliwy, mimo swoich 87 lat, Bartoszewski słynie z ostrego języka, o czym wspomniał prezydent Kaczyński. Często dostawało się braciom Kaczyńskim i ich formacji politycznej. Na pamiętnym krakowskim wiecu przedwyborczym we wrześniu 2007 r. o rządach PiS Bartoszewski powiedział: „Nie wierzcie frustratom czy dewiantom psychicznym, którzy swoje problemy psychiczne odreagowują na narodzie. Ja chcę umrzeć w kraju wolnym i stabilnym! Kategorycznie wypraszam sobie lżenie Polski przez niekompetentnych członków rządu, niekompetentnych dyplomatołków!” Słowa te zostały wymierzone m.in. w ówczesną minister spraw zagranicznych, Annę Fotygę, uchodzącą w kręgach platformerskich za niekompetentnego szkodnika.
Mimo to, obecny minister spraw zagranicznych Sikorski obecnie określa Fotygę jako osobę mającą „duże doświadczenie”, jak i duże szanse zostania ambasadorem polskim przy Narodach Zjednoczonych. Co do Steinbach, to Sikorski przebił nawet Bartoszewskiego”, mówiąc: „Przyszła do Polski z Hitlerem i z Hitlerem musiała się z niej wynosić. Szef polskiej dyplomacji podziękował kanclerz Niemiec Angeli Merkel za wstrzymanie powołanie rady fundacji budującej muzeum poświęcone wypędzeniom, której jedną z kandydatek miała być szefowa Związku Wypędzonych, Steinbach.

Prawie wszystkich Polaków, mających jakąkolwiek wiedzę historyczną, łączy niechęć do równania doświadczeń wypędzonych ze zbrodniami, których z rąk hitlerowców ofiarami byli Polacy. „Przesiedlenia to rezultat II wojny światowej wywołanej przez Niemcy, w ramach której dokonano olbrzymich zbrodni, że przypomnę Holokaust, ale też dokonanych na narodzie polskim. W tych warunkach, to co się stało na Ziemiach Zachodnich – szczególnie, że Polska utraciła znaczną część wschodnich terytoriów – było rzeczą stanowczą, ale niezbędną” – ocenia prezydent Kaczyński. „Jestem za dobrymi stosunkami Polski z Niemcami, nie mogą one jednak polegać na tym, że jedna strona musi ustępować”.

Wielu Polaków zdziwiło natomiast ogłoszenie, że Włodzimierz Cimoszewicz, były postkomunistyczny premier i minister spraw zagranicznych, a obecnie senator niezależny, jest kandydatem Polski na sekretarza generalnego Rady Europy. Jest to ciało, które przede wszystkim zajmuje się monitorowaniem przestrzegania praw człowieka. Premier Tusk tłumaczył te nieoczekiwane kandydatury tym, że „Polski nie stać na marnowanie doświadczonych zasobów kadrowych”.

Jednak zdaniem obserwatorów rządowe poparcie dla Fotygi ma wynikać z umowy między premierem Tuskiem i prezydentem Kaczyńskim, zgodnie z którą, prezydent ma wspierać kandydaturę Sikorskiego na szefa NATO, zaś premier zgodzić się na nominację Ewy Junczyk-Ziomeckiej na konsula generalnego RP w Nowym Jorku oraz Anny Fotygi na ambasadora RP przy ONZ.

Natomiast oficjalne wysunięcie kandydatury Cimoszewicza największe zamieszanie wywołało w postkomunistycznym obozie SLD, z którego się wywodzi. Tam trwają spekulacje, czy Tusk chce udowodnić, że ma szeroką bazę poparcia, czy zmniejszyć szansę polskiej lewicy w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Faktem jest, że Cimoszewicz – mimo iż wywodzi się z ubeckiej rodziny i należał do PZPR aż do jej rozwiązania – w ostatnich latach zdystansował się od SLD, a w 2007 r. kandydował do Senatu jako jedyny polityk bezpartyjny.

Nie jest to zatem prawdziwy cud, jakieś nagłe olśnienie czy opamiętanie, bo sceną polityczną nad Wisłą zaczyna kierować (oby tak dalej!) normalne wyrachowanie polityczne. Jak świat światem, zawsze i wszędzie, w demokracjach i dyktaturach toczyły się i toczą zakulisowe targi i uzgodnienia na zasadzie coś za coś, czy kogoś za kogoś. Nie ma to wiele wspólnego z przejrzystą polityką przy otwartej kurtynie, ale taka naprawdę nigdzie nie istnieje.

Ponieważ wścibscy dziennikarze dziś niby wszędzie docierają, można odnieść wrażenie, że niczego już nie da się przed społeczeństwem ukryć, zwłaszcza w dobie mediów elektronicznych. Ale gdy przychodzi co do czego, politycy jak zawsze decyzje podejmują w zaciszu swoich gabinetów. Dopiero potem przed kamerami uzasadniają je zgodnie z potrzebami chwili i oczekiwaniem elektoratu tak czy inaczej.

Lepsze jednak to niż gorszące pokazy polskiej niezgody, swarliwości i zwykłej głupoty na forum międzynarodowym. Mieliśmy kilka takich widowisk jesienią u
b. roku. Prezydent Kaczyński ostentacyjnie zbojkotował uroczystości związane z 25. rocznicą przyznania Lechowi Wałęsie Pokojowej Nagrody Nobla. Na uroczystości te przybyły m.in Dalajlama i prezydent Francji Nicolas Sarkozy, co oznaczało to, że kamery telewizyjne, flesze i mikrofony świata były w tym czasie skierowane na Polskę.

Wkrótce potem z podobną ostentacją rząd Donalda Tuska zbojkotował galę prezydencką, zorganizowaną przez głowę państwa dla uczczenia 90. rocznicy odrodzenia Polski. Ale to jeszcze nic w porównaniu z kłótnią o to, kto ma Polskę reprezentować na szczytach unijnych w Brukseli, i z zabawą w krzesła przy stole konferencyjnym i samoloty. Barwne, lecz bezpłodne pyskówki bywają chlebem powszednim polskiego Sejmu i może nawet są rodzajem wentylu bezpieczeństwa, ale poza krajem mało kogo obchodzą. Gdy natomiast polsko-polskie niesnaski wywleka się na forum światowe, wówczas Polska i Polacy jako całość wypadają jako banda niedojrzałych i niepoważnych błaznów.
Robert Strybel

REKLAMA

2090281762 views

REKLAMA

REKLAMA

2090282062 views

REKLAMA

REKLAMA

2092078523 views

REKLAMA

2090282346 views

REKLAMA

2090282493 views

REKLAMA

2090282637 views