Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 26 listopada 2024 13:42
Reklama KD Market

Broń chemiczna w Syrii. Jak zareagują USA?

Oświadczenia administracji prezydenta USA Baracka Obamy, że reżim w Syrii mógł użyć broni chemicznej, zwiększają presję na Waszyngton, by bardziej zaangażował się w rozwiązanie konfliktu. Zdaniem ekspertów, stawką jest m.in. wiarygodność Ameryki na świecie.



- Administracja musiała przyznać, że broń chemiczna mogła zostać użyta. Teraz stoi przed wyzwaniem, jak zyskać wiarygodność po swoich twardych oświadczeniach na temat Syrii, którym nie towarzyszą realne działania - powiedział PAP Barak Mendelsohn z Foreign Policy Research Institute.

Wywiad amerykański ogłosił, że reżim prezydenta Baszara el-Asada najprawdopodobniej użył przeciw rebeliantom paraliżującego gazu sarin. Potwierdziły to inne źródła, m.in. brytyjskie i izraelskie. Poprzednie doniesienia na ten temat, pochodzące od powstańców, były przez USA odrzucane.

Obama wielokrotnie ostrzegał, że jeśli reżim Asada użyje broni chemicznej, będzie to oznaczało „przekroczenie czerwonej linii” i „zmieni sytuację”. Nie wychodził jednak poza te ogólniki, nie wyjaśniając jak USA zareagują na taki krok ze strony syryjskiego dyktatora.

Rząd USA pomaga powstańcom finansowo i skrycie pośredniczy w dostawach broni dostarczanej im przez kraje arabskie. Sam jednak odmawia wysyłania broni. Wyklucza też interwencję zbrojną w Syrii. W środę minister obrony Chuck Hagel powiedział, że wiadomości o broni chemicznej „nie są wystarczającą podstawą” do takiego kroku.

Po najnowszych doniesieniach nasiliły się głosy z Kongresu, aby zwiększyć pomoc dla powstańców. Były kandydat Republikanów na prezydenta senator John McCain wezwał do ich „natychmiastowego dozbrojenia” i ustanowienia w Syrii stref zakazu lotów, co miałoby chronić opozycję i ludność cywilną. Do dostarczenia broni wezwał też m.in. demokratyczny kongresmen Eliot Engel z komisji spraw zagranicznych Izby Reprezentantów.

Niektórzy eksperci bronią powściągliwej polityki Obamy. Główny specjalista ds. wojskowych z waszyngtońskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych Anthony Cordesman zwrócił uwagę, że istnieją dowody na użycie gazu tylko „dwukrotnie, w niewielkich ilościach”, co - jego zdaniem - nie stanowi przekroczenia „czerwonej linii”.

Eksperci podkreślają, że doświadczenia z przeszłości - przede wszystkim błędy wywiadu USA przed inwazją na Irak, gdzie reżim Saddama Husajna miał gromadzić broń masowego rażenia, co okazało się nieprawdą - nakazują ostrożność w podejściu do kwestii broni chemicznej w Syrii.

Inni wskazują jednak, że użycie śmiercionośnych gazów nie powinno być jedynym powodem do zwiększenia realnej pomocy dla powstańców.

- Broń chemiczna nie powinna być głównym kryterium w polityce wobec reżimu Asada. Tłumiąc powstanie zabił on już ponad 70 tysięcy ludzi. Rzezi tej nie powstrzyma pomoc humanitarna dla ludności cywilnej. Potrzebne jest ustanowienie stref zakazu lotów w Syrii - powiedział PAP były ambasador USA przy ONZ Kurt Volker. Jego zdaniem, nie można liczyć na dyplomatyczne rozwiązanie konfliktu poprzez ONZ, ponieważ inicjatywy państw zachodnich blokuje popierającą Asada Rosja.

Waszyngton tłumaczy swą powściągliwość faktem, że w szeregach powstańców walczą ekstremiści islamscy i obawami, że broń wpadnie w ich ręce. W razie obalenia Asada, jak niektórzy uważają, władzę w Syrii mogą objąć muzułmańscy fundamentaliści.

Z drugiej strony, dwuznaczność polityki administracji USA - retoryka potępienia Asada przy braku realnej pomocy dla powstania - jest coraz częściej krytykowana.  - Sprzeczności oficjalnego stanowiska Obamy w tej sprawie stają się nie do utrzymania - zauważa Volker. Zwraca on uwagę, że bierna postawa administracji może umacniać Iran w przekonaniu, że kontynuacja programu nuklearnego nie grozi mu prewencyjną akcją zbrojną USA.

Zdaniem eksperta waszyngtońskiego Brookings Institution Michaela O'Hanlona, z czasem Obama może jednak zdecydować się na ograniczoną interwencję militarną, w postaci np. ataku rakietowego na syryjskie samoloty.

- Kiedy prezydent dojdzie do wniosku, że interwencja jest potrzebna, nie będzie potrzebny pretekst w postaci broni chemicznej; może znaleźć się inny - powiedział PAP O'Hanlon.

Według wielu amerykańskich komentatorów przeciąganie się konfliktu w Syrii jest niebezpieczne, gdyż radykalizuje muzułmanów i grozi przeniesieniem się syryjskich sporów etniczno-religijnych do innych krajów. Może to wywołać destabilizację na całym Bliskim Wschodzie.

Z Nowego Jorku Tomasz Zalewski

(PAP)
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama