Od początku roku co najmniej 71 osób zaginęło na tzw. autostradzie śmierci łączącej Monterrey z graniczącym ze Stanami Zjednoczonymi Nuevo Laredo - podały meksykańskie władze. Sprawdzane jest, czy zniknięcia mogły mieć związek z działającym w pobliżu granicy kartelem północno-wschodnim.
Szefowa meksykańskiej komisji ds. poszukiwań Karla Quintana poinformowała w środę, że zaginieni to w większości mężczyźni kursujący ciężarówkami lub taksówkami po drodze nazwanej przez lokalną prasę "autostradą śmierci", łączącej Monterrey z Nuevo Laredo.
Agencja AP podała, że co najmniej sześć osób to rezydenci USA. Zdaniem Quintany zniknięcia mogą mieć związek z porachunkami pomiędzy północno-wschodnim kartelem a grupą Jalisco. Wśród zaginionych znajdują się również mężczyźni jeżdżący prywatnymi samochodami oraz kobiety i dzieci.
Biuro FBI w San Antonio w Teksasie poinformowało o zniknięciu kobiety pochodzenia meksykańskiego mieszkającej na stałe w USA oraz dwójki jej dzieci. Po raz ostatni widziała ich rodzina żyjąca w Sabinas Hidalgo, mieście położonym przy granicy ze Stanami Zjednoczonymi, przez które przebiega autostrada.
Władze stanu Nuevo Leon, którego stolicą jest Monterrey, od końca czerwca zwiększyły liczbę patroli policji wzdłuż autostrady i poszukują zaginionych. Według AP zniknięcia oraz czerwcowy atak w przygranicznym mieście Reynosa, w którym zastrzelono 15 osób, sugerują, że obecna sytuacja w Meksyku zaczyna coraz bardziej przypominać lata 2006-2012, kiedy wojna narkotykowa toczona w kraju była nasilona, a członkowie karteli atakowali nie tylko siebie nawzajem, ale i zwykłych obywateli. (PAP)