Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 18:25
Reklama KD Market

Chemia miłości

Uważa się powszechnie, że romantyczne uczucie to przejaw duchowej aktywności człowieka. Tymczasem naukowcy przekonują, że nic bardziej mylnego. Stan zakochania jest wynikiem chemicznych procesów, które zachodzą w mózgu, a obiekt westchnień wybieramy w oparciu o kryterium reprodukcyjne, szukając partnera z tzw. dobrymi genami...

Miłość to trik natury

Pewien angielski pisarz William Somerset Maugham napisał kiedyś, że „miłość jest po prostu chytrym zagraniem wobec nas, ludzi, by zapewnić kontynuację gatunku”. Rzeczywiście, wiele wskazuje na to, że to natura wyposażyła nas w mechanizmy, które pozwalają człowiekowi doświadczać afektu. I to nie tylko tego pierwszego stadium, które powszechnie nazywane jest zakochaniem, ale również późniejszej, dojrzałej fazy miłości.

Antropolodzy ustalili, że cały czas na świecie zakochanych jest 50 do 60 procent ludzi. Ustalono ponadto, że uczucie miłości może trwać maksymalnie cztery lata. Niedługo, ale jednocześnie wystarczająco, by odchować wspólnie małe potomstwo. Natura sama w sposób uporządkowany reguluje nasz świat uczuć. Niewiele tak naprawdę zależy od naszych świadomych decyzji. Uczuciowe życie człowieka to scenariusz, który pisze neurochemia naszego mózgu oraz uwarunkowania ewolucyjne.

Zakochany mózg

Kiedy dochodzi do zauroczenia, w układzie nerwowym człowieka rozpętuje się prawdziwa burza z piorunami. Następuje szereg gwałtownych procesów chemicznych. Po pierwsze w organizmie zaczyna się wydzielać fenyloetyloamina. Jest to substancja, która działa bardzo pobudzająco, dodaje energii i euforii oraz odpowiada za pożądanie. Ponieważ wykorzystuje się ją do produkcji amfetaminy i metamfetaminy, potocznie nazywana jest „narkotykiem miłości”.

Fenyloetyloamina występuje także w czekoladzie, lecz jedynie w śladowych ilościach. Tymczasem jej wzmożone uwalnianie w organizmie to tylko początek tego wszystkiego, co dzieje się w ciele zakochanej osoby. Wywołuje ona podwyższone wydzielanie dopaminy, jednego z hormonów szczęścia. Dopamina aktywuje układ nagrody i wpływa na dobry nastrój. Dzięki fenyloetyloaminie uwalniają się ponadto endorfiny, odpowiedzialne za odczuwanie przyjemności.

Jest też druga strona medalu. Ponieważ stanowi zakochania towarzyszy ciągłe napięcie, a także lęk przed utratą ukochanej osoby, w organizmie pojawiają się w podwyższonych ilościach hormony stresu, kortyzol i adrenalina. To wszystko sprawia, że mózg zadurzonego człowieka działa na bardzo wysokich obrotach. Nic dziwnego, że jego zachowanie często zdradza te same objawy co u osób z zaburzeniami psychicznymi, takimi jak choroba afektywna dwubiegunowa, zaburzenia kompulsywno-obsesyjne czy depresja.

Psychiatrzy zgodnie twierdzą, że stan zakochania nosi znamiona choroby psychicznej. Dlatego nieszczęśliwie zakochani potrafią targnąć się na swoje życie. O tym, że mózg osoby zauroczonej nie funkcjonuje normalnie, świadczy fakt, że wygląda on tak samo jak u osoby, która zażyła kokainę. Badania rezonansem magnetycznym wykazały, że w obu przypadkach silnie pobudzone są te same ośrodki w mózgu.

Z czasem zakochanie ustępuje miejsca bardziej dojrzałej miłości, ale i ta jest wynikiem chemicznych procesów, które zachodzą w naszym organizmie. U kobiet wydziela się oksytocyna, a u mężczyzn wazopresyna. Hormony te odpowiadają za uczucie intymności oraz przywiązania, i powodują, że ludzie decydują się założyć z kimś rodzinę. Amerykański naukowiec Larry Young badając zachowania norników preriowych, wstrzyknął samcom dodatkowe dawki wazopresyny. Zaobserwowano wówczas, że zwierzęta były bardziej skłonne związać się z samicami i wspólnie wychowywać potomstwo. Wygląda więc na to, że tajemnica miłości sprowadza się do neurochemii mózgu.

Atrakcyjność genetyczna

Podobnie sprawa ma się z samym wyborem obiektu westchnień, który nie jest przypadkowy i również zależy od naszej biologii. Według psychologii ewolucyjnej, zakochujemy się tylko w tych osobach, w których podświadomie dostrzegamy dobry materiał genetyczny dla ewentualnego wspólnego potomstwa.

Wyznacznikiem dobrych genów w pierwszej kolejności jest wygląd fizyczny. Podobają nam się osoby o proporcjonalnych sylwetkach i symetrycznych twarzach. Cechy te odbieramy jako oznakę zdrowia. Preferowanym typem kobiecej figury jest dla mężczyzn sylwetka klepsydry o obfitym biuście, dużym wcięciu w talii i lekko poszerzonych biodrach, co odczytywane jest jako zwiastun wysokiej płodności.

Z kolei dla płci pięknej wyznacznikiem dobrych genów u partnera może być albo wygląd, albo zespół cech psychicznych. Zależy co w mniemaniu danej kobiety jest istotniejsze czy też bardziej przydatne do przetrwania. Niektóre wybierają dobrze zbudowanych, silnych fizycznie mężczyzn wierząc, że jeśli takie geny przekażą swojemu potomstwu, to najlepiej poradzi ono sobie w życiu. Inne pociąga inteligencja mężczyzn, w której widzą wyznacznik siły społecznej.

Podobieństwa się odpychają

Istnieje jeszcze jedno ważne kryterium, którym kieruje się nasz organizm, kiedy to niby my wybieramy partnera. I zdaje się ono przeczyć ogólnie przyjętej prawdzie, która mówi, że podobieństwa się przyciągają. Okazuje się, że jest zupełnie odwrotnie. Szokujące rezultaty eksperymentu przeprowadzonego przez szwajcarskiego naukowca Clausa Wedekinda pokazały, że człowiek na drugą połówkę wybiera osoby, które genetycznie się od niego bardzo różnią.

W 1994 roku Szwajcar przeprowadził kontrowersyjne badanie. Grupa mężczyzn przez dwie doby miała na sobie tę samą podkoszulkę. Uczestnicy badania nie użyli dezodorantów, wody kolońskiej ani zapachowego mydła. Po dwóch dniach koszulki umieszczono w jednakowych pudełkach i następnie grupa kobiet kierując się jedynie zapachem ubrań, miała wybrać dla siebie partnera. Okazało się, że wszystkie kobiety wybrały podkoszulki mężczyzn, których materiał genetyczny był bardzo różny od ich własnego. Dokładnie rzecz biorąc różnica dotyczyła grupy genów MHC, które odpowiadają za odporność.

W kolejnych latach inni naukowcy dokonali szeregu badań, które potwierdziły, że ludzie o zbliżonym do siebie materiale genetycznym w obrębie MHC postrzegali siebie nawzajem jako nieatrakcyjnych. Wykazały również, że ludzkość w toku ewolucji wykształciła zdolność poznawania węchem przydatności genetycznej potencjalnego reproduktora oraz że podświadome parcie do zagwarantowania potomstwu dobrych genów leży u podstawy miłosnych wyborów człowieka.

Emilia Sadaj

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama