Faktem jest, bowiem, że w stosunku do Traktatu Nicejskiego, który obowiązywać ma do 2009 r., Traktat Konstytucyjny zwiększa siłę wyborczą dużych państw, zwłaszcza Niemiec. Po drugie, pod naciskiem laickiej Francji i popierających ją Niemiec nie dopuszczono do preambuły Traktatu żadnego odwołania do Boga ani nawet najogólniejszej nawet wzmianki o chrześcijańskich wartościach.
Premier Belki wraz z małżonką następnie został przyjęty przez Jana Pawła II na prywatnej audiencji. Wobec faktu podpisania bezbożnej wersji traktatu, Ojciec święty, który do ostatniej chwili namawiał do zamieszczenia odniesienia do wartości chrześcijańskich w konstytucji unijnej, w nieco okrężny i delikatny sposób powiedział Belce: "Mam nadzieję, że mimo braku wyraźnego odniesienia w Konstytucji Europejskiej do chrześcijańskich korzeni kultury wszystkich narodów wchodzących w skład Wspólnoty, ponadczasowe wartości wypracowane przez pokolenia naszych przodków na fundamencie Ewangelii będą nadal inspirować wysiłki tych, którzy biorą na siebie odpowiedzialność za kształtowanie obliczę naszego kontynentu".
Na szczęście, aby wejść w życie, Traktat Konstytucyjny muszą ratyfikować wszystkie kraje Unii. Połowa zamierza ratyfikację powierzyć parlamentom, pozostałe zaś, w tym i Polska, przeprowadzą w tej sprawie referendum. Jeżeli nawet jeden kraj nie ratyfikuje traktatu, konstytucja nie wejdzie w życiu. Zmusi to jej autorów to opracowania nowej, akceptowalnej dla wszystkich krajówczłonkowskich UE.
Polscy politycy z referendum się nie śpieszą. Pozostaje dwa lata od podpisania Traktatu Konstytucyjnego do jego ostatecznej ratyfikacji. "Nie musimy być pierwsi, którzy przeprowadzą referendum konstytucyjne. Poczekamy i zobaczymy, jak sprawa się rozwinie w innych krajach" skomentował poseł Jan Maria Rokita z Platformy Obywatelskiej.
Podczas gdy premierzy 25ki UE składali swoje podpisy pod Traktatem Konstytucyjnym w Rzymie, w Brukseli szalała istna burza wokół "kontrowersyjnego" włoskiego ministra do spraw europejskich, Rocco Buttiglione. Buttiglione był kandydatem na komisarza do spraw sprawiedliwości w Komisji Europejskiej, będącej unijnym odpowiednikiem gabinetu rządowego. Gdy jednak wypowiedział tradycyjne katolickie poglądy na temat rodziny i homoseksualizmu, wywołał istną burzę w Parlamencie Europejskim, zdominowanym przez lewicowców, ateistów, agnostyków, liberałów i innych bezbożników, dla których zboczenia seksualne są w pełni aprobowaną, równoprawną, ba nawet promowaną orientacją.
Sprawa ta doprowadziła do tego, że nowa Komisja Europejska nie została zatwierdzona. Dla dobra formowania nowej Komisji Europejskiej, Buttiglione wycofał swoją kandydaturę, a jej przewodniczący, Portugalczyk Manuel Barroso, będzie musiał zaproponować nowy skład unijnego "rządu". Co takiego Buttiglione powiedział w trakcie przesłuchań, żeby aż tak zbulwersować tylu eurodeputowanych? Oto jego dokładne słowa: "Wiele rzeczy można uważać za niemoralne, ale nie należy ich zakazywać. Mogę uważać homoseksualizm za grzech, ale to nie ma żadnego wpływu na politykę dopóki nie powiem, że homoseksualizm to przestępstwo".
Nawet pobieżne czytanie tych słów ukazuje, że Buttiglione uważa czyjeś subiektywne poglądy na grzech jako niemające przełożenia na sprawy publiczne, ponieważ pojęcie grzechu jest pojęciem religijnym. Natomiast nazwanie homoseksualizmu czy czegokolwiek innego przestępstwem jest już kategorią politycznoprawną, a Buttiglione wyraźnie te dwie sfery rozgranicza. Ale obóz "hurrapostępowy" nie chciał niczego rozważać czy analizować, a zareagował jak rozjuszony byk na czerwoną pelerynę. Buttiglione, 56letni minister do spraw europejskich Włoch, jest profesorem nauk politycznych w Rzymie i ojcem czwórki dzieci. Jest jednym z najbliższych przyjaciół i doradców PapieżaPolaka i przez wzgląd na niego nauczył się języka polskiego. Napisał też książkę poświęconą Ojcu świętemu.
W przeciwieństwie do rosnącej dziś liczby "katolików kawiarnianych", takich, co wybierają z kościelnego "jadłospisu" tylko to, co przyjemne i wygodne, Buttiglione jest konsekwentnym katolikiem. Zgodnie z nauczaniem Kościoła sprzeciwia się aborcji, sztucznej inseminacji i wszelkim eksperymentom genetycznym. Szczególnie rozwścieczył eurodeputowanych, gdy powiedział, że celem małżeństwa jest wydawanie na świat dzieci. Zdaniem niektórych intelektualistów włoskich, dziś antykatolicyzm w Europie zastąpił dawny antysemityzm. Tak jak kiedyś nacjonaliści winę za wszelkie zło zwalali na żydów, tak teraz obóz "po stępowy" jako głównego winowajcę postrzega Kościół i wartości chrześcijańskie.
Pseudopostęp reprezentowany przez lewicowoliberalnych eurodeputowanych zaczyna się coraz bardziej szerzyć także i w Polsce. Próby organizowania parad homoseksualnych czy publicznego bicia rekordów kopulacyjnych przez gwiazdy porno łączą się z rosnącą popularnością konkubinatów wśród młodzieży. "Pomieszkamy razem parę lat, a potem zobaczymy" to dziś dość typowa postawa wielu młodych Polaków. Tolerancję wobec wszelkich zboczeń propagują telewizyjne stacje muzyczne, zespoły rockowe i poszczególni soliści. Dodajmy do tego rosnącą popularność narkotyków na dyskotekach, w klubach, nawet w szkołach, przy coraz młodszym wieku inicjacji alkoholowej, nikotynowej i seksualnej.
Kiedy wszystkie kraje Unii osiągną mniej więcej zbliżony poziom demoralizacji młodzieży, Parlament Europejski będzie już mógł otwarcie propagować "postępowy" model holenderski jako wzór, który wszystkie kraje powinny naśladował. W skład tych "postępowych" innowacji weszłaby legalizacja aborcji na żądanie, domów publicznych, "małżeństw" homoseksualnych, tzw. "lekkich" narkotyków, eutanazji i bezkarny seks z dziećmi od lat 12.
Czy polskie rodziny, wychowawcy, Kościół i politycy nie zgadzający się z takim biegiem wydarzeń potrafią zatrzymać rozpędzoną lokomotywę anarcholibertynizmu? Czy społeczeństwo osłabione takim podmyciem jego fundamentów etycznych będzie w stanie przeciwstawić się pokojowemu tym razem piątemu rozbiorowi Polski?. Z jednej strony macki rosyjskiego biznesu i służb specjalnych coraz głębiej penetrują strategiczne obszary gospodarki polskiej, zwłaszcza jej bezpieczeństwo energetyczne. Z drugiej strony potężne Niemcy już kontrolują dużą część polskiej gospodarki, a wypędzeni na niedawnym zjeździe w Olsztynie stwierdzili, że nie żądają żadnych reparacji za majątki pozostawione w Prusach Wschodnich. Stać ich na to, by je po prostu odkupić. Kiedy minie okres przejściowy (ograniczający nabycie nieruchomości przez cudzoziemców), nic nie będzie w stanie powstrzymać wypędzonych i ich potomków od wykupienia Pomorza, Mazur i śląska, a prawo unijne, promujące nabycie ziemi i osiedlania się gdzie kto chce, będzie temu nawet sprzyjać.
Podczas gdy ponad 80% polskiego majątku narodowego znajduje się w obcych rękach, najbardziej widocznym przejawem obcej dominacji to branża detaliczna. Wielkie supermarkety, hipermarkety i centra handlowe to niemal wyłącznie firmy z siedzibami w "starej" Europie. Real, Praktiker, Auchan, Leclerc, Leroy, Tesco, Macro Cash " Carry, Biedronka (mimo nazwy portugalska) i wiele innych już doprowadziły do bankructwa niezliczone polskie firmy i rodzinne sklepy nie mogące z tymi molochami konkurować. Oszczędzając na wynagrodzeniu dla pracowników, obce przedsiębiorstwa transferuję gros zysków za granicą.
Członkostwo Polski w Unii ma i będzie miało różne, nie zawsze korzystne dla Polaków aspekty. Należy je rozważać nie tylko na podstawie obecnie już dostrzegalnych zmian jak wzrost cen żywności, zalanie kraju starymi samochodami czy bezpośrednie wypłaty dla rolników, które już się rozpoczęły. To prawda, że droższa żywność ma dwie strony medalu: jest błogosławieństwem dla rolników i producentów żywności, lecz zmorą przeciętnych konsumentów. Od 1 maja ponad pół miliona "gruchotów" sprowadzono z Niemiec, co znacznie osłabiło rynek nowych samochodów. Zaś rolnicy, którzy swego czasu byli największymi przeciwnikami wstąpienia Polski do Unii, teraz się cieszą otrzymując przeciętnie od Unii ok. 500 złotych ($150) za hektar ziemi ornej. Należy jednak wznieść się ponad bieżące sprawy i doraźne skutki. Może wówczas łatwiej będzie przewidzieć, dokąd to wszystko doprowadzi.