Prawnicy cytowani w amerykańskich mediach nie dają większych szans na powodzenie pozwu byłego prezydenta Donalda Trumpa przeciwko Facebookowi, Twitterowi i Google'owi ws. cenzury konserwatystów. Eksperci przewidują, że pozew zostanie odrzucony przez sąd.
Eksperci wskazują przede wszystkim na wątpliwy ich zdaniem główny argument zawarty w pozwie ogłoszonym w środę przez Trumpa: że pozycja portali takich jak Facebook jest równa "aktorom państwowym", wobec czego są one zobowiązane do ochrony wolności słowa użytkowników, jaką daje pierwsza poprawka do konstytucji. Prawnicy reprezentujący byłego prezydenta i grupę innych wydalonych z portali użytkowników przekonują, że wobec tego platformy nie miały prawa do zawieszania jego kont.
"Pierwsza poprawka po prostu chroni obywateli przed cenzurą państwa. Platformy mediów społecznościowych mają wielką władzę, ale nie są częścią władz" - podsumowuje Roy Gutterman, profesor prawa z Uniwersytetu Syracuse, cytowany przez portal Axios.
Jak dodał, podobne pozwy jak ten złożony w środę w sądzie federalnym w Miami były składane w przeszłości i zawsze kończyły się łatwym i szybkim zwycięstwem mediów społecznościowych. Co więcej, sąd na Florydzie niedawno unieważnił stanowe prawo, mające nakładać kary na platformy, które cenzurują konta polityków.
"Ten pozew jest sztuczką i nie ma wielkich szans, by znalazł posłuch w sądach. Argument, że Facebook powinien być uważany za aktora państwowego nie jest w żaden sposób przekonujący" - napisał w oświadczeniu Jameel Jaffer, dyrektor Knight First Amendment Institute Uniwersytetu Columbii. Jak stwierdził, na niekorzyść Trumpa dodatkowo wpływają jego działania podczas swojej prezydentury, kiedy sam blokował użytkowników śledzących jego konta.
"Potrzebujemy ważnej debaty na temat tego, jakie obowiązki pierwsza poprawka nakłada na prywatne firmy mające tak wielki wpływ na dyskurs publiczny (...) ale ta skarga prawdopodobnie nie doda zbyt wiele do tej debaty" - przyznał ekspert.
Pozew skrytykował też Evan Greer, szef fundacji Fight For the Future, sprzeciwiającej się dominacji cyfrowych gigantów. Jak stwierdził na łamach branżowego portalu ZDNet, "dęte argumenty" zawarte w pozwie mogą zaszkodzić dyskusji na temat praktyk moderacyjnych portali społecznościowych, wprowadzając dezorientację.
Wielu z cytowanych przez media ekspertów wskazywało, że wniesiony przez Trumpa pozew nie jest poważną próbą, ale politycznym manewrem, nastawionym m.in. na zbiórkę pieniędzy. Tuż po ogłoszeniu pozwu w środę, tysiące ludzi otrzymały od kampanii byłego prezydenta SMS-y i e-maile zachęcające do wpłat na sfinansowanie nowej batalii prawnej.
We wniesionym w środę pozwie zbiorowym Trump domaga się odwieszenia swoich kont na Twitterze, Facebooku i YouTube, a także wypłacenie odszkodowań. Konta byłego prezydenta zostały zawieszone w styczniu br. w związku z jego publicznymi oskarżeniami o sfałszowanie wyborów w 2020 r., które w świetle ataku na Kapitol 6 stycznia zostały uznane przez władze portali za podżeganie do przemocy.
Działania byłego prezydenta są jedną z wielu w ostatnim czasie skarg przeciwko cyfrowym gigantom. W ubiegłym tygodniu sąd w Waszyngtonie odrzucił dwa pozwy wobec Facebooka, zarzucające mu praktyki monopolistyczne. W środę 38 stanów wniosło z kolei nową skargę przeciwko Google'owi, również oskarżając firmę o stworzenie monopolu dla swojego sklepu z aplikacjami Google Play, poprzez eliminację konkurentów. Na przyszły tydzień w Kongresie szykowane są też publiczne wysłuchania ws. serii ustaw antymonopolowych, które mają w zamierzeniu ograniczyć dominację największych koncernów technologicznych.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)