Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 14:29
Reklama KD Market
Reklama

Król z kolumny

Król Zygmunt III Waza w 1596 roku przeniósł stolicę Polski z Krakowa do Warszawy. Uznano, że Warszawa, jako położona centralnie, najlepiej nadaje na miejsce posiedzeń sejmów. Początkowo Zygmunt dojeżdżał z Krakowa na obrady. Ale gdy na Wawelu wybuchł pożar, spowodowany eksperymentami alchemicznymi z udziałem króla, Zygmunt zaczął rezydować na warszawskim zamku, dawnej siedzibie książąt mazowieckich...

Warszawa, metodą faktów dokonanych, stała się stolicą Polski. Zygmunt III Waza miał też osobisty interes, aby zamieszkać w Warszawie. Stamtąd było mu bliżej do Szwecji, której także był królem.

Po przeprowadzce Zygmunta do Warszawy sejm szwedzki odebrał mu jednak koronę, a królem Szwecji został jego stryj, Karol IX Sudermański. Zygmunt III nie przyjął tego do wiadomości. Do końca życia uważał się za pełnoprawnego władcę Szwecji. To stało się zaczątkiem wojen polsko-szwedzkich, które miały ogromnie niszczący wpływ na Rzeczpospolitą.

Spór o kolumnę

Zygmunt III Waza już za życia zaplanował wystawienie sobie pomnika: kolumny przed zamkiem w Warszawie. Nakazał przygotować właściwy marmur, gdy plany budowy pomnika wywołały wzburzenie nuncjusza papieskiego. W tamtych czasach nie do pomyślenia było, aby uwieczniać podobiznę osoby świeckiej na cokole – to zarezerwowane było jedynie dla świętości.

Ostatecznie kolumnę postawił syn Zygmunta, Władysław IV Waza – dwanaście lat po śmierci ojca. Chciał uczcić Zygmunta, a jednocześnie pokazać, jakim splendorem otaczana jest dynastia Wazów panująca w Rzeczypospolitej. Na kolumnie miał stanąć posąg króla w kapie królewskiej – co było symbolem sklepienia niebieskiego – z krzyżem, mieczem i w zbroi. Owa symbolika wyrażała podwójne znaczenie władzy królewskiej: ziemskie i niebiańskie.

Taki projekt pomnika znowu nie spodobał się kolejnemu nuncjuszowi papieskiemu. W Italii sposób, w jaki miał być uwieczniony Zygmunt III, był zarezerwowany wyłącznie dla Chrystusa, Maryi i świętych. Aby wyrazić swój sprzeciw, nuncjusz zakwestionował plan lokalizacji pomnika. Król Władysław chciał, aby pomnik ojca stanął w miejscu domów, które wcześniej kupił od sióstr bernardynek. Ale nuncjusz Filomardi zagroził klątwą każdemu, kto przyczyni się do rozbiórki domów. Władysław zareagował stanowczo. Kazał nuncjusza izolować w jego pałacu. Straż królewska nikogo do niego nie dopuszczała. Watykański dyplomata został pozbawiony wpływu na cokolwiek.

Sporne domy zostały na rozkaz króla wyburzone. Robotnicy nie ulękli się klątwy. Dopiero wówczas nuncjusz się zmitygował. Chciał przeprosić króla, ale ten nie życzył sobie go widzieć. Nuncjusz musiał wyjechać z Polski. Gdyby był lepszym dyplomatą, wiedziałby, że Zygmunt III Waza był hołubiony przez papieży jako obrońca chrześcijańskiej Europy przed islamem.

Kolumnę z posągiem Zygmunta III postawiono w 1644 roku. Na tablicy umieszczonej na cokole zapisano, że król Zygmunt był na ziemi sławny, a w niebie jest błogosławiony. Równo 300 lat później Niemcy zburzyli kolumnę. Została odbudowana w 1949 roku.

Urodzony w niewoli

Zygmunt, w życiu, od początku miał pod górkę. Urodził się jako drugie dziecko Jana Wazy i Katarzyny Jagiellonki, którzy wówczas byli osadzeni pod strażą na zamku w Gripsholmie. Umieścił ich tam szalony król Szwecji Eryk XIV. Trzy lata później, gdy Eryk XIV już całkowicie postradał zmysły, władzę w Szwecji przejął Jan Waza. Zygmunt stał się następcą tronu szwedzkiego, a ponieważ jego matką była Jagiellonka, miał szansę na koronę także w Rzeczypospolitej. Dzięki matce dobrze mówił po polsku, ale za swą ojczyznę uważał Szwecję.

W Polsce nie dziedziczono tronu. To było przekleństwem kraju nad Wisłą. Królowie byli wybierani elekcyjnie. Gdy Zygmunt zdecydował się zawalczyć o polski tron, zyskał wsparcie od ciotki, Anny Jagiellonki, wdowy po Stefanie Batorym. To się liczyło. Ale jeszcze bardziej liczyło się wsparcie kanclerza i hetmana Jana Zamoyskiego, jednego z najpotężniejszych ludzi w Polsce. Mimo to część szlachty obrała za króla arcyksięcia Maksymiliana Habsburga. Ten problem podwójnej elekcji rozstrzygnęła dopiero bitwa. Starło się wojsko Zamoyskiego i Maksymiliana.

Kanclerz odparł wojska Habsburga spod Krakowa i zmierzył się z nim w bitwie pod Byczyną. Obaj mieli po 6-7 tysięcy zbrojnych. Zamoyski zaskoczył arcyksięcia, zbliżając się z niespodziewanej dla Austriaka strony. Maksymilian stracił 2 tysiące żołnierzy i dostał się do polskiej niewoli. Wówczas Zygmunt został królem. Miał 21 lat.

Kanclerz Zamoyski liczył, że to on będzie rozdawał karty w Polsce, a nie młody, niedoświadczony król. Pomylił się. Nie zrobił z Zygmunta marionetki. Król lubił grać w szachy i mało kto z nim wygrywał. I trochę jak szachista budował pozycję w obcym sobie kraju i wśród nieprzychylnych mu możnowładców. W ciągu 45 lat panowania Zygmunt doczekał się licznego i wiernego sobie stronnictwa.

Ale i tu, jak w Szwecji, początki były trudne. Tak trudne, że po trzech latach na polskim tronie zaczął planować ucieczkę do Szwecji, gdzie w międzyczasie – po śmierci ojca – także został wybrany królem. Jednak plan stał się nieaktualny, gdyż sejm szwedzki zdetronizował go i przekazał koronę jego stryjowi, Karolowi Sudermańskiemu.

Polscy historycy nie mają dobrego zdania o rządach Zygmunta III. Jakby nie liczyło się, że zdobył Moskwę i na kremlowskim tronie, jako cara, osadził syna Władysława. To prawda, na krótko. Ale jaki inny polski król zdobył Moskwę? Ponadto za panowania Zygmunta Rzeczpospolita posiadała największe terytorium w historii.

Musiał się zmagać z wieloma zagrożeniami. Na zachodzie toczyła się krwawa wojna trzydziestoletnia. Na wschodzie wybuchały bunty kozackie. Na południu rosło zagrożenie od Turcji. No i konflikt z ojczystym krajem Zygmunta – Szwecją. Polska miała Inflanty (dzisiejsza Łotwa), ale chciała jeszcze Estonii. Szwecja miała Estonię, ale pragnęła jeszcze Inflant. To musiało doprowadzić do konfrontacji.

Bitwa pod Kircholmem

Wojna ze Szwecją rozpoczęła się w 1600 roku. Kanclerz Zamoyski miał już swoje lata, ale wraz z hetmanem Żółkiewskim zdołali zepchnąć Szwedów do Zatoki Fińskiej. Gdy ci dwaj się rozchorowali, król Zygmunt mianował głównodowodzącym w Inflantach litewskiego pułkownika Chodkiewicza. Zygmunt miał nosa do dowódców wojskowych. Nie baczył, że Chodkiewicz był znany z warcholstwa i chciwości. Najważniejsze, że miał wrodzony talent dowódczy – wszak Chodkiewicz musiał się zmierzyć z Karolem IX Sudermańskim, który Zygmuntowi odebrał szwedzką koronę.

W 1605 roku armia polsko-litewska, w sile 3,5 tysiąca żołnierzy, stanęła przeciwko 11 tysiącom Szwedów – pod Kircholmem, nieopodal Rygi. Wydawało się, że wynik bitwy jest z góry przesądzony. Karol IX był pewien zwycięstwa. Wpierw wysłał na pole bitwy oddziały pikinierów. Husarzy Chodkiewicza powstrzymali to natarcie, a w wielu miejscach przełamali szyki Szwedów. Rozgorzał bój, który wzniecił gęste tumany kurzu. Żołnierze ledwie się widzieli. Chodkiewicz natychmiast to wykorzystał. Kazał husarzom obejść Szwedów z boku i znienacka uderzyć.

To był pogrom. Karol IX stracił 6 tysięcy żołnierzy. Polaków i Litwinów zginęło kilkuset. Zygmunt III, uradowany zwycięstwem nad stryjem, obdarzył Chodkiewicza stanowiskiem hetmana wielkiego.

Zwycięstwo pod Kircholmem to był pokaz skuteczności polskiej sztuki wojennej. A przede wszystkim cudownej broni – husarii, którą niespełna 100 lat później król Sobieski skutecznie wykorzystał pod Wiedniem. Husaria była niespotykanym w innych armiach typem jazdy. Husarze ochraniali się półzbrojami, zamiast pełnej zbroi płytowej, przez co byli bardziej ruchliwi. Ich wydrążone w środku kilkumetrowe kopie były lżejsze. Walczyli atakując z kopią pod pachą. Okazało się to zadziwiająco skuteczne nawet przeciwko formacjom uzbrojonym w muszkiety. Zanim żołnierze po raz drugi naładowali muszkiety, już byli rozniesieni przez husarię.

Zdobycie Moskwy

Po uporaniu się ze Szwedami oraz rokoszem części szlachty i magnatów, którzy oskarżali króla o dążenie do rządów absolutnych, Zygmunt III zamierzał zdobyć tron w Moskwie. Było to realne zamierzenie. W państwie moskiewskim był czas wielkiej smuty – bunty bojarów, samozwańczy carowie, ogólne bezhołowie.

We wrześniu 1609 roku armia Rzeczypospolitej przekroczyła granicę z Rosją i obległa potężnie ufortyfikowany Smoleńsk. To była główna twierdza na drodze do Moskwy. Hetman Żółkiewski, który przewodził wojskom koronnym, radził królowi, aby zablokować Smoleńsk niewielką częścią sił, a z pozostałą armią ruszyć bezpośrednio na Moskwę. Tak 200 lat później zrobił Napoleon Bonaparte. Jednak król Zygmunt chciał prowadzić wojnę tradycyjnie. Polacy skupili się na bezużytecznych próbach zdobycia Smoleńska.

Wiosną następnego roku car Wasyl Szujski wysłał na odsiecz Smoleńskowi 30-tysięczną armię, wzmocnioną 5 tysiącami najemnych rajtarów szwedzkich. Rosjanami dowodził brat cara, Dymitr Szujski. Hetman Żółkiewski wyruszył im na spotkanie, mając do dyspozycji 7 tysięcy żołnierzy, głównie husarów.

Obie armie spotkały się pod Kłuszynem, 150 kilometrów od Moskwy. Wojska Szujskiego, oprócz szwedzkich najemników, składało się ze słabo wyszkolonej jazdy bojarów i pospolitego ruszenia. Brat cara był słabym dowódcą. Nie wiedział, jak wykorzystać ogromną przewagę liczebną.

Po pierwszych starciach, podczas których husarzy demolowali bojarów, rosyjski wódz uznał, że czas przejść do kontrataku. Wciąż miał ogromną przewagę w ludziach. Na czoło swych oddziałów wysunął rajtarów, chcąc zaskoczyć Polaków. Rajtarzy zdążyli oddać jedną salwę z muszkietów i zostali rozniesieni przez husarię. To wywołało panikę w armii Dymitra. Rosjanie zaczęli uciekać z pola bitwy.

To zwycięstwo utorowało hetmanowi Żółkiewskiemu drogę do Moskwy. Zdobył ją wraz z Kremlem i pojmał w niewolę cara Szujskiego. Bojarzy obrali carem Rosji Władysława, syna Zygmunta III. W 1611 Polacy odzyskali Smoleńsk. Niedługo później w Warszawie obalony car Szujski i jego brat Dymitr pokornie całowali dłonie polskiego króla.

Polacy dwa lata utrzymali się na Kremlu. Dzień, w którym zostali wyparci z Moskwy, jest obecnie jednym z najważniejszych świąt narodowych Rosji – Dzień Jedności Narodowej. Polacy jako pierwsi Europejczycy zdobyli Kreml.

Bitwa pod Chocimiem

W rozrastającym się Imperium Osmańskim władzę objął 14-letni sułtan Osman II. Wspierał go doświadczony w wojnach wielki wezyr Ali Pasza. Dla wzmocnienia pozycji w kraju potrzebowali znaczącego sukcesu wojennego.

Pod koniec 1620 roku siły turecko-tatarskie rozbiły wojska Rzeczypospolitej w bitwie pod Cecorą w Mołdawii. Zginął w niej hetman Żółkiewski. Jego głowę Turcy wysłali sułtanowi do Stambułu. Zygmunt III, choć nie był wylewny w uczuciach, płakał na wieść o śmierci Żółkiewskiego.

Osman II i Ali Pasza, rozochoceni zwycięstwem, postanowili całe swoje siły militarne skierować przeciwko Rzeczypospolitej. Sułtan zapowiedział, że niedługo swoje konie będzie poił w Wiśle. Ta przechwałka doszła do polskich posłów i podziałała na ich wyobraźnię. Jak rzadko kiedy Sejm szybko uchwalił wysokie podatki na zaciąg 36-tysięcznej armii Rzeczypospolitej oraz wojska kozackiego. Nakazano wzmocnić miasta nadgraniczne. Wokół Warszawy zaczęto wznosić fortyfikacje ziemne, nazwane Wałem Zygmuntowskim.

Król powierzył dowództwo armii hetmanowi Chodkiewiczowi, już wówczas ciężko choremu. Do pomocy przydał mu doświadczonego dowódcę Stanisława Lubomirskiego. Siły polskie, jakie stanęły pod Chocimiem nad Dniestrem, składały się z 25 tysięcy żołnierzy polskich i litewskich, i 30 tysięcy Kozaków.

Wojsko Osmana II, który osobiście poprowadził armię, liczyło 150 tysięcy żołnierzy. Ponadto mieli 100 dział, wobec 50 po stronie polskiej. Ale Polacy mieli genialnego dowódcę, Chodkiewicza. Wobec wielkiej przewagi wroga kazał swojemu wojsku zająć pozycje obronne pomiędzy urwistymi brzegami Dniestru a pokrytymi lasem wzgórzami. Wzniesiono umocnienia ziemne, których zewnętrzna linia ciągnęła się 10 kilometrów. Była to jedna z największych bitew XVII-wiecznego świata.

Żołnierze Rzeczypospolitej odpierali szturm za szturmem. Ich morale nie upadło nawet wtedy, gdy na zamku chocimskim zmarł wycieńczony Chodkiewicz. Wcześniej przekazał buławę Lubomirskiemu. Ale Polacy byli już w rozpaczliwym położeniu. Nie mieli co jeść, kończyła się nawet konina. Stracili 14 tysięcy żołnierzy.

Nie lepsza była sytuacja Turków. Stracili 40 tysięcy ludzi. Tatarzy dezerterowali. Osman II przystąpił do negocjacji rozejmu. Uchwalono go 9 października. Żadna ze stron nie była zadowolona. Ale, najważniejsze, Turcy nie napoili koni w Wiśle i nie weszli w głąb Rzeczypospolitej, a może jeszcze dalej na zachód.

Zwycięstwo Polaków pod Chocimiem stało się głośne w Europie, gdzie Turków bano się bardziej niż dżumy. Papież w podzięce za obronę przed islamem podarował Polakom niecodzienny dar: głowę błogosławionego Stanisława Kostki.

Ryszard Sadaj


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama