Improwizował na pianinie przygrywając do niemych filmów w kinie. Sam skomponował muzykę do ponad 30 obrazów. Ścieżka dźwiękowa do filmu Chowańszczyzna przyniosła mu nawet nominację do Oscara. Jednak trzon twórczości Dmitrija Szostakowicza tworzą symfonie – piętnaście dzieł powstałych w ciągu 46 lat. To dzięki nim uważany jest za kontynuatora tradycji beethovenowskiej i najwybitniejszego symfonika XX wieku...
Cudowne dziecko
Kompozytor urodził się w Petersburgu 15 września 1906 roku. Ma polskie korzenie. Jego pradziadka ze strony ojca, Piotra, rodowitego wilnianina, za udział w powstaniu listopadowym zesłano na Ural. Zaś dziadka, Bolesława Szostakowicza, za walkę w powstaniu styczniowym zesłano na Syberię, w okolice Tomska. Ojciec kompozytora, mieszkający już w Petersburgu, nosił już co prawda rosyjskie imię Dymitr, ale do końca życia mówił po polsku. A sam Dmitrij Szostakowicz potrafił wyrecytować po polsku kilka wierszyków dla dzieci.
Małego Dmitrija początkowo nie ciągnęło do muzyki. Dopiero po wielu namowach matki jako dziewięciolatek rozpoczął naukę gry na fortepianie. Szybko okazało się, że ma słuch absolutny oraz łatwość czytania i zapamiętywania nut. W ciągu miesiąca grał już pierwsze utwory Mozarta i Haydna. Potem zaczął sam komponować proste utwory i urządzał w domu swego rodzaju show, okraszając granie dowcipnymi komentarzami i anegdotami.
Matka artysty, widząc, jakim talentem został obdarzony jej syn, zadbała o jego edukację. Wysłała go do Konserwatorium Petersburskiego, gdzie Dmitrij studiował m.in. harmonię, orkiestrację, formy muzyczne i kompozycję. Swoje pierwsze poważniejsze dzieło, Scherzo fis-moll opus 1 na orkiestrę, skomponował na pierwszym roku studiów. Już wtedy zachwycił stylem. Z jednej strony lubił bowiem eksperymentować z muzyką, z drugiej miał już wpojoną dyscyplinę kompozytorską. Ta niezwykła kombinacja stworzyła podwaliny dla jego różnorodnego stylu, wyróżniającego się nagłymi zmianami nastroju i środków wyrazu. Stały się one jego znakiem rozpoznawczym.
Beniaminek władzy
Po śmierci ojca w 1922 r. rodzina Szostakowiczów zbiedniała i Dmitrij musiał zacząć zarabiać, aby pomóc matce. Zatrudnił się jako traper w kinie, gdzie grał na pianinie improwizując do niemych filmów. Był inteligentny, oczytany a przy okazji obdarzony poczuciem humoru, więc świetnie się czuł w tej roli. Potrafił oddać nastroje pokazane na ekranie, a doświadczenie płynące z tworzenia muzyki ilustracyjnej przeniósł na grunt swoich kompozycji.
W 1925 roku w Leningradzie [w 1924 roku, na cześć Lenina, Petersburg został przemianowany na Leningrad – red.] po raz pierwszy wykonano jego pierwszą symfonię. Przyniosła mu ona światową sławę. Wykonywali ją najwięksi światowi dyrygenci, m.in. Toscanini, Walter czy Stokowski. Ponieważ równie łatwo komponował pieśni patriotyczne i propagandowe, radzieccy włodarze uznali jego sukces za swój. Od tej pory kompozytor nie narzekał na brak zleceń. Podobno cenił go sam Stalin, co tylko przysparzało mu profitów. Ale wkrótce Szostakowicz miał się sam przekonać, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ.
W niełasce
W 1932 roku, po latach komponowania muzyki filmowej i baletowej, zgodnie z narzuconymi wymogami decydentów partyjnych, Dmitrij wrócił to tworzenia „poważnej” muzyki instrumentalnej. Skoncentrował się na swojej drugiej operze Lady Makbet mceńskiego powiatu, której premiera odbyła się najpierw w 1934 roku w Teatrze Michajłowskim w Leningradzie, a potem w Moskwie. Przez dwa lata opera nie schodziła z afisza, a publika waliła na nią drzwiami i oknami. Pewnego razu na operę postanowił wybrać się sam Stalin. Następnego dnia w oficjalnej gazecie partyjnej Prawda ukazał się anonimowy list do redakcji, w którym można było przeczytać m.in., że „opera ta to chaos a nie muzyka”.
Zważywszy na liczbę błędów w liście, a co za tym idzie – fakt, że autora listu nie można było poprawić, poszła plotka, iż napisał to sam Stalin. Szostakowicz popadł w niełaskę. A kiedy jeszcze okazało się, że trwa nagonka na przyjaciela kompozytora, generała Tuchaczewskiego, Szostakowicz zaczął bać się o życie swoje i rodziny. Przez pewien czas artysta sypiał nawet na spakowanej walizce przed drzwiami mieszkania, żeby w razie nocnego aresztowania nie zakłócić snu żonie i dwójce dzieci. Został ostatecznie aresztowany, a nawet przesłuchany. Ale kiedy ponownie udał się na komisariat, okazało się, że oficer, który go przesłuchiwał, sam został rozstrzelany. Tak wyglądało życie w terrorze Stalina.
Wstrząsające dzieło
Żeby utrzymać się przy życiu, Szostakowicz zaczął lawirować miedzy tym, co mu w duszy grało, a tym, czego oczekiwała władza i naród. Po wybuchu II wojny światowej chciał zaciągnąć się do wojska. Nie został przyjęty, władza zakazała swoim artystom brać udziału w walkach. Szostakowicz znalazł ujście w sztuce. W trakcie oblężenia Leningradu zaczął pisać VII Symfonię.
Jest to chyba najbardziej znany utwór Szostakowicza. Historia jej wykonania w tym mieście jest wstrząsająca. Kiedy Szostakowicz miał niemal ukończony utwór, dostał nakaz ewakuacji. Razem z rodziną wyjechał do Kujbyszewa (obecna Samara). Tam ukończył symfonię i doprowadził do jej prawykonania. Bardzo mu jednak zależało, by utwór wykonano w Leningradzie – bo to właśnie jego mieszkańcom był zadedykowany.
Partytura utworu dostała się do miasta w zrzuconych z samolotu paczkach z pomocą dla mieszkańców. Ponieważ muzycy Filharmonii zostali również ewakuowani, koncert miała przygotować Orkiestra Radiowa. Z 40-osobowego zespołu w mieście pozostało jedynie 15 osób, wszyscy na skraju śmierci głodowej. W miejsce brakujących instrumentalistów dyrygent, który przygotowywał utwór, Karl Eliasberg, angażował wszystkich, którzy potrafili grać na instrumentach. W trakcie prób muzycy słabli z głodu i wyczerpania, kilku z nich nawet zmarło. Jednak utwór został wykonany.
Wydarzenie to było transmitowane przez radio, a głośniki ustawiono tak, by muzykę słyszeli oblegający miasto niemieccy żołnierze. Mieszkańcy Leningradu, mimo że byli na skraju wyczerpania, niemal godzinę bili brawo swoim muzykom i swojemu kompozytorowi. Utwór stał się silnie strzeżonym narzędziem propagandowym, ale i tak udało się go przemycić na Zachód. Partytura dotarła do Nowego Jorku, gdzie została wykonana pod batutą Arturo Toscaniniego w lipcu 1942 roku.
W socrealistycznej matni
Po zakończeniu II wojny światowej władze Związku Radzieckiego wpadły na pomysł „kultury centralnie planowanej”. Do sztuki wprowadzono socrealizm, co oznaczało, że wszelkie dzieła artystyczne miały odpowiadać wyznaczonemu przez partię kierunkowi, być przystępne dla ogółu odbiorców i wychwalać obowiązujący ustrój. Twórcy zostali wezwani do złożenia samokrytyki i publicznych przeprosin za swoją wcześniejszą działalność niezgodną z dekretem. Wśród nich był Szostakowicz, który oficjalnie również taką samokrytykę złożył. Pozostał przy życiu, ale przylgnęła do niego łatka „sprzedawczyka”.
Radzieckie władze zaczęły Szostakiewicza wysyłać na liczne konferencje kulturalne w Europie i w USA. Nie miał on tam jednak prawa wypowiadania się w swoim imieniu. Drżącym ze wstydu głosem odczytywał z kartki to, co mu przygotowano. Był w matni. Bezpieczną przestrzeń do wyrażania siebie poprzez muzykę odnalazł w kameralistyce. Wyspecjalizował się w kwartetach smyczkowych, których podobnie jak symfonii napisał 15. Jednym z jego najwybitniejszych dzieł kameralnych jest Kwintet fortepianowy op. 57, doceniony zarówno przez publiczność Europy, jak i przez władze ZSRR – dostał za niego Nagrodę Stalina.
Zniszczony przez system
W 1960 roku Szostakowicz wstąpił do partii. Przez jego kolegów zostało to odebrane jako wyraz tchórzostwa i sympatyzowanie z represyjnym ustrojem. Jednak z relacji jego syna, Maxima Szostakowicza, można dowiedzieć się, że kompozytor prawdopodobnie był szantażowany. Tego wszystkiego było już dla artysty za wiele. Tracił zdrowie. Niedowład ręki zakończył jego karierę pianistyczną i kompozytorską. Artysta cierpiał też na łamliwość kości, wkrótce doszła choroba serca, a w końcu nowotwór.
Ostatnie dzieła Szostakowicza wydają się jakby już z innego świata. Są stonowane, pełne przeszywającego smutku, tak jakby mówiły o jego własnym cierpieniu. Są przejmujące i wstrząsające. Szostakowicz zmarł mając 69 lat. Pochowany został na Cmentarzu Nowodziewiczym w Moskwie.
Przyszło mu żyć w trudnych czasach, w nieprzyjaznym dla jednostki kraju, Związku Radzieckim, w systemie, który konsekwentnie próbował go złamać, a on próbował lawirować. Sztuka nie była jednak najbezpieczniejszym miejscem ucieczki.
Małgorzata Matuszewska