Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 7 października 2024 09:28
Reklama KD Market

Siódemka z Chicago

Pod koniec sierpnia 1968 roku w Chicago odbywała się konwencja Partii Demokratycznej. Był to w Ameryce czas niezwykle niespokojny. Narastał gwałtownie sprzeciw wobec coraz bardziej bezsensownej wojnie w Wietnamie. W różnych miastach USA dochodziło do starć demonstrantów z policją. Tragiczną kulminacją tego wszystkiego stał się dwa lata później atak Gwardii Narodowej na studentów Kent State University, w wyniku którego zginęło czterech młodych ludzi... Zarówno przed rozpoczęciem chicagowskiej konwencji, jak i w czasie jej trwania, w Chicago odbywały się uliczne protesty, skierowane głównie przeciw Lyndonowi B. Johnsonowi, urzędującemu prezydentowi. Wprawdzie wcześniej, 31 marca, Johnson zrezygnował z ponownego kandydowania, ale to właśnie jego obwiniano za wietnamską tragedię, w wyniku której zginęło ponad 70 tysięcy amerykańskich żołnierzy. Demonstrantami byli w znacznej większości działacze różnych organizacji lewicowych, często nazywanych niesłusznie komunistami. Demonstracja w Grant Parku Masowe marsze i uliczne protesty odbywały się w odległości mniej więcej 5 mil od International Amphitheatre, gdzie odbywała się konwencja. Organizatorzy tych wydarzeń złożyli w urzędzie miejskim wnioski o wydanie zezwolenia na gromadzenie się w okolicach The Loop, w parkach nad jeziorem Michigan oraz w miejscach położonych w bezpośredniej bliskości zgromadzenia demokratów. Wszystkie te wnioski zostały oddalone z wyjątkiem jednego – zezwolono na popołudniowy wiec na południowym skraju Grant Parku. Jednocześnie wprowadzona została godzina policyjna w Lincoln Park, gdzie zakazano przebywania komukolwiek po godzinie 11.00 w nocy. Poczynania te zaostrzyły tylko sytuację na ulicach miasta. Zgromadzenie w parku rozpoczęło się pokojowo i bez większych zakłóceń, jednak po kilku godzinach tłum w liczbie ok. 15 tysięcy osób zaczął maszerować w kierunku International Amphitheatre. Kordon policji zatrzymał demonstrantów w okolicach Conrad Hilton Hotel, w którym rezydowało wielu głównych uczestników konwencji. Doszło najpierw do przepychanek, a potem do regularnej bitwy z policją, w czasie której użyto gazów łzawiących i pałek. Kilkaset osób zostało rannych, w tym również wielu reporterów z całego świata. Chaos na Michigan Avenue spowodował, że sieci telewizyjne przerwały transmisje z konwencji i zaczęły pokazywać to, co działo się na ulicach. Nagle o Chicago i konwencji Partii Demokratycznej stało się głośno na całym świecie. Zamieszki trwały przez następne pięć dni, a po zakończeniu konwencji wszczęto w sprawie tych wydarzeń śledztwo, które ciągnęło się przez kolejne 6 miesięcy. Ostatecznie w stan oskarżenia postawiono ośmiu demonstrantów i ośmiu policjantów, chociaż ci drudzy nigdy nie zostali w żaden sposób osądzeni i ukarani. Warto podkreślić, że początkowo prokurator generalny Ramsey Clark nie chciał nikogo stawiać przed sądem, ponieważ uważał, że do zamieszek doszło głównie w wyniku nieudolnych poczynań chicagowskiej policji. Jednak po dojściu do władzy Richarda Nixona nowy prokurator generalny, John Mitchell, zmienił zdanie i zarządził postawienie wszystkich podejrzanych przed sądem. Początkowo wiele wskazywało na to, że akt oskarżenia obejmie ponad 20 osób, ale władze doszły potem do wniosku, iż w wielu przypadkach materiał dowodowy był niewystarczający. Ósemka, a potem siódemka 20 marca 1969 roku w stan oskarżenia postawiono: Abbiego Hoffmana, Jerry’ego Rubina, Davida Dellingera, Toma Haydena, Renniego Davisa, Johna Froines, Bobby’ego Seale’a i Lee Weinera. Podsądnym zarzucano celowe prowokowanie ulicznych zamieszek, nielegalne budowanie bomb zapalających i czynne przeszkadzanie policji w wykonywaniu czynności służbowych. Były to zarzuty federalne, które mogły prowadzić do wyroków wieloletniego więzienia. Rozprawa sądowa rozpoczęła się 20 marca 1969 roku, ale bardzo szybko okazało się, iż Seale, który był jednym ze współzałożycieli radykalnej organizacji Black Panthers, nie mógł być sądzony z pozostałymi oskarżonymi. Sędzia Julius Hoffman od samego początku był stronniczy, gdyż w oczywisty sposób sprzyjał prokuraturze. Dał też do zrozumienia, iż nie podobało mu się to, iż obrońca podsądnych, William Kunstler, miał długie włosy. Tymczasem Seale głośno zakłócał obrady sądu i protestował przeciw temu, iż jego obrońca, Charles Garry, który musiał poddać się zabiegowi medycznemu, nie został dopuszczony do rozprawy. Sędzia nie zgodził się też na to, by Seale bronił się sam. Zirytowany Hoffman wydał ostatecznie polecenie, by Seale został związany, przykuty do krzesła łańcuchem i zakneblowany. Przez następne kilka dni uczestniczył w procesie tylko nominalnie, gdyż nie mógł nic mówić. Kunstler stwierdził: – To, co tu widzimy, nie jest już sądem. To jest średniowieczna komnata tortur. Jednocześnie okazało się, że Seale nie uczestniczył w planowaniu demonstracji w Grant Parku, a do Chicago przybył w ostatniej chwili i pozostawał w mieście tylko przez dwa dni. W związku z tym Hoffman postanowił odseparować jego proces, który miał odbyć się w terminie późniejszym, i skazać go na 4 lata więzienia za obrazę sądu. Jednak do procesu tego nigdy nie doszło, a wyrok na Seale’a został unieważniony przez sąd apelacyjny. Cyrk w sądzie Podsądni nie kryli swej pogardy zarówno dla Hoffmana, jak i dla całego amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Kpili otwarcie z sędziego (który był żydowskiego pochodzenia), twierdząc, że skompromitował się on przed swoim środowiskiem i że lepiej nadawałby się do roli współpracownika Hitlera. Jerry Rubin słał pod jego i jurorów adresem symboliczne całusy, a pewnego dnia dwaj oskarżeni pojawili się w sądzie w sędziowskich togach. Rubin powiedział też do Hoffmana: – Jedyną nieprzyzwoitością w tym sądzie jest twoje pojmowanie sprawiedliwości. Oskarżeni niemal nieustannie wygłupiali się i zakłócali obrady sądu albo też wygłaszali przemowy pełne niezwykle kontrowersyjnych treści. Podobną rolę odgrywali też ich obrońcy. Kunstler poprosił jednego ze świadków, piosenkarkę Judy Collins, o odśpiewanie utworu na sali sądowej pt. „Where Have All the Flowers Gone”, a na swoim stole umieścił flagę Wietkongu. Nosił też na ramieniu czarną opaskę, która miała upamiętniać wszystkie ofiary wojny w Wietnamie. Rozprawa trwała przez kilka miesięcy, przy rosnącym zainteresowaniu ze strony mediów oraz gromadzących się przed budynkiem sądu tłumów. Do ochrony sądu wydelegowano nawet oddziały Gwardii Narodowej, gdyż obawiano się ataku ze strony demonstrantów. Na korzyść podsądnych zeznawali liczni znani ludzie, między innymi: Phil Ochs, Arlo Guthrie, Joe McDonald, Norman Mailer, Allen Ginsberg, Timothy Leary i Jesse Jackson. Ten pierwszy świadek zdradził, że wcześniej mianował na prezydenta świnię, którą nazwał Pigasus, i że Rubin próbował na chicagowskiej ulicy wygłosić przemówienie akceptujące tę nominację, ale został aresztowany za złamanie miejskich przepisów dotyczących posiadania trzody chlewnej. Cały proces odbywał się w atmosferze cyrkowej, ku uciesze obserwujących go dziennikarzy i zwykłych ludzi. Gdy rozpoczęły się obrady przysięgłych, Hoffman skazał wszystkich oskarżonych oraz ich prawników na kary więzienia za obrażanie sędziego. Ponadto zarządził, by w sądzie zjawił się fryzjer, który przymusowo ściął długie włosy kilku podsądnym i ich obrońcom. Spektakl ten wywołał medialny szok i został powszechnie skrytykowany przez licznych prawników oraz innych sędziów, co jednak nie zmieniło faktu, iż szeryf powiatu Cook chwalił się przed kamerami telewizji obciętymi lokami podsądnych. Ostateczny wyrok został ogłoszony 18 lutego 1970 roku. Dwaj podsądni, Froines i Weiner, zostali całkowicie uniewinnieni. Pozostała piątka została uznana winnymi prowokowania ulicznych zamieszek. Każdy skazany dostał wyrok 5 lat więzienia i 5 tysięcy dolarów grzywny. Niejako na pożegnanie, Dellinger powiedział po zapadnięciu wyroku, że każda kara pozbawienia go wolności to nic w porównaniu do „cierpień narodu wietnamskiego i kar odbywanych przez setki ludzi w więzieniu powiatu Cook”. Natomiast Hayden oskarżył ówczesnego burmistrza Chicago, Richarda Daleya, o wywołanie zamieszek przez niewyrażenie zgody na organizowanie pokojowych demonstracji. Miał do pewnego stopnia rację, gdyż wiele późniejszych analiz wydarzeń w Chicago prezentowało podobne wnioski. W listopadzie 1972 roku sąd apelacyjny unieważnił wszystkie wyroki, zwracając uwagę na stronniczość sędziego i łamanie przez niego licznych przepisów. Departament Sprawiedliwości postanowił, że ponowny proces nie odbędzie się, co wynikało przede wszystkim z faktu, iż rząd nie chciał narazić się po raz kolejny na powtórkę wszystkich ekscesów. Jednocześnie ten sam sąd apelacyjny unieważnił wyroki za obrazę sądu i stwierdził, że ewentualne nowe procesy muszą być prowadzone nie przez Hoffmana, lecz przez innego sędziego. Rozprawy te odbyły się i oskarżenia pod adresem Dellingera, Rubina, Hoffmana oraz Kunstlera zostały potwierdzone, ale sędzia nie zdecydował się na wydanie kar więzienia. Tym samym cała chicagowska ósemka znalazła się na wolności, choć dopiero cztery lata po niezwykle kontrowersyjnym procesie. Sędzia Julius Hoffman kontynuował swoją karierę, mimo negatywnego rozgłosu związanego z procesem w Chicago. W roku 1982 komitet wykonawczy sądu okręgowego polecił, by nie powierzano mu żadnych nowych rozpraw sądowych w związku z zażaleniami na jego zachowanie i „trudny charakter”. Jednak Hoffman nadal prowadził wcześniej powierzone mu sprawy aż do śmierci w 1983 roku. Miał wtedy 88 lat. W muzyce i filmie O procesie w Chicago było głośno na całym świecie. Bardzo szybko wydarzenia te zostały upamiętnione w licznych utworach muzycznych i filmach. Już w roku 1968 piosenkarz country Jim Hartley zaprezentował utwór pt. „Telling It Straight in ’68”. Graham Nash nagrał popularną piosenkę „Chicago”, a w roku 1971 powstał utwór bluesowy pt. „Chicago Seven”. Jeśli chodzi o film, najpierw pojawił się dokument sieci BBC pt. The Chicago Conspiracy Trial, który w Wielkiej Brytanii zadebiutował w roku 1970, a rok później został nadany przez telewizję niemiecką. W USA pokazała go sieć PBS dopiero po czterech latach. Mniej więcej w tym samym czasie we Francji Jean-Luc Godard i Jean-Pierre Gorin stworzyli satyryczny film Vladimir et Rosa, który tylko pośrednio opierał się na wydarzeniach w Chicago, a Hoffman nazywany jest w nim „sędzią Himmlerem”. Natomiast Woody Alen w swoim filmie Bananas, pokazuje niejakiego Fieldinga Melisha, który w sądzie postanawia bronić się sam i którego sędzia nakazuje związać i zakneblować, co było oczywistym nawiązaniem do losów Seale’a. Ostatnio zainteresowanie wydarzeniami sprzed 52 lat nagle wzrosło za sprawą nowego filmu Aarona Sorkina, zaprezentowanego w tym roku w serwisie Netflix. Początkowo obraz ten miał reżyserować Steven Spielberg, który napisał też część scenariusza, ale ostatecznie The Trial of the Chicago 7 został wyreżyserowany przez Sorkina i spotkał się z pozytywnym przyjęciem krytyków. Prócz Michaela Keatona w filmie jedną z głównych ról gra angielski komik Sacha Baron Cohen, znany przede wszystkim ze swojej fikcyjnej postaci Borata z Kazachstanu. Tak się złożyło, że niemal jednocześnie Cohen rozpowszechnił swój drugi film z serii opowieści o Boracie, który nie ma nic wspólnego z procesem w Chicago, ale porusza w sposób prześmiewczy wiele spokrewnionych tematów. Andrzej Heyduk

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama