Po ataku tłumu na budynek Kapitolu 6 stycznia br. okazało się, że wśród napastników było sporo zarówno żołnierzy – emerytowanych, jak i tych, którzy pozostają w czynnej służbie. Fakt ten wywołał spore zaniepokojenie Pentagonu. Oczywiście każdy może mieć prawo do własnych poglądów, ale amerykańskie siły zbrojne muszą być z definicji apolityczne...
Infiltracja ekstremizmu
Nowy sekretarz obrony Lloyd Austin jest pierwszym w historii czarnoskórym człowiekiem na tym urzędzie. Już w czasie niedawnych przesłuchań przed komisją w Senacie zapowiedział, że zrobi wszystko, by wyeliminować z szeregów armii rasistów i ekstremistów. Jednak w praktyce może się to okazać niezwykle trudne. Na razie zarządzono 60-dniowy stand-down, czyli moratorium obejmujące wszystkie normalne działania szkoleniowe. Rzecznik Pentagonu John Kirby stwierdził, że decyzja ta została podjęta przez Austina po konsultacjach z dowódcami wszystkich sekcji sił zbrojnych USA.
Osiągnięcie tej swoistej sanacji szeregów amerykańskich sił zbrojnych będzie z pewnością dość skomplikowane. Kirby przyznał, że na razie jest to dość ogólnikowy plan, którego wykonanie ma zostać sprecyzowane w najbliższej przyszłości. Problem polega na tym, że ani rekrutacja szeregowych żołnierzy, ani też przyjmowanie kadetów do szkół oficerskich nie wymaga jakichkolwiek deklaracji politycznych ze strony przyszłych członków sił zbrojnych. Jedynym wymogiem, zawartym w przysięgach, jest to, iż ludzie ci mają stać na straży amerykańskiej konstytucji. W domyśle nie wolno też im aktywnie angażować się w jakiekolwiek działania polityczne.
Efekt jest taki, że żołnierzami mogą być z powodzeniem ludzie o radykalnych poglądach. Samo w sobie nie jest to problemem, o ile tylko osoby te poglądów tych jawnie nie głoszą, a już tym bardziej nie wyruszają do Waszyngtonu na podbój Kapitolu. Tymczasem Pentagon na razie nie opublikował absolutnie żadnych danych na temat skali infiltracji ekstremizmu w amerykańskich siłach zbrojnych, co zapewne wynika z faktu, że danych takich nie ma. Ich zgromadzenie będzie z pewnością dość trudnym i delikatnym zadaniem.
Wydawane przez amerykańską armię pismo Military Times przeprowadziło ostatnio kilka sondaży. Wynika z nich między innymi, że mniej więcej jedna trzecia kadry militarnej jest zdania, iż wpływy rasistów i ludzi wyznających ideologię białej supremacji stają się coraz większe. Niektórzy żołnierze uważają, że zagrożenia wynikające z działalności tych ludzi są mniej więcej porównywalne do niebezpieczeństw płynących z poczynań al-Kaidy i ISIS. Jest to dość szokujące, ponieważ sugeruje, iż w szeregach amerykańskiej armii istnieją podejrzenia o to, że tzw. wewnętrzne zagrożenia potencjalnymi atakami są całkiem realne.
Poważny problem
Po ataku na Kapitol czternastu amerykańskich senatorów wystosowało list do inspektora generalnego Departamentu Obrony, w którym zawarte było ostrzeżenie: „ekstremistyczna ideologia zagraża jedności i efektywności naszych sił zbrojnych, co z kolei stanowi również zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego”. Politycy ci zasugerowali, że potrzebne jest szeroko zakrojone dochodzenie w sprawie rosnących wpływów ekstremistów w amerykańskiej armii.
Na czele tej inicjatywy stoi demokrata Richard Blumenthal z Connecticut, który zasiada w senackiej komisji ds. obrony. Twierdzi on, że należy do końca wyjaśnić stopień zaangażowania członków sił zbrojnych w wydarzenia z 6 stycznia tego roku. Przypomina, że 35-letnia Ashli Babbitt, która wcześniej służyła w szeregach US Air Force, została zastrzelona przez członka policji Kapitolu w chwili, gdy usiłowała wedrzeć się siłą do środka budynku. Później okazało się też, że w zamieszkach brało udział pięciu żołnierzy amerykańskiej piechoty morskiej.
Senat USA podjął pewne kroki zmierzające do rozwiązania tego problemu. Zapadła mianowicie decyzja, iż powołany zostanie nowy inspektor generalny, którego zadaniem będzie zbadanie nie tylko zakresu wpływów ekstremistów w szeregach armii, ale również przeanalizowanie procesu rekrutacji nowych żołnierzy pod kątem zróżnicowania rasowego i etnicznego. Nie zmienia to jednak faktu, że Pentagon stoi w obliczu poważnego problemu.
Amerykańskie siły zbrojne od zarania istnienia państwa czerpały swoją siłę z faktu, że pozostawały niezależnie politycznie i nie angażowały się w żadne wewnętrzne porachunki między politykami. Tymczasem obecnie sytuacja wygląda inaczej, szczególnie w obliczu faktu, iż byli oraz obecni żołnierze znaleźli się wśród aktywnych uczestników wydarzeń z 6 stycznia.
Teoretycznie dowódcy mają prawo do stosowania ostrych kar dla podwładnych, którzy uczestniczą czynnie w jakiejkolwiek działalności politycznej. W praktyce jednak egzekwowanie tych zasad zawsze było dość trudne. Dziś jednak sytuacja stała się na tyle poważna, że po raz pierwszy Pentagon zamierza na serio zająć się problemem coraz większych wpływów ekstremistów w szeregach amerykańskich sił zbrojnych.
Ma to polegać między innymi na obserwowaniu wypowiedzi wojskowych w mediach społecznościowych oraz ich ewentualnej przynależności do radykalnych organizacji, takich jak Proud Boys czy Oath Keepers. Zresztą ten sam problem dotyczy również szeregów policji – w ataku na Kapitol uczestniczyło kilkunastu policjantów, zarówno emerytowanych, jak i pozostających w czynnej służbie.
Jest jeszcze dodatkowy problem. W ostatnich tygodniach swoich rządów prezydent Donald Trump obsadził liczne posady w ciałach doradczych Pentagonu swoimi lojalistami, zwalniając jednocześnie takich ludzi jak Madeleine Albright czy Henry Kissinger. Niektóre z tych osób zostały już usunięte, ale inne pozostają na swoich stanowiskach. Może to spowodować, że zapowiedziana kampania na rzecz usunięcia z sił zbrojnych ekstremistów będzie się toczyć powoli i natrafi na liczne, niespodziewane przeszkody.
Andrzej Heyduk