REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaPublicystykaJamestown - Nowa Polska XXVII - Opowieść o polskich osadnikach

Jamestown – Nowa Polska XXVII – Opowieść o polskich osadnikach

-

Kilka tygodni później do nabrzeża przybył statek z Wirginii, na którym przybył Maćko Gramza. Nie zabrało mu dużo czasu, by ustalić w którym domu mieszka znany kupiec Stefański z rodziną. Był już dojrzałym mężczyzną, któremu nie zbywało urody i postawy. Kilka dni później, już w nowej księdze Zbyszko opisał jego pierwsze spotkanie z Johasią, gdy stanęli naprzeciw siebie. On spłonił raka, ona spuściła oczy…

Pierwszego wieczoru, gdy siedzieli przy wieczerzy, z dala od siebie, prawie w ogóle na siebie nie spoglądali. Zbyszko wypytywał Maćka o wieści z Wirginii, ale ten nie miał zbyt wielu wiadomości o Polakach. Rozproszyli się po całej Nowej Anglii, niektórzy jak Stojka i Źrenica przenieśli się do Nowej Holandii, a Sadowscy do Nowej Francji. Maćko, speszony obecnością Johasi, niezbornie odpowiadał na szczegółowe pytania, dopiero kilka kielichów wina rozwiązało mu język. Nabrał śmiałości i ze swadą opowiadał, jak jego starszy brat ożenił się z Marysią, córką Amonuje i Jana Bogdana, z którą mieli troje dzieci. Uprawiał tytoń na ponad stu akrach ziemi, którą w międzyczasie otrzymał z kolejnych nadziałów i wykupił od osadników wyjeżdżających się do innych regionów Nowej Anglii. Zatrudniał kilkunastu czarnoskórych robotników, którzy mieli co robić na farmie od rana do wieczora. Maćko zaś gospodarował na pierwotnych ziemiach Polaków, bo dzięki zrządzeniu losu jemu się one dostały.
Po wyjeździe Stojków, Źreniców i Sadowskich dokupił jeszcze tereny po zmarłym Szkocie i dwóch Włochach, którzy postanowili wracać do ojczyzny.

REKLAMA

Tym sposobem zgromadził ponad sto pięćdziesiąt akrów, na których uprawiał tytoń, kukurydzę i pszenicę. Teraz przyjechał po żyto, którym chciał zasiać kilka zagonów na próbę. Opowiadał o bulwach ziemniaczanych, które przywędrowały do Wirginii z Ameryki Południowej, w ślad za tytoniem. Zbyszko znał tę roślinę, która w Europie była rarytasem i niejeden kawaler uderzając do panny w koperczaki, niósł ją w prezencie, niczym bukiet rzadkich kwiatów.

Maćko zachwalał bulwy ziemniaczane, jako znakomity produkt, który może zastąpić kukurydzę, jako jadło. Był rolnikiem i hodowcą. Miał swoją stadninę koni i sporo bydła. Wciąż myślał jak doskonalić uprawy i hodowlę. Tytoń sadził, jak inni, ale edykt królewski wniósł sporo obciążeń dla plantatorów i choć liście nadal się opłacały, nie przynosiły już takich zysków jak dawniej.
– Na czym więc robisz interesy? – zapytał Zbyszko.

– Wirginia, panie Stefański, i cała Nowa Anglia, budują się na potęgę. Interes jest w tartakach…

I z tą myślą Maćko przyjechał do Europy. Tu chciał zakupić narzędzia, znaleźć fachowych ludzi, którzy mogliby u niego pracować…

Zbyszko uśmiechnął się i pokiwał głową. To było do przewidzenia. Prędzej czy później ta branża musiała ruszyć. To było jasne od chwili, gdy stawiali dom dla Powhatana. Ale ten biznes zaczęli Polacy i Niemcy. Teraz Polak chciał inwestować w rozwój tego rzemiosła, widział konkretną przyszłość, już nie z perspektywy najemnego robotnika, a przedsiębiorcy budującego nową gałąź przemysłu…

Zbyszko, jako człowiek znający się na rzeczy i mający stosunki nie tylko w Amsterdamie, ale i w Gdańsku, Elblągu i Królewcu, obiecał Maćkowi daleko idącą pomoc.

Z Johasią lody zostały przełamane po kilku dniach. A tydzień później młodzi obwieścili obojgu Stefańskim, że chcą się pobrać.
– Jakże to? – zdziwiła się Bertie. – To Maćko zostaje w Amestedamie?
– Nie – odparł wesoło Gramza. – Johasia jest gotowa wracać ze mną do Wirginii.
– Naprawdę? – oczy Bertie zrobiły się okrągłe jak dukaty.
– Tak, mamo… Dziwi cię to? Przecież tam się urodziłam… To moja ziemia…
– Właśnie… – wszedł jej w słowo Maćko. – Ja przejąłem ziemię od Sadowskich, a wcześniej pan Zbyszko oddał panu Stachowi ją w dzierżawę. Takoż i ziemia należy do Johasi…

– Prawda to… Ale jakże to, chcesz rodziców na starość opuścić, moje dziecko?
Szła za głosem serca i Zbyszko, jak i w końcu Bertie nie robili jej przeszkód, a odwrotnie, cieszyli się jej szczęściem, tak długo wyczekiwanym przez te lata, gdy krótko po ślubie owdowiała. Jej męża, holenderskiego kupca pochłonęło morze w niecały rok po ślubie, podczas wyprawy handlowej.

Ślub odbył się dwa miesiące później, a jeszcze przez pewien czas trwały przygotowania do wyjazdu. Na odjezdnym Zbyszko wręczył Johasi grubą księgę, w której spisał dzieje pierwszych Polaków w Wirginii, a których ona jako mała dziewczynka pamiętać i ich wagi pojmować nie mogła.

– To dla waszych dzieci – rzekł Zbyszko. – By wiedziały jakie są ich korzenie, i aby tę księgę przekazywały swoim dzieciom, i tak z pokolenia na pokolenie…
Dwa miesiące później Gramzowie byli już w Wirginii. Przeżyli jeszcze czterdzieści wspaniałych lat wspólnego życia, doczekawszy się dzieci, a potem gromadki wnuków. A księga spisana przez Zbyszka Stefańskiego, została z czasem przetłumaczona na angielski, a potem z pokolenia na pokolenie przekazywano ją najstarszemu synowi… Jedną z kopii, pochodzącą z XIX w. można odnaleźć w Bibliotece Kongresu W Waszyngtonie.

KONIEC
Bohaterowie, ich nazwiska i wydarzenia opisane w tej opowieści są prawdziwe. Można je odnaleźć w Kronikach Wirgińskich i innych dokumentach z tamtych czasów. Przytoczone wypadki rozpoczynają współczesną historię Ameryki i udział w niej Polaków. Niektóre poboczne wątki zostały zrekonstruowane z przesłanek odnalezionych w źródłach historycznych. Inne, nie mające wpływu na prawdę historyczną, powstały w wyobraźni autora, który z opisywania niektórych wydarzeń i wątków zrezygnował, dla przejrzystości tej historii.
Andrzej Dudziński

REKLAMA

2090241027 views

REKLAMA

REKLAMA

2090241327 views

REKLAMA

REKLAMA

2092037787 views

REKLAMA

2090241610 views

REKLAMA

2090241756 views

REKLAMA

2090241901 views