Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 02:33
Reklama KD Market
Reklama

Prosto z sali sądowej: surowy wyrok dla Marka Joski

Prosto z sali sądowej: surowy wyrok dla Marka Joski

Ekstradowany Polak skazany ws. śmiertelnego wypadku sprzed 26 lat (PODCAST)

Z Joanną Marszałek rozmawia Joanna Trzos.  Podcast "Dziennika Związkowego"powstaje we współpracy z radiem WPNA 103.1 FM

Na 12 lat w zakładzie karnym w Illinois skazał w środę sędzia powiatu Lake Marka Joskę, Polaka ekstradowanego do Stanów Zjednoczonych w 2020 r. i we wrześniu uznanego winnym zarzutu zabójstwa przez lekkomyślne postępowanie (reckless homicide) w związku ze śmiertelnym wypadkiem w Lake Forest w 1995 roku. Zanim sędzia ogłosił wyrok, ofiary i sam oskarżony jeszcze raz mieli okazję zabrać głos. Po wyroku po raz pierwszy w sprawie Joski wypowiedziała się również jego rodzina z Polski.

Dwa i pół miesiąca od chwili, kiedy ława przysięgłych powiatu Lake po dwugodzinnych obradach uznała Marka Joskę winnym zarzutu zabójstwa przez lekkomyślne postępowanie (reckless homicide), w środę 17 listopada w sądzie powiatu Lake w Waukegan sędzia George Strickland ogłosił swoją decyzję dotyczącą kary i skazał Polaka na 12 lat więzienia. W mowie poprzedzającej ogłoszenie wyroku prokuratura wnioskowała o najwyższy zakres kary z przedziału 3-14 lat, które groziły mężczyźnie. Obrońcy prosili sędziego o cztery lata pozbawienia wolności.


(Wrzesień 2021 r.) Marek Josko winny zabójstwa ws. wypadku sprzed 25 lat (PODCAST). Ekstradowany Polak do końca nie przyznawał się do winy. >>>PRZECZYTAJ i POSŁUCHAJ<<<


Swoją opinię w kwestii zakresu kary miały okazję wyrazić również obecne zdalnie na Zoomie ofiary – Kristie Girardi, wdowa po Dennisie Bourassie oraz Amy Kraaz (Kostka), która ucierpiała w tym samym wypadku.

„Obyś żył za kratami”

W odczytanym przez prokuraturę oświadczeniu, wdowa po zabitym w wypadku Bourassie przywołała zimny grudniowy poranek sprzed 26 lat, który – jak napisała – na zawsze zmienił życie jej i dwóch córek, które w chwili śmierci ojca miały 6 i 1 lat. Opisywała wyzwania, z jakimi musiała zmierzyć się po śmierci męża, który był jej miłością z czasów liceum oraz wpływ, jaki zdarzenie wywarło na całe jej życie.

„Nasz świat wywrócił się do góry nogami. Dziewczynki były zdezorientowane, gdzie jest tata. Każdy dzień był wyzwaniem, by odbudować życie, a czas nie uleczył ran” –  pisała Girardi. W ostatnim zdaniu zwróciła się bezpośrednio do skazanego: „Ty, Marku Josko, zmieniłeś na zawsze trzy istnienia ludzkie, jednak twoje życie było kontynuowane. Obyś na zawsze żył za szkłem i kratami”.

Druga ofiara wypadku, Amy Kraaz opisywała nieodwracalne skutki, jakie obrażenia odniesione w wypadku wywarły na jej życie: urazy głowy, ręki, bioder doprowadziły nie tylko do rezygnacji z wymarzonego zawodu fryzjerki, lecz do stale powracającego bólu głowy oraz traumy psychicznej. Również ona zaapelowała do sądu o maksymalny wymiar kary.

„Nie mogłem spowodować tego wypadku”

Marek Josko, pochylony nad polską tłumaczką, przysłuchiwał się uważnie oświadczeniom ofiar, po czym oznajmił, że chce złożyć własne oświadczenie. Wysoki, lecz przygarbiony i wychudzony 68-latek, w granatowym więziennym uniformie, tym razem skuty kajdankami wstał i z kartki odczytywał przygotowane oświadczenie.

W pierwszych słowach wyraził żal, że w wypadku zginął człowiek, który osierocił dwie córki. „Współczuję rodzinie – to jest szczere” – podniósł głowę znad kartki Josko. Zaraz potem zaczął usprawiedliwiać wypadek warunkami pogodowymi i drogowymi, i po raz kolejny podważać przedstawioną przez eksperta podczas procesu rekonstrukcję wypadku.

