REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Poszliśmy w tango!

-

Tłumy, które kłębiły się przed Art Gallery Kafe w ostatnią niedzielę karnawału (14 lutego), udowodniły, że program Joanny Kmieć poświęcony historii tanga, a wyśpiewany przez naszych aktorów, trafił w potrzeby widzów. A ponieważ był to również dzień zakochanych – Walentynki – nie zabrakło par, w różnym wieku. Koncert zgromadził przynajmniej trzy generacje miłośników tego argentyńskiego tańca.

 

REKLAMA

Okazuje się jednak, że najpierw było tango afrykańskie z rytmem bębnów, przywiezione do Argentyny przez Murzynów z Kuby. W latach 1870. niemieccy marynarze grali tanga na prymitywnych akordeonach. Często grali je w burdelach i tawernach Buenos Aires, a tańczyli ze sobą mężczyźni, zabijając tym czas oczekiwania na partnerkę do innych trochę ruchów. Stamtąd muzyka trafiła pod strzechy i na ulice Argentyny.

 

Od tanga tańczonego pod gołym niebem pojawiają się dwa charakterystyczne kroki, oczywiście, obecnie w stylizowanej formie. Pierwszy to podnoszone nogi, z których jakby otrząsa się błoto. Drugi to przesuwanie nóg po podłodze, kreślenie figur i linii, które w począt-kach historii tańca były podziwiane przez widzów na równi z tańcem. Ponieważ tango wymaga bliskości partnerów i patrzenia sobie w oczy, szybko zyskało miano najbardziej erotycznego tańca. Mit ten podtrzymało światowe kino. Od filmów z Rudolfem Valentino po „Ostatnie tango w Paryżu” erotyka i tango splotły się w jedno, jako symbol niekontrolowanej i nieograniczonej pasji.

 

Taniec nie objawiłby się ogromną popularnością, gdyby nie muzyka. Naj-słynniejsze tango „La Cumparsita” to aranżacja urugwajskiego marsza. Tango milonga to z kolei wersja tanga salonowego, posuwistego, ale z gwał-townymi zwrotami i ruchami głowy. Takie tanga były popularne w Polsce już przed pierwszą wojną światową. Chociaż polska wersja to utwory sentymentalne, nostalgiczne, wypełnione smutkiem przemijania, niespełnionej miłości, do bólu romantyczne. Mało mają wspólnego z ognistym argentyńskim rytmem, ale bardzo się w naszym kraju przyjęły.

 

Dlatego nie dziwota, że niewielka sala AGK wypełniła się po brzegi, a niektórzy i odejść musieli z braku miejsc. Historię tańca prezentowali Joanna Kmieć i Mirosław Krawczyk, grali ogniście Janusz Pliwko na pianinie i Andrzej Balawender na skrzypcach, a śpiewali z pełną ekspresją: Alicja Szymankiewicz, Anna Włoch, Bogdan Łańko i Stanisław Wojciech Malec. 

 

Leciał przebój za przebojem. Od najstarszych – „Tango milonga”, „Chryzantemy złociste”, „To ostatnia niedziela”, poprzez międzynarodowe „La paloma”, „Besame mucho”, „Jalousie”, do najnowszych „Czy te oczy mogą kłamać” i „Takie tango”. Widownia śpiewała, klaskała, byłaby tańczyła, gdyby było gdzie. Wykonawcy przeszli samych siebie, gdyż radość i życzliwość płynącą z sali dodały im skrzydeł. 

 

Szkoda tylko, że Joanna robi swoje programy na „jeden raz”. Nie powtarza, a przecież sukces sobotniego wieczoru powinien ut-wierdzić ją w przekonaniu, że dobrze przygotowany, poprowadzony i wykonany występ to gwarantowany sukces. Może to się zmieni i częściej będziemy mieli okazję posłuchać piosenek francuskich czy włoskich, albo potańczyć (choćby na krzesłach) w rytm tanga, samby, rumby, cha-cha.

 

Dla mnie natomiast najciekawsze, najśmiesz-niejsze, najbardziej kultowe tango zostało uwiecznione w filmie „Pół żartem, pół serio”. Kto nie widział, niech żałuje!

 

Tekst i zdjęcia:

Bożena Jankowska

REKLAMA

2091060194 views

REKLAMA

2091060493 views

REKLAMA

2092856952 views

REKLAMA

2091060774 views

REKLAMA

2091060920 views

REKLAMA

2091061064 views