Kolejna smutna wiadomość na polonijnej scenie artystycznej. 29 listopada zmarł Włodzimierz Wander – muzyk i saksofonista, były właściciel słynnego klubu Cardinal. Przyjaciele ze sceny muzycznej wspominają jego talent, profesjonalizm i kreatywność, a imigranci z pokolenia solidarnościowego z rozrzewnieniem wracają pamięcią do legendarnego klubu przy Belmont i Laramie i epoki, która przeszła już do historii.
O śmierci Włodzimierza Wandera poinformowała w niedzielę 29 listopada w mediach społecznościowych jego córka i opiekunka, Dominika Wikrent. „Dzisiaj nad ranem odszedł po długiej chorobie nasz kochany tata Włodek Wander. Miał 81 lat” – napisała na Facebooku.
Wieść o śmierci legendarnego polonijnego saksofonisty rozeszła się niczym błyskawica w środowisku chicagowskiej Polonii. Wyrazy żalu i niedowierzania spływały nie tylko ze strony muzyków, ale również bywalców legendarnego klubu z lat 80. i 90. Z rozmów z osobami, które znały Wandera i zamieszczanych w sieci wpisów wyłania się sylwetka niezwykłego człowieka – ciepłego, wesołego i życzliwego, o nieprzeciętnym talencie muzycznym i ze smykałką biznesową.
Włodzimierz Wander urodził się 19 kwietnia 1939 r. w Łodzi. Jako dziecko grał na skrzypcach i fortepianie, ukończył szkołę muzyczną w klasie klarnetu. Debiutował pod koniec lat 50. na krakowskich juwenaliach z zespołem jazzowym w stylu nowoorleańskiego dixieland. W czasie długoletniej kariery muzycznej współpracował z wieloma grupami. Uważany był za jednego z prekursorów polskiego rock’n’rolla. Był nie tylko utalentowanym saksofonistą, lecz kompozytorem, piosenkarzem, artystą estradowym.
Lata 60. w Polsce to czas współpracy Wandera z zespołem Niebiesko-Czarni, a potem krótka, lecz intensywna kariera z grupą Polanie, z którą wyruszył na tournée z legendarnym zespołem The Animals. W latach 70. Wander występował również u boku Edith Piaf, Stevie Wondera i Dionne Warwicka.
We wczesnych latach 70. saksofonista grał z założonym przez siebie zespołem Wanderpol, z którym koncertował również w ZSSR, NRD oraz w Stanach Zjednoczonych, między innymi dla Polonii w Chicago i Los Angeles.
W 1977 r. Wander ostatecznie wyjechał z Polski i zamieszkał w Chicago. W Wietrznym Mieście nazwisko Wandera nierozłącznie kojarzy się z klubem nocnym Cardinal, który prowadził w latach 1984-2003 u zbiegu ulic Belmont i Laramie. Tu też założył grupę Wanderband, z którą występował na scenie Cardinal.
Przez scenę Cardinal Club przewinęła się czołówka polskich gwiazd estrady. Występowali tam m.in. Krystyna Prońko, Czesław Niemen, Stan Borys, Karin Stanek, Waldemar Kocoń, Krzysztof Krawczyk, grupy No To Co i Skaldowie, a także artyści amerykańscy. Wander sporadycznie jeździł do Polski, by brać udział w kilku ważnych wydarzeniach muzycznych.
Po zakończeniu działalności Cardinala Wander nadal był aktywny muzycznie. Występował na koncertach, nagrywał dla innych wykonawców, okazjonalnie grywał ze starymi kolegami. Nagrał też solową płytę Wander Instrumentalnie, gdzie odtworzył na saksofonie największe polskie przeboje.
Przyjaciele wspominają muzyczne wydarzenia ostatniej dekady, w których Włodzimierz Wander nadal użyczał swojego talentu na saksofonie, choć można już było zaobserwować u niego oznaki postępującej choroby Alzheimera. W ostatnich latach stan muzyka pogorszył się do tego stopnia, iż wymagał on całodobowej opieki w specjalistycznym ośrodku.
Zdjęcia: Jacek Boczarski
Gwiazdy z Polski i czarni bluesmani
Jedną z ostatnich osób, które odwiedziły Wandera, jeszcze przed wybuchem pandemii, był Andrzej Dylewski. W latach 80. perkusista przyleciał do Stanów Zjednoczonych do pracy w Cardinalu. Z Wanderem grał tam przez 8 lat, lecz przyjaźnili się potem znacznie dłużej.
– Włodek miał swoje zdanie i się go trzymał. Nie dawał się łatwo do czegoś przekonać. Miał niesamowitą pasję muzyczną i dar krzewienia jej wokół siebie. Choć muzycznie znaliśmy się jak przysłowiowe łyse konie, zawsze potrafił czymś zaskoczyć. Nigdy nie można było się z nim nudzić – wspomina Dylewski.
Muzyka w Cardinalu, zdaniem Dylewskiego, była zawsze na najwyższym poziomie.
– Odwiedzający klub Amerykanie myśleli, że gramy z playbacku. Zaś publiczność czasami zamiast bawić się na parkiecie siedziała i słuchała, bo myślała, że to jest koncert – śmieje się Dylewski. – Włodek dbał o aparaturę i dobre brzmienie. Na scenie zatrudniał najlepszych instrumentalistów. Nie tylko sprowadzał z Polski ciągle to nowych artystów, ale kontraktował też czarnych bluesmanów z południa. Od klasycznego rock’n’rolla, który graliśmy na poziomie, którego nie można się powstydzić, przez blues, jazz i polskie przeboje rockowe po repertuar odwiedzających nas artystów. O poziomie klubu niech świadczy fakt, że schodzili się do niego wszyscy muzycy po zamknięciu innych klubów.
Jednym z takich muzyków był Paweł Pospieszalski, który w 1982 r. z ciekawości zajrzał do Cardinala, bo dużo słyszał o grającym tam Wanderze. Odtąd często tam zaglądał po weekendowym graniu w innych lokalach, zaś Wander zawsze chciał, by gościnnie coś zagrał.
– Zawsze był bardzo przyjazny, uśmiechnięty i profesjonalny. Miał bardzo dobrą opinię u gwiazd przybywających z Polski. Ci artyści widzieli, że muzyka u Wandera jest na poziomie. Był kreatywny zarówno muzycznie, jak i biznesowo. Organizował na przykład w Cardinalu powtórki meczów w czasach, gdy nie było jeszcze internetu, czy pokazy filmu Seksmisja przy pełnej sali. Raz byłem świadkiem, jak próbował rozdzielać bójkę przed lokalem, a więc odwagi też mu nie brakowało – śmieje się Pospieszalski.
Gitarzysta Tomek Ciastko zaczynał w Cardinalu jako 21-latek i grał tam przez 10 lat, aż do zamknięcia klubu w 2003 roku.
– Dla tak młodego muzyka to było niesamowite przeżycie współpracować z taką legendą. To była szkoła przetrwania, trzeba było się wykazać. Włodek zatrudnił mnie do pracy, ale to nie była relacja czysto pracownicza. Z biegiem lat zżyliśmy się ze sobą, mimo 30-letniej różnicy wieku. Był ciepłym człowiekiem i wspaniałym kumplem ze świetnym poczuciem humoru. Był naprawdę super facetem.
– Koleżeński, kulturalny, człowiek, który nie miał chyba żadnych wrogów – wspomina Wandera inny kolega, klawiszowiec Adam Glinka. – Cardinal był w swoim czasie najlepszym polskim klubem. Ich kapela poziomem mogła spokojnie równać się z miejscowymi kapelami w klubach amerykańskich.
Włodzimierza Wandera zapamiętali nie tylko współpracujący z nim muzycy. „Cardinal Club w latach dziewięćdziesiątych. Nasza polonijna młodość”, „Przetańczyliśmy, przegadaliśmy tam niejedną noc. Fajni ludzie i dobra atmosfera. Włodek był niezastąpiony, grał świetnie”, „Składam podziękowanie za kawałek pięknej kultury polskiej, takiej swojskiej atmosfery, która pomogła przetrwać wielu na obczyźnie” – piszą internauci pod wiadomością o jego śmierci.
Włodzimierz Wander był ojcem Dominiki, Annette, Bianki i Claudii. Dziadkiem Julii i Amy, a także bratem znanej spikerki telewizji polskiej, Bogumiły Wander.
Rodzina Zmarłego poinformowała, że uroczystość upamiętniająca życie i twórczość Włodzimierza Wandera odbędzie się po zniesieniu restrykcji związanych z pandemią koronawirusa. „Obecnie restrykcje wniesione w Illinois nie pozwalają na memorial service, jaki należy się naszemu tacie” – napisała córka Dominika na Facebooku.
Joanna Marszałek
[email protected]
Nie żyje Włodzimierz Wander, legenda polskiego rock’n’rolla i chicagowskiego klubu Cardinal
- 12/04/2020 12:15 AM
Reklama