Ekspert: zmiana w Białym Domu nie oznacza dużego zwrotu w polityce zagranicznej USA
- 11/18/2020 02:09 PM
Administracja Joe Bidena nie dokona żadnych zasadniczych zwrotów w polityce zagranicznej, zmieni się raczej styl jej prowadzenia w stosunku do tego prezentowanego przez ekipę Donalda Trumpa - mówi PAP Hans Kundnani, ekspert brytyjskiego think tanku Chatham House. Mówi, że ekipa Bidena "jest bardzo proniemiecka" i "podziwia Niemców".
"W amerykańskiej polityce zagranicznej nastąpiło w ostatnich latach strukturalne przesunięcie, na które nie wpłynie zastąpienie administracji Donalda Trumpa Joe Bidenem i w szczególności w kwestii polityki wobec Chin należy się spodziewać kontynuacji. Wynik wyborów oznacza odrzucenie Trumpa, ale nie - trumpizmu" - mówi Kundnani.
Wskazuje, że bardzo dużo będzie zależeć od tego, która z partii - Demokratyczna czy Republikańska, będzie miała większość w Senacie, co rozstrzygnie się dopiero w styczniu. Jeśli Demokraci nie będą kontrolować Senatu, wówczas prezydent w dużej mierze będzie miał związane ręce, zwłaszcza w polityce wewnętrznej. W takiej sytuacji należy się spodziewać, że Biden skupi uwagę na polityce zagranicznej, gdzie możliwości działania prezydenta są większe, żeby mieć jakiekolwiek dokonana, wyjaśnia. Ale zastrzega też, że bez większości w Senacie zmiany dokonane przez Bidena mogą być nietrwałe, bo zapewne odwróci on przy pomocy rozporządzeń wykonawczych decyzje Trumpa np. w sprawie paryskiego porozumienia klimatycznego czy umowy nuklearnej z Iranem, ale ewentualna następna administracja Republikańska będzie mogła te rozporządzenia znów odwrócić.
"Administracja Joe Bidena oznacza, że zniknie niepewność, co do amerykańskiego zaangażowania w Europie" - mówi Kundnani. Jak wskazuje, Donald Trump prowadził dwutorową politykę wobec Rosji - z jednej strony nie krytykował jej zbytnio, z drugiej, po części zmuszony do tego przez Kongres, nakładał sankcje i zwiększał obecność wojskową w krajach takich jak Polska. "Joe Biden będzie wobec Rosji prowadził ostrzejszą politykę niż dwie poprzednie administracje, zarówno Baracka Obamy, jak i Trumpa. Konsekwencją tego będzie większe zaangażowanie USA w NATO" - uważa ekspert.
Ale jak zastrzega, nie oznacza to, że problemy w stosunkach transatlantyckich znikną. "Istnieją dwa spojrzenia na sytuację - jedno jest takie, że wszystko było w porządku do czasu objęcia władzy przez Trumpa, a drugie - że problemy w stosunkach transatlantyckich były już wcześniej, bo Europa nie wydaje wystarczająco dużo na obronę, nie jest w stanie podjąć odpowiedzialności za własne bezpieczeństwo, a Trump jedynie zaczął o tym głośno mówić" - wyjaśnia Kundnani.
Uważa on, że jasne zaangażowanie USA pod rządami Bidena w NATO nie przysłoni istnienia nierównowagi w stosunkach transatlantyckich. Na dodatek wskutek pandemii koronawirusa ona będzie się nawet powiększać, bo nie dość, że duża część europejskich członków NATO nie wydaje 2 proc. na obronę, to wskutek recesji ich wkład w kwotach bezwzględnych jeszcze spadnie. Jak mówi, w Europie coraz więcej się mówi o potrzebie suwerenności w kwestii bezpieczeństwa, ale nie przekłada się to na zwiększone wydatki na obronność.
Kundnani wskazuje, że kontynuacja w polityce zagranicznej USA będzie szczególnie widoczna w kwestii stosunku do Chin. "W ciągu ostatnich czterech lat, od czasu objęcia władzy przez Trumpa, nastąpiła ponadpartyjna zmiana w polityce wobec Chin i jest w tej sprawie konsensus, bo również Demokraci postrzegają ten kraj jako strategicznego rywala USA i jest to jedno z niewielu pól, gdzie łatwo będzie o współpracę Bidena z ewentualną Republikańską większością w Senacie" - uważa ekspert.
Jego zdaniem, jedynymi różnicami w kwestii Chin w stosunku do administracji Trumpa stanie się to, że Biden w większym stopniu będzie współdziałał z sojusznikami, a także przedstawiał to jako starcie odmiennych wartości - demokracji z autorytaryzmem. Jak wskazuje, już w pierwszych swoich wystąpieniach po tym, gdy stało się pewne, że wygrał, mówił o tym, że demokracja będzie kluczowym elementem w jego prezydenturze, zapowiadał, że szczyt na rzecz demokracji i będzie on to wykorzystywał w strategicznej rywalizacji z Chinami.
"Bardzo ciekawe jest, co te zapowiedzi w sprawie demokracji oznaczają dla takiego kraju jak Polska, która z jednej strony jest na pierwszej linii w napięciach z Rosją i jest ważnym sojusznikiem USA i wiarygodnym, bo wydaje na obronę ponad 2 proc. PKB, z drugiej strony obecny rząd w Warszawie - tak jak zresztą Boris Johnson w Wielkiej Brytanii - jest postrzegany jako sympatyk administracji Trumpa. Ciekawe jest, jak administracja Bidena to rozwiąże i jak agresywnie będzie naciskała w kwestiach demokracji w Polsce" - mówi Kundnani.
Wskazuje, że wobec tych państw administracja Bidena będzie musiała dokonać interesujących wyborów, zwłaszcza w kontekście relacji z Rosją, bo nie wszystko układa się tak jak ekipa prezydenta-elekta, by pragnęła. "Instynktownie chcieliby, aby to Niemcy i kanclerz Angela Merkel, były głównym parterem USA w Europie. Ekipa Bidena jest bardzo proniemiecka, podziwiają Niemców i instynktownie chcieliby współdziałać z Niemcami, by odsunąć Wielką Brytanię na boczny tor. Ale w kluczowych kwestiach, dotyczących Chin i Rosji, Niemcy nie będą zbyt pomocne" - mówi. Wskazuje na punkty sporne, jakim są gazociąg Nord Stream 2 czy fakt, że Niemcy wcale nie chcą zmniejszać swojej obecności na chińskim rynku.
"Tymczasem polityka brytyjska jest całkowicie zgodna z amerykańską i w sprawie Rosji, i Chin. Ekipa Bidena chciałaby współdziałać z Niemcami, odsuwając na bok Wielką Brytanię, a także kraje takie jak Polska, natomiast polityczne realia powodują, że w pewnym momencie będą musieli poddać w wątpliwość zasadność tego działania i bardzo ciekawe będzie obserwowanie, jak to rozwiążą" - podsumowuje Kundnani.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
Reklama