„Przedstawienie po 25 latach drugiej błędnej rekonstrukcji i niezweryfikowane dowody miały wpływ na werdykt. To przeciw mojej świadomości i pamięci – ja nie mogłem spowodować tego wypadku – to niemożliwe”– kontynuował skazany.

Josko kwestionował również celowość zadania mu kary:

„Kara powinna być środkiem wychowawczym. Sprawca powinien zrozumieć, dlaczego został ukarany oraz być przekonany o słuszności i sprawiedliwości wyroku. Będę musiał się z tym jakoś pogodzić i żyć dalej. Jedno życie zostało zabrane, oby drugie nie zostało złamane” – oświadczył i zakończył prośbą do sędziego o wyrozumiałe rozpatrzenie okoliczności.

DUI z 1992 r.

Asystenci prokuratora, Scott Hoffert i Lauren Kalcheim Rothenberg, prosząc sąd o wysoki wymiar kary z przedziału 3-14 lat uzasadniali raz jeszcze, że oskarżony nie tylko nie wziął odpowiedzialności za swoje czyny poprzez ucieczkę do Polski, lecz nie bierze za nie odpowiedzialności do dziś – winiąc warunki drogowe i pogodowe oraz „zeznając kłamstwa” podczas procesu.

Przywołali mandat za jazdę w stanie nietrzeźwym, który Marek Josko dostał w 1992 r., trzy lata przed wypadkiem. Miał ukończyć wówczas okres nadzoru sądowego i klasy dotyczące DUI. Jednak zdaniem prokuratury fakt, że ponownie wsiadł za kierownicę pijany jest czynnikiem, który powinien wpłynąć na zaostrzenie wyroku. Przypomnieli, że po wypadku dwa oddzielne badania wykazały w systemie Joski 1,73 i 1,9 promila alkoholu.

„To jego działania spowodowały śmierć i obrażenia. Przez 25 lat, w przeciwieństwie do ofiar, cieszył się życiem i do dziś nie bierze odpowiedzialności” – przekonywała prokuratura.

Divina Alaya, jedna z obrończyń publicznych Joski, wskazała z kolei, że 68-latek cierpi na nadciśnienie, wysoki cholesterol, problemy z dyskami i stopami. Przez 26 lat nie popełnił żadnych innych przestępstw i, zdaniem obrony, nie istnieje ryzyko ponownego popełnienia przez niego przestępstwa. Obrona poprosiła sąd o 4 lata. „Wierzymy, że to wystarczy” – powiedziała Alaya, zaznaczając, że Josko ma już odsiedziane 652 dni.

Sprawiedliwość opóźniona, lecz wypełniona

Innego zdania był jednak sędzia George Strickland, który już na początku powiedział: „Mówi się, że opóźnienie sprawiedliwości oznacza odmówienie sprawiedliwości. Jestem po to, by upewnić się, że tak się nie stanie”.

Wypadek z 9 grudnia 1995 roku był, zdaniem sędziego, jednym z najbardziej przerażających, jakie widział w swojej 40-letniej karierze w wymiarze sprawiedliwości w powiecie Lake.

„Mówi, że mu przykro, ale musi zrozumieć, że to on spowodował ten wypadek. To on jest odpowiedzialny za to, że dwie dziewczynki straciły ojca, a inna ofiara została ciężko ranna i żyje w bólu” – mówił sędzia. „Był wyraźnie odurzony alkoholem i nieostrożny, jechał pod prąd przy betonowej barierze. Na 25 lat zapomniał, co się stało, ale ofiary i ich rodziny zapomnieć nie mogły” – kontynuował sędzia. Zeznania Joski podczas procesu sędzia nazwał „spektakularnymi kłamstwami”. „Nie wierzę w bajki” – powiedział.

Podważanie rekonstrukcji wypadku sporządzonej przez światowej sławy eksperta sędzia nazwał „ubliżającym”, zaś domniemania Joski, że to jedna z ofiar mogła spowodować wypadek – „niedorzecznymi”. Sędzia był również zbulwersowany brakiem skruchy u oskarżonego, próbą tłumaczenia przez niego ucieczki do Polski zwykłym wyjazdem na święta, a wyjaśnienia, że nie wrócił do Stanów w związku z groźbami, że ktoś go zabije, sędzia nazwał „wisienką na torcie”.

„To obraźliwe, że pan myślał, że jakikolwiek sędzia uwierzy w pana niedorzeczną historię” – powiedział sędzia Strickland, skazując Joskę na 12 lat w więzieniu stanowym.

Jeszcze przed wyprowadzeniem z sali Josko zagadywał swoich obrońców w sprawie apelacji.

Nadzwyczajna sprawa

– Sprawiedliwości wreszcie stało się zadość. Po ćwierćwieczu jego przestępstwo go dopadło – skomentowali po wyroku asystenci prokuratora Scott Hoffert i Lauren Kalcheim Rothenberg w rozmowie z „Dziennikiem Związkowym”.

Wyrazili uznanie i wdzięczność dla departamentu policji w Lake Forest, który „nigdy nie zaprzestał poszukiwania sprawiedliwości dla Dennisa Bourassy”, a także dla byłych prokuratorów, świadków, ofiar, polskiego rządu, który pomógł w ekstradycji i całej rzeszy osób, które „ciężko pracowały nad tą sprawą i wykazały oddanie sprawiedliwości”.

Zdaniem Hofferta i Kalcheim Rothenberg, sprawa Marka Joski była nadzwyczajna i niespotykana w ich ponad 20-letniej karierze w wymiarze sprawiedliwości – nie tylko ze względu na brutalność wypadku, lecz czynnik czasu, który upłynął od zdarzenia oraz zaangażowanie w sprawę innego kraju.

Spokojny i pomocny

Adam Michalski, który w korespondencji e-mailowej z „Dziennikiem Związkowym” przedstawił się jako pełnomocnik notarialny Marka Joski w Polsce nadesłał do nas następujące oświadczenie:

„Jesteśmy w głębokim szoku po ogłoszonym wyroku. Trudno nam – rodzinie i przyjaciołom pogodzić się z tym, co się wydarzyło. Marek jest dla nas bardzo empatycznym, pomocnym i spokojnym człowiekiem, na którego zawsze można było liczyć. Jesteśmy mocno zatroskani o jego dalszy los i więzienną przyszłość w obcym i tak dalekim kraju. Jest to bez wątpienia dramat dla Marka i dla nas – rodziny i przyjaciół. Wyrażamy głębokie współczucie dla Rodziny tego młodego człowieka, który zginął w tym wypadku.Rodzina i przyjaciele”.

Sprawiedliwość po 26 latach

We wrześniu ława przysięgłych powiatu Lake uznała Marka Joskę winnym zarzutu zabójstwa wskutek nieumyślnego zachowania w związku z wypadkiem, do którego doszło 9 grudnia 1995 r. nad ranem. 42-letni wówczas Josko, będąc pod wpływem alkoholu miał wjechać pod prąd na US Highway 41 w Lake Forest na dalekich północnych przedmieściach. Na północ od Deerpath Road zderzył się czołowo z pickupem, którego kierowca – zeznająca podczas procesu Amy Kraaz (Kostka) – doznała obrażeń. Tą samą drogą jechał 26-letni Dennis Bourassa z Waukegan, który zderzył się z pojazdem Josko i zmarł na miejscu.

Początkowo, z uwagi na brak świadków oraz dowodów, policja oskarżyła Joskę jedynie o jazdę pod wpływem alkoholu i zwolniła z aresztu. Po odtworzeniu przebiegu wypadku zarzuty zostały rozszerzone o nieumyślne zabójstwo. Jeszcze w grudniu Polak wsiadł na pokład samolotu do Warszawy. Podczas procesu tłumaczył, że pojechał do domu na święta i miał zamiar wrócić do Stanów.

Sprawa ucichła na blisko 20 lat. Ponownie nabrała obrotu w 2014 roku, gdy zmieniło się prawo dotyczące ekstradycji polskich obywateli do Stanów Zjednoczonych. Wówczas z prokuratorem powiatu Lake skontaktowały się służby federalne z nowymi informacjami na temat Joski. W lutym 2020 r. Marek Josko został aresztowany przez przemyskich policjantów. Ze względu na pandemię jego ekstradycja opóźniła się o trzy miesiące. W czerwcu 2020 r. został przekazany stronie amerykańskiej.

Początkowo mężczyźnie groziło od 2 do 5 lat więzienia za zabójstwo wskutek lekkomyślnego postępowania, lecz w kwietniu poinformowano oskarżonego, że z powodu czynnika alkoholu grozi mu od 3 do 14 lat więzienia. Prokuratorzy powiedzieli wówczas sądowi, że ponieważ późno objęli sprawę, nie dopatrzyli się czynnika związanego z alkoholem.

Od chwili, kiedy w czerwcu 2020 r. stanął przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości, Marek Josko utrzymywał, że jest niewinny. Twierdził, że jest jedynym świadkiem wypadku i że nie ma dowodów świadczących o jego winie. Polak podważał również legalność swojej ekstradycji do Stanów Zjednoczonych. Od chwili ekstradycji przebywał w areszcie śledczym powiatu Lake w Waukegan. Kaucja za jego wyjście z aresztu wynosiła milion dolarów.

Wcześniej Marek Josko odrzucił również ofertę ugody z prokuraturą, która zaproponowała mu 4 lata więzienia w zamian za przyznanie się do winy.


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama