Mimo pandemicznej rzeczywistości w polonijnych kręgach nie mogły umknąć uwadze 101. urodziny Pana Feliksa Rembiałkowskiego, weterana Armii Polskiej, działacza wielu organizacji polonijnych, założyciela kół Związku Przyjaciół Wsi Polskiej, członka Związku Narodowego Polskiego.
W piątek 20 listopada, dokładnie w dniu 101. urodzin Pana Feliksa, zacnego solenizanta odwiedziły w jego domu w Morton Grove przedstawicielki Gminy 91 ZNP, Maria Roszek i Krystyna Białasiewicz. Wręczając bukiet czerwonych róż, złożyły mu najserdeczniejsze życzenia i odśpiewały sto lat.
Pan Feliks Rembiałkowski mimo sędziwego wieku zachowuje bystrość umysłu, doskonałą pamięć i poczucie humoru. W rozmowie z „Dziennikiem Związkowym” wspominał ze szczegółami czasy niemieckiej niewoli podczas II wojny światowej, swoją ucieczkę i tułaczkę, a następnie powojenne losy w Anglii i w Stanach Zjednoczonych.
Zapytany o receptę na długowieczność, stwierdził, że nie ma żadnych szczególnych zaleceń żywnościowych, a długi wiek zawdzięcza Bożej opiece i słabej pamięci świętego Piotra.
– Zgubił moje nazwisko w swojej księdze. Jak je znajdzie, na pewno się o mnie upomni – żartował 101-latek.
Wspominając trudne czasy niemieckiej niewoli, Pan Feliks opowiadał, jak niejeden raz otarł się o śmierć i jak za każdym razem zrządzenie losu sprawiało, że ocalał.
– Życie w niemieckiej niewoli było beznadziejne. Prosiłem Boga, żeby bomba na mnie spadła. Raz leżałem na słomianej pryczy, gdy zaczął się wielki nalot bombowy. Niemiec rozkazał mi zabrać jego córkę do bunkra. Gdy tylko wstałem, by zaprowadzić tę 5-latkę, bomba zwaliła komin z budynku prosto na mają pryczę. Cegły zasypały miejsce, gdzie przed chwilą leżałem – opowiada weteran.
Innym razem zabłądził podczas ucieczki z kolegą i znalazł się przed budynkiem niemieckiego lotniska, gdy rozległ się alarm bombowy. Jedynym ratunkiem było przebiec przez bramę, gdzie stało dwóch Niemców z karabinami i bagnetami na wierzchu.
– Zdecydowaliśmy, że idziemy na bramę. Powiedziałem coś do kolegi po niemiecku. Pan Bóg zaślepił chyba tych strażników, bo nie zapytali, kim jesteśmy i po prostu pozwolili nam przejść przez bramę – wspomina Pan Feliks.
Jeszcze innym razem w pociągu podczas innej próby ucieczki niemiecki major nakrył ich na kłamstwie, gdy powiedzieli, że jadą do kolegi. Zamiast odesłać ich do obozu, nakazał policjantowi odwieźć ich, skąd przyszli.
Feliks Rembiałkowski urodził się w Kowalu na Kujawach, w tej samej miejscowości, z której pochodził Kazimierz Wielki. Zdobył dyplom czeladnika. Od młodzieńczych lat działał w ruchu ludowym. Zakładał koła młodzieży wiejskiej „Wici”. Po wybuchu wojny został wywieziony na przymusowe roboty do Niemiec. Był przydzielony do naprawy pojazdów wojskowych. W 1945 r. udało mu się uciec i przedostać przez linię frontu.
Rembiałkowski trafił do I dywizji pancernej gen. Stanisława Maczka, gdzie zajmował się naprawą czołgów i innych pojazdów. Po wojnie trafił do Anglii, gdzie skończył szkołę kucharsko-cukierniczą. Szczyci się faktem, że codziennie gotował obiady dla 550 osób, a później był głównym kucharzem w rodzinie angielskich milionerów.
Od wczesnych lat 50., kiedy przyjechał do Ameryki, Feliks Rembiałkowski był komendantem Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej Placówki numer 90 w Chicago, a obecnie jest jej wicekomendantem. W Chicago założył dwa koła Związku Przyjaciół Wsi Polskiej. Aktywnie działał w wielu polonijnych organizacjach i wspierał, w tym finansowo, wiele inicjatyw w Polsce i w swoich rodzinnych stronach.
Zapytany, co jest w życiu najważniejsze, zacny solenizant odpowiedział:
– Całe życie ciężko pracowałem i pomagałem ludziom, ile można, tak w Ameryce, jak i w Polsce. Miałem w życiu dwa cele: wychować dobrą rodzinę i wrócić do Polski. Tego drugiego nie udało mi się zrealizować. Jednak całe życie poświęciłem dla narodu.
Pan Feliks Rembiałkowski spędził blisko 70 lat u boku swojej żony Danuty Piotrowskiej, z którą doczekali się trojga dzieci: Małgorzaty, Tadeusza i Feliksa.
101-latek ma jeszcze jeden ukryty talent. Jest nim poezja. „Dziennikowi Związkowemu” przekazał tomik swoich wierszy i zadedykował utwór „Życie”, który napisał w swoje 99. urodziny i który najlepiej podsumowuje życie zacnego weterana:
Pięknie jest żyć
Pośród marzeń
Mieć sto lat
Bez żadnych zdarzeń
Pięknie jest żyć, nie umierać
Smutno jest się poniewierać
Serce boli, oczy płaczą,
Smutna dola być tułaczem
Feliks Rembiałkowski, 20 listopada 2018 r.
Joanna Marszałek
[email protected]
Reklama