Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 16:38
Reklama KD Market
Reklama

Zło czai się na północy

Na brzegu niewielkiej wyspy stoi płonące krzesło otoczone lustrami. Odbijają się w nich zwielokrotnione, tańczące na wietrze płomienie, stalowoszare morze i niebo, kościół oraz pobliska twierdza Vardøhus. Płonące wiecznym ogniem krzesło stoi dokładnie pośrodku instalacji, tak jak kiedyś pośrodku stosu stał pal, do którego przywiązywano skazane na śmierć czarownice. Miejsce to nazywa się Steilneset Memorial, czyli korytarz pamięci...

Konszachty z szatanem

Przez wieki ludzie wierzyli, że zło czai się na północy, bo tam miały znajdować się wrota do piekła. Stąd odległe ziemie Norwegii uznawane były przez Kościół za krainę szatana. W XVII wieku z wielką zaciętością organizowano na tych terenach polowania na rzekome czarownice. W rezultacie tylko na terenie Skandynawii zginęło około dwóch tysięcy osób.

Niemal sto straciło życie na położonej za kołem podbiegunowym wyspie Vardøya – w wiosce Vardø, okolicznych osadach rybackich Vadsø, Ekkerøy, Kiberg i osadach Samów, rdzennych mieszkańców Laponii. Były to przede wszystkim kobiety, bowiem uważano, że ich słabość psychofizyczna i nienasycone żądze seksualne sprawiają, że są o wiele bardziej niż mężczyźni podatne na wpływ diabła. Na stosach ginęli wprawdzie również mężczyźni, ale głównie ze względu na powiązania rodzinne czy intymne relacje z rzekomymi czarownicami.

Vardø to niewielka miejscowość położona nad fiordem Varangerfjord niedaleko wybrzeża Morza Barentsa. Przez wieki miejsce to uznawano za Ultima Thule, czyli kraniec znanego świata. To tutaj, w jaskini na górze Domen miało znajdować się wejście do piekła. Było to miejsce sabatów, w trakcie których kobiety spółkowały z szatanem i pożerały noworodki. To tutaj miały otrzymywać swoją niszczycielską moc w zamian za chwilę diabelskiej rozkoszy. Ludzie wierzyli, że magię przekazywano poprzez jedzenie – zaczarowany chleb, mleko lub piwo. Po ich spożyciu kobiety zamieniały się w wysłanniczki szatana – czarownice.

Preludium do serii procesów na wyspie Vardøya stanowił potężny sztorm, który rozszalał się wokół fiordu 24 grudnia 1617 roku. Wiatr był niezwykle gwałtowny i zaskoczył mieszkańców. Większość mężczyzn z pobliskich wiosek rybackich Kiberg i Vardo była tego dnia na połowach – w sumie dwadzieścia trzy łodzie. Z morza wróciło tylko pięć. Utonęło czterdziestu mężczyzn. Już wtedy ludzie przebąkiwali o nieziemskim pochodzeniu burzy.

Podejrzane o czary

Pamięć o burzy nie zatarła się przez kilka następnych lat, aż do 1620 roku, kiedy to duńskie i norweskie ustawy przeciw czarom dotarły na wyspę. W styczniu 1621 roku rozpoczęto przesłuchania kobiet podejrzanych o czary, zaczynając od mieszkanki Kibergu, Mari Iorgensdatter. Mari zeznała, że czarownicą została rok wcześniej. Brała udział w sabacie na górze Lydhorn, niedaleko miasta Bergen w południowej Norwegii. Towarzyszyć jej miała przywódczyni czarownic z Vardo, Kirsti Sorensdatter. Na sabacie Mari spotkała rzekomo miejscowe czarownice z wiosek Kilberg, Vardo i okolicznych osad. To właśnie one były odpowiedzialne za wielką burzę sprzed kilku lat.

– Ja, Kristen Sørensdatter, przyznaję się do obcowania z diabłem, który w zamian za wyrzeczenie się chrztu świętego obiecał mi wieczne szczęście i powodzenie. Z powodu kłótni o rusztowanie do suszenia ryb, rzuciłam klątwę na Henricha Meyera, który zmarł. Czarów nauczyłam się od mojej pracodawczyni, kiedy miałam 16 lat – wyznała w czasie przesłuchania. Kristen trafiła do twierdzy Vardøhus 16 kwietnia 1621 r. Poddano ją próbie wody, ale nie utonęła. Wtedy została poddana torturom, w trakcie których przyznała się do uprawiania czarów.

Else Knutsdatter została aresztowana, ponieważ widziano ją z „diabłami pod postacią czarnych kotów i psów”. Podczas tortur Knutsdatter wyznała, że razem z Kristen i Mari wywołała burzę poprzez trzykrotne zawiązanie liny rybackiej i naplucie na nią, a następnie rozplątanie jej w celu uwolnienia wiatrów.

Czarna łabędzica

Dorthe Lauritzdotter o czary oskarżano dwa razy. Pierwszy proces, w 1657 roku zakończył się uniewinnieniem. Jednak pięć lat później jeden z sąsiadów, Lauritz Braas zeznał, że dwóch jego niedawno zmarłych służących wyznało mu przed śmiercią, że zostali przez nią oczarowani. W trakcie długich tortur Dorthe wyznała, że wraz z czterema innymi czarownicami zamieniły się w ptaki, a następnie rozplątały „węzły wiatru” nad morzem, aby spowodować zatonięcie łodzi. Spisek rzekomo nie powiódł się, ponieważ załoga modliła się do Boga. Dorthe została spalona na stosie 6 listopada 1662 roku wraz z dwiema innymi kobietami.

Maren Dass z Vardø zeznała, że przybierając postać czarnej łabędzicy rzuciła klątwę na łódź swojego sąsiada, powodując jej zatonięcie i śmierć załogi. Solve Nilsdatter z Andersby przyznała, że otrzymała moc czarów po zjedzeniu ryb i wypiciu piwa. Ona również brała udział w sabacie na górze Domen, gdzie piła i jadła w towarzystwie szatana. Ingeborg z Makkaur przyznała się, że zatruła ryby sąsiada. Synnřve Olsdatter miała rzucić urok na statek Andersa Hessa, bo jego służąca sprzedała jej pieprz po zawyżonej cenie. Z kolei Anne Larsdatter zeznała, że diabeł związał języki czarownicom, aby nie mogły płakać ani odpowiadać na pytania sędziów, dopóki nie zostaną wystawione na próbę wody. Przyznała się do uczestniczenia w sabacie razem z czterdziestoma innymi kobietami.

Płonące stosy

Jeden zarzut pociągał za sobą kolejne. Ludzie rzucali na siebie nawzajem bezpodstawne oskarżenia w akcie trudnego do zrozumienia okrucieństwa. Mężowie skazanych na śmierć szukali zemsty na sąsiedzie, który doniósł na żonę. Kobiety, których mężowie wypływali w morze na długi czas, oskarżano o cudzołóstwo z demonami. Jako świadków często powoływano dzieci, których słowa stanowiły podstawę aktu oskarżenia.

W XVII odbyło się tutaj aż 135 procesów. Na stosie spalono 91 osób – 77 kobiet i 14 mężczyzn. Ta liczba może nie wydawać się duża w porównaniu do tego, co działo się w tamtym czasie na terenie Europy. Jednak biorąc pod uwagę gęstość zaludnienia wyspy widać rozmiar tragedii, bowiem życie straciła spora część tamtejszej społeczności. Co najmniej jedna trzecia zarzutów dotyczyła Lapończyków, którzy wzbudzali w białych mieszkańcach wyspy nieufność i wrogość.

Większość rozpraw miała miejsce w twierdzy Vardohus, najbardziej wysuniętej na północ budowli obronnej na świecie. Na niewielkim wzgórzu, niedaleko kościoła stały ogromne stosy, który zaczynały płonąć przy każdej kolejnej fali polowań. Rozpoczęły się około roku 1620, by powrócić po 30 latach, na początku lat 50. Jednak największa fala przyszła w latach 1662-1663 w czasie wyjątkowo mroźnej i długiej zimy. Życie straciło wtedy ponad 30 osób. Kilkadziesiąt dobrze udokumentowanych historii o tym, jakich tortur doświadczali ludzie oskarżeni o pakt z diabłem, odnaleźć można dzisiaj w Regionalnym Archiwum Miejskim w Tromsø.

Koniec szaleństwa

Okrutne i bezsensowne procesy udało się zakończyć dopiero w latach 80. XVII wieku, głównie dzięki sędziemu Mandrupowi Pedersen Schønnebøl. Rozumiał on, jakim szaleństwem było palenie ludzi żywcem na podstawie plotek. Przeciwstawił się opinii publicznej, sędziom i urzędnikom i ostatecznie zniszczył podstawy prawne do palenia na stosach oskarżonych o konszachty z diabłem.

W 1687 r. zmieniono prawo w taki sposób, aby każdy wyrok w sprawie o czary musiał być przedstawiony w parlamencie, zanim na kimkolwiek wykonano karę śmierci. Ostatnia zanotowana egzekucja czarownicy w Norwegii miała miejsce w 1695 roku. Prawo to obowiązywało do czasu reformy norweskiego kodeksu karnego w XIX wieku.

Maggie Sawicka


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama