Pandemia koronawirusa spowodowała, że bardzo wielu ludzi, normalnie pracujących w biurach, zostało zmuszonych do pozostania w domach i wykonywania obowiązków zawodowych na odległość. Opinie na temat efektów tego wszystkiego są podzielone. Wiadomo jednak, że kiedy pandemia wreszcie zostanie pokonana, organizacja pracy w wielu firmach nigdy nie wróci do stanu wyjściowego...
Model hybrydowy
Powstaje w związku z tym pytanie – jak będziemy pracować już w niedalekiej przyszłości? Jest kilka różnych koncepcji, z których jedna wydaje się najbardziej preferowana przez pracodawców. Ma to być mianowicie praca zgodnie z formułą nazywaną 3-2-2. Ludzie mieliby pracować tradycyjnie przez 3 dni w tygodniu, przez następne dwa – zdalnie, a dwa pozostałe dni byłyby wolne. Jest to tzw. model hybrydowy, który jest dziełem naukowców Lauren Howe, Ashley Whillans i Jochena Mengesa.
Pomysłodawcy podkreślają, że kluczem do sukcesu miałoby być przyznanie pracownikom swobody w zakresie układania własnych grafików. Przykładowo, niektórzy mogliby pracować tradycyjnie w biurze przez trzy dni pod rząd, podczas gdy inni woleliby rozłożyć te dni na cały tydzień. Odpowiednie decyzje miałyby być uzgadniane ze zwierzchnikami.
Pomysł ten jest zupełnie odmienny do tego, który stosuje się w niektórych przedsiębiorstwach w Chinach. Tak zwany model 9-9-6 przewiduje pracę przez dziewięć dni pod rząd przez dziewięć godzin, w zamian za co pracownik dostaje 6 dni wolnych. Mechanizm ten nie zezwala na samowolne ustalanie grafików pracy. Nie wiadomo, w jaki sposób rozwiązanie to wpływa na wydajność pracy, zdrowie psychiczne, itd. Chińczycy nie są skłonni do dzielenia się informacjami na ten temat.
Model 3-2-2 nie jest jedyną sugestią, jeśli chodzi o pracę po wygaśnięciu pandemii. Niektórzy sugerują, że należy wskrzesić pomysł 4-dniowego tygodnia pracy. Eksperymenty takie prowadzone są tu i ówdzie od lat 70. XX wieku, choć ze zmiennym skutkiem. Teraz jednak, w obliczu globalnego kryzysu medycznego i możliwości przyszłych pandemii, niektóre duże koncerny rozważają wprowadzenie takiego rozwiązania.
Nie bez znaczenia jest również fakt, że scenariusze tego rodzaju dają spore oszczędności, jeśli chodzi o koszty administracyjne, takie jak wynajem biur, ich utrzymanie, ogrzewanie oraz ochładzanie, itd. Ponadto pracownik pozostający w domu nie może podać swojej firmy do sądu dlatego, że we własnej kuchni złamał sobie przypadkowo nogę.
Obiecujące eksperymenty
W grudniu ubiegłego roku firma Unilever w Nowej Zelandii ogłosiła, że wprowadza na kilka miesięcy 4-dniowy tydzień pracy przy zachowaniu pełnych wynagrodzeń i świadczeń. Chodzi o sprawdzenie, czy pracownicy będą w stanie wypełnić 100 procent swoich obowiązków mimo skróconego tygodniowego dnia pracy z 40 do 32 godzin. Również w Nowej Zelandii firma Perpetual Guardian postanowiła przeprowadzić eksperyment. Szefowie ustalili 4-dniowy tydzień pracy, a swoim pracownikom płacili tak, jakby pracowali przez 5 dni. Test przyniósł intrygujące rezultaty.
Okazało się, że 4-dniowy dzień pracy znacznie zwiększył wydajność 240 pracowników. Dzięki dłuższej przerwie mogli lepiej się zrelaksować. Pracownicy zgłaszali, że dłuższy weekend pozwolił im na spędzenie większej ilości czasu z rodziną, gotowanie i ćwiczenia fizyczne. Lepszy jakościowo odpoczynek wpłynął też korzystnie na wydajność pracy. Ponadto 4-dniowy tydzień pracy wpłynął pozytywnie na kreatywność pracowników. Mieli więcej pomysłów, wprowadzali więcej innowacyjnych rozwiązań, a w trakcie pracy nie robili długich przerw i przestali się spóźniać.
Podobne rozwiązania rozważane są też w niektórych krajach Europy. Rząd w Madrycie proponuje skrócenie tygodnia pracy do czterech dni i z podobnym postulatem występują niemieckie związki zawodowe oraz brytyjska Partia Pracy. Wicepremier Hiszpanii, a zarazem lider lewicowej partii Unidas Podemos, Pablo Iglesias, oświadczył, że rząd uważa, iż skrócenie czasu pracy pomoże rozwiązać problem bezrobocia, które utrzymuje się w tym kraju na poziomie ponad 16 proc.
Niezależnie od tego, która z opisanych powyżej wersji znajdzie najpowszechniejsze zastosowanie, niemal pewne jest to, iż nie wrócimy już w pełni do tego, co było przed pandemią. Nadal jednak sporo jest tradycjonalistów, którzy chcieliby ponownie zaludnić biura przez 5 dni w tygodniu w zwykłych godzinach pracy. Uważają oni, że wszelkie inne rozwiązania dadzą przewagę konkurencji i spowodują swoistą izolację społeczną ludzi pozbawionych normalnych, codziennych kontaktów z kolegami i koleżankami.
Należy przypomnieć, że w roku 2013 ówczesna szefowa portalu Yahoo, Marissa Mayer, całkowicie wycofała przepisy zezwalające pracownikom na zdalną pracę i zażądała, by wszyscy wrócili do biur. Marc Effron z firmy Talent Strategy Group jest natomiast zaciekłym przeciwnikiem 4-dniowego tygodnia pracy. Twierdzi, że nagradzani są w ten sposób dodatkowym wolnym dniem ludzie, którzy „siedzą przez wiele godzin i nic nie robią”.
W roku 2018 profesor antropologii w London School of Economics, David Grabear, opublikował ciekawą książkę pod wymownym tytułem Bullshit Jobs. Argumentuje w niej, że w ogromnej większość zakładów pracy nie ma wystarczającej ilości pracy biurowej, by wypełnić nią 40-godzinny tydzień pracy, w związku z czym liczni pracownicy po kryjomu przeglądają Internet, robią elektroniczne zakupy, piszą coś w mediach społecznościowych, itd. Innymi słowy, marnują czas. Zdaniem Grabeara, znacznie lepiej i wydajniej jest umożliwić tym ludziom elastyczne wykonywanie obowiązków zawodowych, a to czy odbywa się to zdalnie, czy też fizycznie w biurze, nie powinno mieć większego znaczenia.
Oczywiście wszystkie te rozważania nie dotyczą zawodów czysto produkcyjnych, resortu usługowego czy medycyny, choć w tym ostatnim przypadku pojawiły się już próby poradnictwa lekarskiego na odległość. Co dalej, zobaczymy.
Andrzej Heyduk