Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 10 października 2024 11:33
Reklama KD Market

Rajd Dakar – Polacy znowu na podium w klasie UTV, życiowe wyniki polskich motocyklistów

Nie było jeszcze dnia bez polskich załóg na podium w klasie UTV. Na 10. etapie Rajdu Dakar drugie miejsce zajęli Aron Domżała i Maciej Marton, ale za to po raz pierwszy w czołowej trójce zabrakło któregoś z braci Goczałów. Obaj polscy motocykliści startujący w Rajdzie Dakar uzyskali na 10. etapie życiowe wyniki. Maciej Giemza zajął siódme miejsce, a Konrad Dąbrowski był 24. "Szczerze mówiąc, ciągle to do mnie nie dociera" – powiedział na mecie w Biszy Giemza.

Domżała z Martonem stracili blisko dwie minuty do litewsko-hiszpańskiej załogi Rokas Baciuska - Oriol Mena. Jak przyznał Domżała, są trochę zawiedzeni drugim miejscem, bo liczyli na zwycięstwo.

"Chcieliśmy dzisiaj wygrać, ale cały odcinek jechaliśmy w kurzu. Tylko pierwsze kilometry to były wydmy, a potem bardzo szybko i nie można było nic nadrobić, bo bez przerwy +gaz w podłodze+. Na końcu tylko jakieś kaniony, ale tam utknęliśmy za załogą, która nie chciała nas przepuścić. A na dodatek ostatnie 10 kilometrów jechaliśmy na kapciu" – opisał środową rywalizację Domżała.

Fabryczny kierowca Can-Ama ma nadzieję, że w czwartek dostanie wolną rękę od zespołu i znowu będzie mógł walczyć o zwycięstwo.

"Jutro startujemy jako jedni z pierwszych. Prowadzący w rajdzie Austin Jones będzie miał pomoc Gerarda Farresa Guella, więc chyba dostaniemy wolną rękę. Sytuacja nie jest na tyle krytyczna, żebyśmy musieli na nich czekać i jechać za nimi. Ale pewnie tak będzie na ostatnim etapie, bo wtedy wszystkie ręce na pokład i będziemy asekurować to pierwsze miejsce" – przyznał Domżała

I dodał: "Nie mamy nic do stracenia. W +generalce+ się nie liczymy, więc jeśli nie będzie jutro team order, to będziemy jechać na maksa, żeby wygrać etap. W najgorszym razie poczekamy sobie przy ognisku na ciężarówkę serwisową".

Braci Goczałów zabrakło tym razem na podium, ale Michał jest nadal trzeci w klasyfikacji generalnej i to jego atak w ostatnich dwóch dniach będzie chciał odeprzeć Can-Am. Przyznał, że na środowym etapie popełnił błąd.

"To był szybki odcinek i nie byliśmy w stanie nic więcej zrobić. Źle ustawiliśmy samochód przed startem, mieliśmy zbyt duże ciśnienie w oponach, bo spodziewaliśmy się więcej kamieni na trasie" – relacjonował po dotarciu do mety odcinka specjalnego Michał Goczał.

Giemza już wtorkowy etap miał bardzo udany, zajmując 10. miejsce. Wtedy mówił, że przed rajdem wziąłby to w ciemno. Dzień później nie krył radości z jeszcze lepszego wyniku.

"To siódme miejsce to jest spełnienie moich oczekiwań przed tym Dakarem, a może nawet trochę więcej. Szczerze mówiąc, nadal to do mnie jeszcze nie dociera. Jestem mile zaskoczony swoim tempem na dzisiejszym etapie. Wszystko było w granicach bezpieczeństwa, a czas byłby jeszcze lepszy, gdyby nie minimalna wywrotka w piachu, bo większość etapu jechałem na 4-5 miejscu. Stawka jest bardzo mocna, bo mało zawodników odpadło" – podkreślił na mecie.

Zawodnik Orlen Teamu zapewnił, że teraz chce przede wszystkim dojechać do mety i na dwóch pozostałych etapach nie będzie nadmiernie ryzykował.

"Na klasyfikację generalną po tym pechowym pierwszym etapie przestałem patrzeć, bo z tymi stratami czasowymi wiedziałem, że cudów to się tutaj już nie zrobi. Ale te pojedyncze udane etapy bardzo mnie cieszą. Jutrzejszy, ostatni powyżej 300 kilometrów, myślę, że pojadę tempem super bezpiecznym, bo teraz priorytetem dla mnie jest dojechanie do mety rajdu" - zapewnił Giemza, który w klasyfikacji generalnej jest 19.

Dużo satysfakcji środowy etap dał też 20-letniemu Dąbrowskiemu.

"Jeszcze nigdy tak dobrze nie było ani pod względem miejsca, ani pod względem straty do pierwszego zawodnika, bo to tylko 12 minut. Poziom w tym roku jest niesamowity. Chyba nigdy wcześniej na tak późnym etapie Dakaru 24. zawodnik miał tylko tyle straty. Ja jestem w klasyfikacji generalnej teraz na tym samym miejscu, na którym zakończyłem rok temu, a straty do pierwszego mam chyba cztery czy pięć godzin mniej" – powiedział Dąbrowski.

Dodał, że pierwsze gratulacje odebrał od taty Marka, wielokrotnego uczestnika Rajdu Dakar.

"Tata był szczęśliwy, ale od razu zapytał, czy to jeszcze nie za szybko na wyprzedzanie takich zawodników, jak Joan Pedrero, bo rzeczywiście go dzisiaj minąłem. Chwali mnie bardzo, ale nic się nie zmienia w tym, że próbuje mnie trochę spowolnić, ale ja też niezmiennie mu się nie daję" – zapewnił.

Motocyklista DUUST Rally Teamu nie ma specjalnej taktyki na dwa ostatnie etapy.

"Ja zawsze jadę tak, jak się tego dnia czuję na motocyklu. Nie umiem przyspieszyć, jak czuję się źle, i też nie umiem jechać wolno, jak wszystko jest w porządku. Będę jechał na tyle, na ile pozwoli mi samopoczucie. Trochę szkoda, że ten rajd się kończy, bo długo się rozgrzewam. W zeszłym roku też tak było, że dopiero po kryzysie pokazałem swoją prawdziwą formę. Tu kryzys miałem na 8. etapie, a dwa kolejne były jak do tej pory najlepsze" – podsumował Dąbrowski.

(PAP)


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama