Wigilia podczas II wojny światowej nabierała szczególnego znaczenia. Była sposobem na zachowanie normalności i pozwalała choć na chwilę oderwać się od dramatycznej rzeczywistości. Niosła nadzieję, że wojna wkrótce się skończy. W okupowanej Polsce nie mówiono „Wesołych Świąt”, a co najwyżej „Spokojnych Świąt”. W wojennej rzeczywistości niemal każdy żył w obawie przed śmiercią, zatem życzenia te były bardzo szczere...
W grudniu 1939 roku do polskich miast docierały informacje o zbrodniach popełnionych przez okupantów. Na kresach aresztowano polskich oficerów, którzy nie trafili do sowieckiej niewoli we wrześniu. Na ziemiach wcielonych do Rzeszy trwały wysiedlenia Polaków do Generalnego Gubernatorstwa.
Świąteczne stoły
Od listopada 1939 roku w Generalnym Gubernatorstwie wprowadzono kartki na cukier, a potem na chleb, mięso oraz środki czystości. Podczas wojny żywność podrożała dziesięciokrotnie, a wynagrodzenia pozostały na przedwojennym poziomie. Za tonę węgla trzeba było zapłacić 1000 złotych, co stanowiło równowartość kilku pensji. Powszechny niedostatek sprawił, że przygotowanie wigilijnej wieczerzy stanowiło nie lada wyzwanie.
Ceny karpia, sandacza czy szczupaka były bardzo wysokie, a śledzie pozostawały praktycznie niedostępne. Dlatego na wielu wigilijnych stołach pojawiały się stynki, kilkucentymetrowe ryby, obecnie prawie niespotykane w sprzedaży. Zamiast faszerowanej ryby podawano jej namiastkę w postaci gotowanej soi lub jajka. Dużą popularnością cieszyła się zupa grzybowa, do której przygotowania wykorzystywano zaledwie kilka suszonych grzybów.
Na większości wigilijnych stołów królował barszcz, który można było szybko i tanio przyrządzić, oraz ziemniaki w różnej postaci. Do pierników zamiast miodu dodawano marchew, a do ciast zamiast jajek proszek jajeczny. Podczas świąt ludzie pili herbatę z cukrem. Bakalie i owoce południowe były praktycznie niedostępne. Nieco lepsza sytuacja była na wsi, gdzie można było łatwiej zdobyć żywność, ponieważ ludzie posiadali swoje uprawy.
Przygotowanie wigilijnej wieczerzy było możliwe w dużej mierze dzięki szmuglerom, którzy sprzedawali na czarnym rynku wiele produktów spożywczych. Krążyły nawet dowcipy o ich działalności. Oto jeden z nich: „Szmuglerzy to siła nie mniejsza od niemieckiego gestapo, brytyjskiej marynarki, rosyjskiej piechoty i amerykańskiego dolara!”.
Symboliczne prezenty i ranna pasterka
Powszechny niedostatek sprawił, że ludzi nie było stać na zakup wymyślnych prezentów. Jednak pomimo panującej biedy obdarowywano się symbolicznymi podarunkami. Były to przede wszystkim przedmioty codziennego użytku oraz słodycze dla najmłodszych, których dzieci nie jadały na co dzień.
W wielu domach pojawiała się choinka, o połowę mniejsza niż przed wojną. Trzeba było za nią zapłacić kilkanaście złotych, co stanowiło wielokrotność ceny przedwojennej. Tradycyjnie na świątecznym drzewku wieszano świeczki, orzechy zawinięte w sreberka po czekoladzie, gwiazdki z papieru i bibuły oraz watę imitującą śnieg. Nie wszyscy mogli jednak pozwolić sobie na zakup choinki, dlatego w wielu domach musiano zadowolić się gałązkami jedliny.
Wojenne wigilie różniły się jednak od tych sprzed 1939 roku nie tylko z powodu braku wielu produktów spożywczych. Również z powodu godziny policyjnej, która uniemożliwiała udział w nocnej pasterce. Jednak Polacy poradzili sobie z tymi trudnościami. Mszę świętą przeniesiono na wczesny ranek. W większości domów biesiadowano i kolędowano do wczesnego rana. Kiedy zegar wybijał właściwa godzinę, ruszano do kościoła. Po porannej pasterce wszyscy wracali do swoich domów i kładli się spać po długiej nieprzespanej nocy.
Miejsce dla zbłąkanego przybysza
Tradycja pozostawiania przy wigilijnym stole wolnego miejsca nabierała podczas wojny specjalnego znaczenia. Niemal każda rodzina straciła kogoś na froncie. Wiele osób spędzało bardzo smutne święta z powodu straty kogoś bliskiego na skutek śmierci lub zesłania do obozu zagłady. Przy stołach oprócz członków rodzin zasiadali zaproszeni goście. Stary zwyczaj zapraszania osób samotnych na wigilię nabrał wtedy szczególnego wymiaru.
Przy wigilijnych stołach rozmawiano o doniesieniach wojennych i opowiadano dowcipy polityczne. Niezwykle symboliczne i wymowne stało się dzielenie się opłatkiem, podczas którego składano sobie życzenia, by przyszłe święta spędzić ze wszystkimi bliskimi w wolnej Polsce.
Prasa gadzinowa odgrywała strategiczną rolę dla nazistów, ponieważ była świetnym narzędziem propagandy. W okresie Bożego Narodzenia m.in. kłamliwie informowała o dobrze zaopatrzonych sklepach. Jednak naziści nie zabraniali Polakom obchodzenia świąt. Zależało im bowiem na zachowaniu względnej, a może raczej złudnej normalności.
Nieco inaczej sytuacja wyglądała na wschodzie. W ukazującym się we Lwowie Czerwonym Sztandarze można było przeczytać, że Chrystus był postacią legendarną, a święto jego narodzenia, podobnie jak religia, jest elementem propagandy klas wyzyskujących. Tymczasem w obozach sowieckich dla polskich oficerów obchodzono wigilię, której atmosferę zilustrował Andrzej Wajda w filmie Katyń.
Choinka w Auschwitz
W szczególnie dramatycznych okolicznościach przebiegały święta w nazistowskich obozach zagłady. Podczas Bożego Narodzenia 1942 w Auschwitz II – Birkenau esesmani urządzili wspólną choinkę. Pod drzewkiem ustawionym na terenie obozu naziści nakazali ułożyć ciała zamordowanych mężczyzn.
Pomimo czasów ludobójstwa i pogardy dla człowieka w 1943 roku kobiety z obozu Ravensbrück tworzyły szopki bożonarodzeniowe. W obozie tym szczególnie uroczyście obchodzono święta Bożego Narodzenia.
W atmosferze nadziei spędzano Wigilię w 1944 roku. Dni III Rzeszy były bowiem policzone. W Auschwitz odprawiono o północy pasterkę. Kobiety z podobozu w Birkenau przygotowały dla dzieci zabawki, które uszyły z dostarczonego im materiału. Do każdej dołączono po dwa kawałki cukru lub landrynki. W Wigilię Bożego Narodzenia rozdawała je więźniarka przebrana za świętego Mikołaja.
Kolejny rok przyniósł długo wyczekiwany koniec wojny. Wydawać się mogło, że w końcu nastały radosne święta. Jednak wiele osób spędzało je w atmosferze smutku z powodu straty bliskich oraz tęsknoty za członkami rodzin – tymi, których osadzono w obozach oraz tymi, którzy pozostali na emigracji.
Alicja Jarosz Gunawardhana