REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Zamykanie pętli

-

Dziwne są losy ludzi ciekawych świata, poszukujących, nie do końca spełnionych. Tacy zawsze szukają, realizują plany dla innych niepojęte, emanują energią, która wydaje się niezniszczalna. Do takich osób należy Agnieszka Martinka, która właśnie od dwóch tygodni odwiedza Chicago. Nie byłoby nic dziwnego w tych odwiedzinach, w końcu wielu rodaków przybywa do Stanów Zjednoczonych i naszego miasta zobaczyć rodziny lub przyjaciół, gdyby nie to, że Agnieszka robi to w sposób zupełnie niekonwencjonalny. Po pierwsze, nie ma tu bliskich. Po drugie, przywiozła do Chicago wspomnienia swoich wcześniejszych podróży. Po trzecie, wystarczy z nią poprzebywać krótką chwilę, żeby wydała się dobrą znajomą.

Agnieszka Martinka pochodzi z województwa lubelskiego, natomiast studiowała (geologię) we Wrocławiu, a poza tym ukończyła studia menedżerskie. Zawodowo związała się z biznesami finansowymi, ale jej prawdziwą pasją jest kolarstwo. Nie to sportowo-profesjonalne, ale raczej turystyczno-poznawcze. Jako pierwsza i jak do tej pory jedyna kobieta okrążyła na rowerze największe jezioro Afryki – Jezioro Wiktorii. Pokonując tysiąc siedemset kilometrów, przekraczając granice trzech państw i fotografując to, co ją po drodze najbardziej fascynowało. Po powrocie z tej podróży powstała książka, o której poniżej.

Już okładka z tytułem, połączonym z nazwiskiem autorki, frapuje: Agnieszka Martinka SZYBSZA NIŻ LEW. Dopiero na stronie tytułowej czytelnik dowiaduje się, że prawdziwy tytuł brzmi: …musisz być szybsza niż lew, i domyśla się, że to cytat. W miarę czytania, na stronie 164, wyjaśnia się, skąd ten cytat pochodzi, a zarazem poznajemy stosunek znajomych autorki do jej zamysłu i ponad rocznego przygotowywania się do wyprawy rowerowej.

Cała książka zbudowana jest w formie opowieści o przeżyciach bieżących, ale od czasu do czasu autorka wraca do wcześniejszych wspomnień z poprzedniego pobytu w Afryce, kiedy to turystycznie, na zorganizowanej wycieczce odwiedziła Egipt i część środkową kontynentu. Przypomina sobie, jak wchodziła na góry Kenia i Kilimandżaro, dzięki czemu czytelnik może poznać i tę część jej biografii. Agnieszka porównuje również swoje doznania do tych, które opisywał w Hebanie Ryszard Kapuściński. Komentuje też dochodzące ją wiadomości z Polski (dzięki sms-om), co w zupełnie egzotycznych warunkach i krajobrazie powoduje zaskakujące zderzenie.
Książka jest bardzo osobista, autorka zwierza się ze swojej kondycji fizycznej, emocji, spontanicznych zachowań, a jednocześnie może służyć za przewodnik po odwiedzanych terenach. To dzięki obrazowości opisów, rzetelności i drobiazgowości informacji. Czytelnik prawie czuje smak i zapach owoców, poznaje topografię przydrożnych hotelików i tubylczych wiosek, podziwia krajobraz. Waloru opowieści dodają liczne zdjęcia robione przez Agnieszkę. Fotografia to jej kolejna pasja. Przeważają portrety dzieci, które jak pisze autorka: „… dzieci spotykane na trasie wokół Jeziora Wiktorii dobrowolnie, bezinteresownie i z radością wchodziły w obiektyw mojej minolty. Bawiły się przy tym świetnie”.

Są zdjęcia dróg i pejzażu, zabudowań i akcji (naprawa roweru), jednak ludzie są najczęstszym obiektem zainteresowań autorki. Afryka na tych fotografiach jest kolorowa i pogodna, mimo że w czasie pobytu tam Agnieszki – 31 grudnia 2003 r. do 20 stycznia 2004 r. – zaczynały się już zamieszki w Tanzanii, Kenii i Ugandzie.

Według filozofii Agnieszki Martinki życie zatacza pętle. Nigdy nie wiemy, kiedy wrócimy do miejsc poszukiwanych. W swojej zaplanowanej i konsekwentnie zrealizowanej podróży jednej rzeczy nie udało jej się wykonać. Jak pisze: „ Po publikacji artykułu (na temat planowanej wyprawy – przyp. BJ) skontaktował się ze mną Grzegorz T., syn dziecka tułacza, wywiezionego w 1940 roku z Grodna na Sybir. Grzegorz opowiedział mi historię swojego ojca, któremu udało się dwa lata później wyjść z ZSRR wraz z ewakuowanym polskim wojskiem i znaleźć schronienie w Afryce. Ojciec Grzegorza, wówczas ośmioletni chłopak, zamieszkał w polskim osiedlu Koja niedaleko Kampalii. Obiecałam Grześkowi, że postaram się odnaleźć ślady polskiego osiedla… (…) Niestety na naszej mapie nie było takiej nazwy. Kierowcy otwierali szeroko oczy, dziewczyna w recepcji również nie słyszała o Koji. (…) O północy wysyłałam jeszcze sms-y do Polski, z prośbą o odszukanie w internecie dokładnego położenia Koji. Ale telefon milczał”.

Czyli przed autorką kolejna pętla i prawdopodobnie nie jedyna. W prywatnych rozmowach Agnieszka przyznaje, że chciałaby znowu odwiedzić Chicago. Chociażby po to, aby objechać na rowerze jezioro Michigan. Życzę jej, aby życie i tę pętlę jej zapewniło. Chociaż przebywając wśród tutejszej Polonii … musi być mądrzejsza niż sowa.
Bożena Jankowska

REKLAMA

2091043246 views
Poprzedni artykuł
Następny artykuł

REKLAMA

2091043545 views

REKLAMA

2092840004 views

REKLAMA

2091043827 views

REKLAMA

2091043974 views

REKLAMA

2091044118 views