Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 18:44
Reklama KD Market

Sekretarka obozu Stutthof

Z oczywistych powodów czas na ściganie zbrodniarzy hitlerowskich w zasadzie minął. Ludzie, którzy mogliby dziś zostać osądzeni, mają zwykle powyżej 90 lat i często cierpią z powodu złego stanu zdrowia. Za dziesięć lat nie będzie już kogo tropić i stawiać przed sądem. Jednak w roku 2011 w Niemczech zatwierdzono nowe przepisy, na mocy których pośrednią odpowiedzialność za zbrodnie z okresu II wojny światowej mogą ponosić również ci, którzy bezpośrednio nikogo nie uśmiercali...

Współwinna za śmierć

Niemiecka prokuratura postawiła niedawno w stan oskarżenia 95-letnią kobietę. Osoba ta, na razie identyfikowana jest jako Irmgard F., w latach 1943-45 była sekretarką komendanta obozu koncentracyjnego Stutthof (dziś Sztutowo), Paula Wernera Hoppe. Oskarżona mieszka w domu opieki społecznej, a lekarze twierdzą, że stan jej zdrowia pozwala na postawienie jej przed sądem. Władze obwiniają ją o współodpowiedzialność za śmierć ok. 10 tysięcy ludzi.

W chwili, gdy zaczynała swoją pracę w obozie, Irmgard miała 18 lat. Nikt nie zarzuca jest bezpośredniego zabijania kogokolwiek. Jednak w świetle nowych przepisów może ona odpowiadać za to, że biernie współpracowała ze swoimi zwierzchnikami i w tym sensie ponosi częściową winę za masową eksterminację więźniów.

Obóz Stutthof powstał w roku 1939, a 4 lata później został rozbudowany. W sumie w czasie II wojny światowej przebywało tam ponad 100 tysięcy więźniów, głównie Żydów, polskich partyzantów oraz sowieckich jeńców wojennych. Szacuje się, że niemal wszyscy ci ludzie zginęli – 60 tysięcy w obozie, a 25 tysięcy podczas pośpiesznej ewakuacji i marszu na zachód wiosną 1945 roku. Inni umierali w obozie z powodu chorób i wycieńczenia. Warunki życia w tej placówce były bardzo ciężkie. Charakterystyczny dla tego terenu klimat morski z częstymi opadami i wiatrem znad morza przyczyniał się do zwiększonej zachorowalności. Ponadto zimą temperatura spadała często do –20 stopni Celsjusza.

Baraki mieszkalne, ustawione na terenie podmokłym, nie zabezpieczały przed zimnem. Temperatura pomieszczeń zimą niewiele różniła się od temperatury na zewnątrz. Więźniowie spali na podłodze pokrytej cienką warstwą słomy, którą pod groźbą kary bicia nie wolno było się przykryć. W obozie znajdowała się tylko jedna latryna – w środku pomiędzy barakami wykopano dół i położono deskę. Do latryny wolno było chodzić ściśle wyznaczoną drogą. Wobec braku wody, mydła, papieru toaletowego i ręczników więźniowie chodzili ciągle brudni i zawszeni. Musieli pracować i spać w tym, w czym ich przywieziono do obozu. Patron tego piekła, komendant Hoppe, wpadł w ręce aliantów, a w roku 1957 został w RFN skazany na 9 lat więzienia. Zmarł w 1974 roku.

„Gruba kreska” w Niemczech?

Kilka lat temu, po ogłoszeniu śledztwa w sprawie Irmgard, kobieta ta udzieliła wywiadu niemieckiej telewizji NDR, w którym twierdziła, że w zasadzie nigdy nie była obecna wewnątrz obozu i nie wiedziała, co się tam działo. Przyznała, że była świadoma faktu, iż odbywały się tam egzekucje, ale uważała, że chodziło o wykonywanie kar śmierci na pospolitych przestępcach. Ponadto utrzymywała, że nie miała pojęcia o tym, iż w obozie Stutthof znajdowały się komory gazowe.

Jest to argumentacja często stosowana przez oskarżonych, którzy w taki czy inny sposób uczestniczyli w masowej eksterminacji ludzi w czasie II wojny światowej. W ubiegłym roku 93-letni Bruno Dey, który w obozie Stutthof pełnił rolę strażnika, został osądzony i skazany za współudział w zamordowaniu ponad 5 tysięcy ludzi w ostatnich miesiącach wojny. Przed sądem Dey nie zaprzeczał, że służył w szeregach SS, ale utrzymywał, że nigdy nikogo nie zabił i że jego obecność w obozie nie może być uważana za przestępstwo.

Rok wcześniej inny strażnik z obozu Stutthof miał stanąć przed sądem, ale nigdy do tego nie doszło, gdyż stan jego zdrowia znacznie się pogorszył. W czasie wstępnych przesłuchań człowiek ten wyraził swoją skruchę. Twierdził jednak, że nigdy nie był nazistą, choć przyznał, iż wiedział o eksterminacji więźniów, ale nigdy nie sprzeciwił się formalnie tym praktykom.

Wszystko to nie dotyczy wyłącznie obozu w Sztutowie. Kilka lat temu skazani na wyroki wieloletniego więzienia zostali: Oskar Groeining, księgowy w Auschwitz, oraz Reinhold Hanning, strażnik w tym samym obozie. Gdy zapadł wyrok w ich sprawach, obaj mieli po 94 lata i obaj zmarli, zanim znaleźli się za kratkami. Krytycy sądzenia tego rodzaju ludzi kwestionują sens stosowania wymiaru sprawiedliwości wobec osób, które nikogo w czasie II wojny światowej nie zabiły, a jednocześnie znajdują się w tak zaawansowanym wieku, iż wysyłanie ich do więzień jest bezcelowe. Zwracają też uwagę na fakt, że nowe przepisy z 2011 roku teoretycznie pozwalają na ściganie niemal wszystkich urzędników III Rzeszy, niezależnie od ich rangi. W sensie praktycznym nie ma to dużego znaczenia, gdyż szeregi tychże urzędników prawie nie istnieją.

Jak wynika z sondażu przeprowadzonego w 2020 roku, 76 proc. Niemców jest zdania, że wszyscy ludzie pracujący dla hitlerowskiego reżimu powinni odpowiadać przed sądem za swoje czyny. Z drugiej strony, 53 proc. respondentów uważa, iż w najbliższej przyszłości państwo niemieckie powinno odkreślić „grubą kreską” nazistowską przeszłość i żyć przyszłością, a nie przeszłością.

Wracając do sprawy Irmgard, prokuratura twierdzi, że zgromadziła liczne dowody na to, że sekretarka komendanta ponosi bezpośrednią odpowiedzialność za działanie obozu Stutthof. Kuriozalnym aspektem tej sprawy jest to, że 95-letnia kobieta stanie przed sądem dla nieletnich, gdyż w okresie dotyczącym domniemanych przestępstw nie miała jeszcze 21 lat. Oznacza to niemal na pewno, że nawet jeśli zostanie uznana winną zarzucanych jej czynów i skazana, dostanie bardzo łagodny wyrok, być może w zawieszeniu.

Andrzej Heyduk

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama