Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 14:24
Reklama KD Market
Reklama

Watykańska zagadka

W czerwcu 1983 roku w Rzymie zaginęła 15-letnia Emanuela Orlandi, córka watykańskiego bankiera Ercole’a Orlandiego. Mimo intensywnego śledztwa i ogromnego rozgłosu, jaki nadano tej sprawie, dziewczynki nigdy nie odnaleziono. Z upływem lat wokół zaginięcia dziecka narosło wiele teorii, z których żadna nie została jak dotąd oficjalnie potwierdzona. Teoretycznie śledztwo prowadzone jest nadal, choć dominuje przekonanie, że nigdy już nie dowiemy się, co się z Emanuelą stało...

Porwanie?

Zanim doszło tego dramatycznego wydarzenia, Emanuela wiodła dość beztroskie życie typowej nastolatki. Urodziła się w Rzymie w 1968 roku, w rodzinie, która później przeprowadziła się do Watykanu, z chwilą, gdy Ercole znalazł zatrudnienie w Banku Watykańskim. Chodziła do jednej z rzymskich szkół podstawowych, a potem do liceum. Trzy razy w tygodniu uczęszczała też na lekcje gry na flecie w szkole Tommaso Ludovico Da Victoria, połączonej z Papieskim Instytutem Muzyki Sakralnej. Nastolatka była także członkinią chóru kościoła Sant’Anna dei Palafrenieri w Watykanie. Rodzice nigdy nie mieli z nią jakichkolwiek kłopotów, a cała rodzina (rodzice, Emanuela, trzy siostry oraz brat) funkcjonowała rzekomo doskonale. Wszystko to jednak zmieniło się 22 czerwca 1983 roku.

Emanuela zazwyczaj jeździła do szkoły muzycznej autobusem. Po kilku przystankach wysiadała z pojazdu, a potem miała do przejścia około 200 metrów. W środę 22 czerwca 15-latka spóźniła się na zajęcia. Poprosiła tego dnia brata, żeby pojechał z nią do szkoły autobusem, ale on miał jakieś inne zobowiązania. – Tyle razy się nad tym zastanawiałem, wmawiając sobie, że gdybym tylko jej towarzyszył, to może by się nic nie wydarzyło – wspominał po latach.

Nieco później tego samego dnia Emanuela zadzwoniła do domu i rozmawiała z jedną ze swoich sióstr. Powiedziała jej, że dostała ofertę pracy od przedstawiciela firmy Avon. Siostra zasugerowała, by przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji omówiła najpierw sprawę z rodzicami. Jest możliwe, że Orlandi spotkała się z przedstawicielem Avon na krótko przed lekcją muzyki, choć nigdy nie zostało to potwierdzone. Nie wiadomo też, w jaki sposób dziewczyna miałaby dostać tego rodzaju ofertę, gdyż nigdy przedtem nie szukała aktywnie jakiegokolwiek zatrudnienia.

Emanuela po zajęciach w szkole muzycznej poszła na przystanek autobusowy w towarzystwie koleżanki, która nie czekała z nią na przybycie pojazdu i poszła dalej. Orlandi widziana była po raz ostatni w chwili, gdy wsiadała do dużego, ciemnego samochodu marki BMW. Zagadką jest to, dlaczego miałaby coś takiego zrobić. Nikt też nigdy nie zidentyfikował tego auta.

Fałszywe sygnały

Następnego dnia rodzice Orlandi zadzwonili do dyrektora szkoły muzycznej, by zapytać, czy któryś z kolegów lub koleżanek z klasy ma jakieś informacje na temat ich córki. Nikt takich informacji nie miał. Policja zasugerowała, że dziewczyna może po prostu spędzać czas z przyjaciółmi i niedługo zjawi się w domu. Tak się jednak nie stało. Emanuela została oficjalnie uznana za zaginioną jeszcze przed końcem tego samego dnia. Wkrótce potem w gazetach Il Tempo, Paese Sera i Il Messaggero zaczęto publikować informacje o zaginięciu nastolatki. W artykułach podawano numer telefonu do rodziny Orlandi, na wypadek, gdyby ktoś miał informacje na temat zaginionej.

To, co wydarzyło się w ciągu następnych kilkunastu dni, można określić jako korowód fałszywych sygnałów. Najpierw w sobotę 25 czerwca odebrano telefon od jakiegoś młodzieńca, który twierdził, że ma 16 lat i nazywa się Pierluigi. Poinformował, że on i jego narzeczona spotkali tego popołudnia zaginioną Emanuelę na Piazza Navona. Nastolatek wspomniał o flecie Orlandi, jej włosach i okularach, których dziewczyna nie lubiła nosić, a także o innych szczegółach pasujących do niej. Według rzekomego świadka Emanuela zmieniła fryzurę i przedstawiła się jako Barbarella. Powiedziała też, że ​​właśnie uciekła z domu i sprzedaje produkty Avon.

Trzy dni później mężczyzna, który przedstawił się jako Mario, zadzwonił do rodziny Orlandi i poinformował, że jest właścicielem baru w usytuowanego w pobliżu Ponte Vittorio, między Watykanem i szkołą muzyczną. Powiedział, że nowa klientka jego baru, Barbara, zwierzyła mu się, że uciekła z domu, ale zamierza ​​wrócić na ślub swojej siostry. Policja nigdy nie zdołała skontaktować się z Pierluigim, natomiast krótka rozmowa z Mario nie przyniosła żadnych dodatkowych rewelacji.

Tydzień po zaginięciu Emanueli w Rzymie rozwieszono szereg plakatów przedstawiających fotografię zaginionej nastolatki. A w niedzielę 3 lipca papież Jan Paweł II podczas modlitwy zaapelował do osób „odpowiedzialnych za zaginięcie Orlandi”. Tym samym po raz pierwszy pojawiła się publicznie teza, że dziewczyna została porwana. Wkrótce potem rozpoczęła się kuriozalna seria anonimowych telefonów.

Najpierw jakiś człowiek stwierdził, że Emanuela była więźniem grupy terrorystycznej domagającej się uwolnienia Mehmeta Ali Agcy, czyli Turka, który przeprowadził w maju 1981 roku nieudany zamach na papieża. W następnych dniach odebrano kolejne telefony, w tym jeden od mężczyzny, któremu nadano pseudonim „Amerykanin” ze względu na jego charakterystyczny akcent. „Amerykanin” odtworzył podczas rozmowy nagranie głosu zaginionej. Kilka godzin później ten sam człowiek zaproponował wymianę Orlandi na Agcę. Anonimowy rozmówca wspomniał o Mario i Pierluigim z wcześniejszych rozmów telefonicznych, określając ich jako członków organizacji.

Łącznie „Amerykanin” wykonał 16 rozmów z różnych publicznych budek telefonicznych. Ich treść była zawsze podobna: domagał się zwolnienia Agcy w zamian za uwolnienie Emanueli. Prosił też o zaangażowanie się papieża w tę sprawę. W swojej ostatniej rozmowie powiedział, że w koszu przed siedzibą włoskiego parlamentu umieści dowody na to, że dziewczyna znajdowała się istotnie w jego rękach. Miały to być: kserokopia jej legitymacji ze szkoły muzycznej, paragon i notatka napisana odręcznie przez porwaną. Jednak nigdy niczego takiego nie znaleziono, a śledczy uznali, że nie ma żadnych wiarygodnych związków między „Amerykaninem” i Emanuelą.

Przez wiele następnych lat śledztwo w sprawie Orlandi nie posuwało się w żaden sposób do przodu. Wprawdzie w 2001 roku proboszcz kościoła Grzegorza VII w Rzymie odkrył pozostawioną w konfesjonale torbę, w środku której znajdowała się pozbawiona szczęki ludzka czaszka o niewielkich wymiarach. Okazało się jednak, że czaszka nie należała do Emanueli.

Sensacje Agcy

Trudno ocenić wiarygodność tego, co mówił w przeszłości Mehmet Ali Agca, skazany za zamach na papieża i odsiadujący wyrok wieloletniego więzienia najpierw we Włoszech, a później w Turcji. Oświadczył on w swoim czasie, że Orlandi została porwana przez bułgarskich agentów Szarych Wilków, tureckiej ultranacjonalistycznej, neofaszystowskiej organizacji młodzieżowej, której sam był kiedyś członkiem. Zamachowiec opowiadał też o zaginionej podczas wywiadu dla włoskiej telewizji państwowej RAI. Powiedział wtedy, że dziewczyna żyje i nie znajduje się w niebezpieczeństwie, gdyż przebywa w klasztorze. Nie zaprezentował żadnych dowodów na potwierdzenie swoich słów, a potem stwierdził, że jego przekonania były wynikiem „dedukcji”, a nie konkretnych informacji.

W połowie 2000 roku sędzia Ferdinando Imposimato – opierając się na tym, czego dowiedział się o Szarych Wilkach – stwierdził, że Orlandi prawdopodobnie zasymilowała się ze społecznością muzułmańską i od dawna mieszkała w Paryżu. Jest on jedynym jak dotąd przedstawicielem wymiaru sprawiedliwości, który wierzy w to, co mówił Agca, ale jego tez nie da się w żaden sposób potwierdzić.

Agca, który próbował zastrzelić Jana Pawła II na zlecenie wywiadu bułgarskiego (czyli w sumie sowieckiego), w liście opublikowanym w 2006 roku ogłosił, że Emanuela Orlandi oraz Mirella Gregori, inna dziewczyna, która również zniknęła w 1983 roku, zostały uprowadzone w ramach planu wynegocjowania jego zwolnienia z więzienia. Twierdził, że dziewczęta zostały wywiezione do królewskiego pałacu w Liechtensteinie. Sugerował też, że cała sprawa była wynikiem jakichś tajnych porachunków między KGB i CIA. Ponownie jednak nie był w stanie przedstawić jakichkolwiek udokumentowanych faktów na ten temat.

W styczniu 2010 roku Agca został wypuszczony na wolność i po kilku miesiącach turecka telewizja państwowa TRT wyemitowała rozmowę z nim, w czasie której stwierdził, że to ​​Watykan zorganizował porwanie Emanueli. Dodał też, że zaginiona była więziona w Stolicy Apostolskiej, a następnie trafiła do zakonu katolickiego w jednym z krajów środkowoeuropejskich. Według zamachowca rodzina Orlandi może widywać córkę, kiedy tylko chce, ale kobiecie nie wolno opuszczać murów klasztoru. Wszystko to jednak zostało określone jako totalna bzdura zarówno przez śledczych, jak i przez rodzinę zaginionej.

Mafiozo i egzorcysta

W 2011 roku Antonio Mancini, były członek włoskiego gangu Banda della Magliana, zasugerował, że porwanie Orlandi zostało zorganizowane przez organizację, z której się wywodził. Grupa ta przeprowadziła kilka różnych działań przeciwko Watykanowi w celu wymuszenia zwrotu dużych sum pieniędzy, które gangsterzy pożyczyli rzekomo Bankowi Watykańskiemu oraz Banco Ambrosiano. Włoska policja otworzyła rok później grób gangstera Enrico De Pedisa, by pobrać próbki DNA. W grobowcu nie znaleziono żadnych dowodów, które połączyłyby gangstera z zaginioną.

Sprawą zaginięcia Orlandi zainteresowano się raz jeszcze z chwilą, gdy pojawiła się teza 85-letniego egzorcysty Gabriela Amortha o tym, że Emanuela została porwana przez członka żandarmerii watykańskiej. Miała ona brać udział w imprezach o charakterze erotycznym, a następnie zostać zamordowana, przy czym w morderstwo to mieli być zamieszani pracownicy „ambasady obcego kraju”. Raz jeszcze okazało się, że nie ma na to żadnych dowodów ani też nie sposób było dociec, o jaką ambasadę chodziło. W sumie zatem do dziś nie udało się niestety ustalić, co naprawdę stało się z zaginioną dziewczyną. Prawdy nie zdążył poznać też jej ojciec, Ercole, który zmarł w 2004 roku.

Ostatnie słowo

W kwietniu 2007 roku, w czasie kazania wygłoszonego w Bazylice Świętego Piotra, ksiądz Raniero Cantalamessa powiedział zgromadzonym: – Nie zabierajcie swoich sekretów do grobu. Przyznajcie się do grzechów przed śmiercią. Słowa te – choć w kazaniu nie było ani słowa o zaginionej dziewczynce – zostały zinterpretowane jako sugestia, że ktoś w Watykanie wie doskonale, co stało się z Emanuelą, ale nie chce tego wyjawić.

W październiku 2018 roku podczas remontu siedziby ambasady Watykanu w Rzymie znaleziono kilka ludzkich kości, co ponownie wywołało różne spekulacje. Jednak badania kości wykazały, że były to szczątki Rzymianina, który zmarł ok. 230 roku naszej ery. Rok później Watykan ogłosił, że zamierza otworzyć dwa grobowce w celu zbadania złożonych tam zwłok przez antropologa Giovanni Arcudiego. W grobowcach tych miały spoczywać księżniczka Sophie Hohenlohe-Waldenburg-Bartenstein oraz księżna Charlotte Frederica z Mecklenburg-Schwerin. Okazało się, że w kryptach tych nikogo nie pochowano, co jest odrębną zagadką. Natomiast w innej części tego samego cmentarza znaleziono przy okazji kości, które mogły być szczątkami Emanueli, ale – jak się szybko okazało – nie są. Tajemnica zniknięcia Orlandi pozostaje w związku z tym nadal nierozwiązana.

Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama