Rembrandt, Munch czy Andy Warhol – co łączy te nazwiska oprócz tego, że należały do wybitnych artystów? Fakt, że ich dzieła zostały skradzione. Tego ostatniego nawet 40 razy w ciągu zaledwie 10 lat. Do kradzieży wielkich arcydzieł dochodzi znacznie częściej niż przeciętnemu człowiekowi się wydaje. Rekordziści mają na swoim koncie po kilkaset skradzionych obrazów...
Podziękowanie od złodziei
Kradzieże dzieł największych mistrzów zdarzają się dość często. I to nie tylko, gdy – niedostatecznie zabezpieczone – znajdują się w prywatnych kolekcjach. Znikają również z muzeów, czyli budynków, zdawałoby się, naszpikowanych do granic możliwości czujnikami ruchu i innymi systemami zabezpieczeń. I tak na przykład z muzeum w Kairze wyniesiono Flakon z makami Vincenta van Gogha – i to dwa razy. Obraz wyceniany jest na 55 milionów dolarów. Po ostatniej kradzieży w 2010 roku zguba się jeszcze nie odnalazła. W 1994 roku z National Gallery w Oslo zniknął Krzyk Edwarda Muncha. Złodzieje zostawili kartkę z podziękowaniem za kiepski system zabezpieczeń.
O tym, że nawet galeria w centrum wielkiej metropolii nie jest bezpiecznym miejscem dla obrazów, przekonało się Muzeum Muncha w Oslo. 22 sierpnia 2004 roku w biały dzień wtargnęła tam grupa uzbrojonych mężczyzn, którzy zabrali Madonnę i inną wersję Krzyku. Dzieła udało się ostatecznie odzyskać, ale to drugie doznało szwanku. Wielu złodziei dzieł sztuki przyznaje, że wyniesienie arcydzieł wartych miliony z placówki muzealnej nie jest trudne. Tak w czasie procesu twierdził Vjeran Tomic, który dokonał jednego z najbardziej spektakularnych skoków na muzeum.
Najłatwiejszy skok stulecia
Godzina 3.00 nad ranem 20 maja 2010 roku. Muzeum Sztuki Współczesnej w samym sercu Paryża. Po drugiej stronie Sekwany stoi wieża Eiffla. Vjeran Tomic majstruje przy jednym z okien obiektu. Tym, którego mocowania spryskał po kryjomu kwasem podczas kilku wizyt w muzeum. Wycina szybę i wchodzi do środka budynku. Czujniki ruchu nie włączają się, ponieważ od kilku miesięcy są zepsute.
Cel włamywacza – zabrać Martwą naturę ze świecznikiem Fernanda Legera, ponieważ ma na to dzieło zlecenie. Szybko mu idzie z dotarciem i zdjęciem obrazu, więc postanawia wziąć coś jeszcze. Wybiera Pastorałkę Matisse’a, Kobietę z wachlarzem Modiglianiego, Drzewo oliwne koło Estaque Braque’a i Gołębia z groszkiem Picassa. Umiejętnie usuwa ramy i z pięcioma arcydziełami wartymi w sumie trochę ponad 100 milionów euro odjeżdża swoim renault.
Stróże dopiero rano dostrzegają brak kilku arcydzieł. Niedługo potem media okrzykują kradzież skokiem stulecia. Zarówno przez wzgląd na szacowaną wartość obrazów, sławę artystów, jak i prestiż placówki, z której zniknęły. Nagrania z monitoringu dowodzą, że włamywacz działał w pojedynkę.
Tomic został złapany dzięki anonimowemu donosowi, po tym jak rzekomo pochwalił się kradzieżą na jakiejś imprezie. Podczas przesłuchań przyznał, że miał dwóch wspólników, którym przekazał obrazy. Jednym z nich był handlarz dziełami sztuki. Do dziś utrzymuje on, że obrazy w ataku paniki wyrzucił do kontenera na śmieci. Jednak śledczy, a potem sąd podczas procesu, nie dał mu wiary. Dzieła do dziś się nie odnalazły.
Najchętniej wykradani artyści
Zniknięcie jednego z tych obrazów podbiło i tak już rekordową liczbę zaginięć dzieł pewnego sławnego artysty. Mowa o Gołębiu z groszkiem Picassa. Okazuje się, że właśnie ten malarz znalazł się na samym szczycie listy artystów z największą liczbą zaginionych prac. W Art Loss Register, która jest największą bazą danych na temat skradzionych dzieł sztuki, pod nazwiskiem Picasso zarejestrowanych jest aż 1147 prac, których miejsce pobytu jest nieznane.
Co ciekawe, na drugim miejscu uplasował się relatywnie mało znany współczesny artysta Nick Lawrence. On na swoim koncie ma 557 utraconych dzieł. Przy czym większość z nich stracił za jednym razem w 2004 roku. I to w okolicznościach, do których wcale nie musiało dojść. Lawrence wynajmował studio w Boston Center for the Arts. Okazało się, że przechowywał swoje zbiory nie spełniając wymogów przepisów pożarowych. Boston Center for the Arts wysłało mu zawiadomienie, którego, jak on twierdzi, nigdy nie otrzymał. Ponieważ nie było żadnego odzewu z jego strony, Centrum usunęło jego zbiory.
Część powędrowała do niezabezpieczonej szopy, a jeszcze inna część zaginęła bez śladu. Gdy Lawrence wrócił po 6 miesiącach, zastał swoje prace w opłakanym stanie. Były zabrudzone, a gdzieniegdzie nawet podziurawione. Wielu z tych dzieł nie udało się w pełni odrestaurować i w ten sposób Nick Lawrence trafił do czołówki w światowym rejestrze utraconych arcydzieł.
Na trzecim miejscu wylądował Marc Chagall z 504 dziełami zaginionymi, na czwartym Karel Appel. Nieco niżej na liście są jeszcze: Salvador Dali, Joan Miro, David Levine, Andy Warhol, Rembrandt i jako dziesiąty Peter Reinicke. Art Loss Register ustaliło, że aż 40 procent wszystkich kradzieży dzieł miało miejsce w Wielkiej Brytanii.
Rynki zbytu
Choć niektórzy specjaliści twierdzą, że zniknięcie dzieła sztuki winduje jego cenę w górę, to jednak nie zmienia to faktu, że kradzione arcydzieło trudno jest sprzedać. Im bardziej znany twórca i im bardziej spektakularna kradzież, nagłaśniana w mediach, tym dłużej złodzieje muszą czekać, by w miarę bezpiecznie pozbyć się dzieła z zyskiem. Zwykle trzeba odczekać przynajmniej dwie dekady. Dlatego gdy ma miejsce skok na muzeum czy jakąś galerię, początkowy okres nazywany jest przez specjalistów cichym. Dzieło przepada bez wieści na wiele lat. Szansa na dotarcie do niego wzrasta wraz z upływem czasu, ponieważ złodzieje zaczynają szukać nabywcy.
Jednak często niemożliwe staje się wytropienie złodziei lub ich zleceniodawców, bowiem dzieło na czarnym rynku wielokrotnie zmienia właścicieli. Jeśli nie są to prace artystów z najwyższej półki lub są to ich bardzo mało znane dzieła, po wielu latach nie pamięta się nawet, że kiedyś ten lub tamten obraz został wykradziony. Te, które są zbyt znane, by móc je sprzedać, pełnią rolę waluty w przestępczym świecie. Są wymieniane za broń lub narkotyki albo służą jako zastaw.
Niejednokrotnie arcydzieła wielkich mistrzów wykradane są jedynie po to, by zwrócić je właścicielom za na przykład jedną dziesiątą wartości. Specjaliści szacują, że odnajduje się do 30 procent zaginionych obrazów.
Emilia Sadaj