Kiedy prezydent Trump ogłosił nominację Amy Coney Barrett do Sądu Najwyższego, wywołał natychmiast ostre kontrowersje. Wynikały one głównie z faktu, iż przesłuchania kandydatki i późniejsze głosowanie w Senacie odbędą się tuż przed wyborami prezydenckimi. Jest jednak jeszcze inne źródło kontrowersji – zarówno Barrett, jak i jej mąż należą do katolickiego ugrupowania o nazwie People of Praise (Lud Chwały), które uważane jest przez wielu za ultraprawicowy kult...
Podejrzliwość Watykanu
Być może w trakcie przesłuchań Barrett w Kongresie nie padnie ani jedno pytanie dotyczące jej przynależności do tego ugrupowania. Nie zmienia to jednak faktu, iż ideologia People of Praise może mieć istotne znaczenie dla przyszłych decyzji Barrett w Sądzie Najwyższym. A jest to grupa wyznająca dość kuriozalne zasady moralne i religijne.
Organizacja powstała w 1971 roku w South Bend w stanie Indiana i zrzesza dziś rzekomo ok. 1700 członków w USA, Kanadzie i na Karaibach. W roku 2014 papież Franciszek mianował członka People of Praise, Petera Leslie Smitha, biskupem pomocniczym w Portland w stanie Oregon. Jednak Watykan patrzy na poczynania tej grupy z pewną podejrzliwością, gdyż niektóre zasady jej działania są bulwersujące.
Coral Anika Theill była niegdyś członkinią People of Praise i powiedziała w wywiadzie dla tygodnika Newsweek, że jest to organizacja wymagająca od kobiet absolutnego posłuszeństwa w stosunku do mężów, którzy są moralnymi i religijnymi wyroczniami. Każdy przejaw buntu lub sprzeciwu prowadzi do kampanii poniżania kobiet ośmielających się protestować. Przywódcy organizacji zachęcają swoich podwładnych do zawiązywania związków małżeńskich wyłącznie z członkami i członkiniami ruchu. W konsekwencji do małżeństw takich dochodzi nawet między ludźmi, którzy praktycznie się nie znają. Każdy członek ugrupowania musi w pewnym wieku poddać się ceremonii złożenia przysięgi na dochowanie wierności i jest ostrzegany, że jeśli przysięgę tę złamie, jego dusza „znajdzie się w wielkim niebezpieczeństwie”. Członkowie grupy poddawani są czasami egzorcyzmom oraz innym zabiegom mającym na celu „przegonienie” złych duchów.
W hierarchii organizacji każda osoba ma przydzielonego „opiekuna”. W przypadku mężczyzn jest to tzw. head, a w przypadku kobiet – handmaid. Ta druga nazwa zaczęła się jednak niezbyt dobrze kojarzyć z powodu telewizyjnego serialu pt. Handmaid’s Tale, w związku z czym opiekunki nazywane są obecnie „przywódczyniami kobiet”. Jednak dla mężatek jej opiekunem i rodzinnym dyktatorem jest zawsze mąż, który podejmuje wszystkie decyzje i kontroluje w pełni życie swojej partnerki, łącznie z jej życiem intymnym. Przedstawiciel People of Praise zaprzeczył wprawdzie, by opowieści Theill miały jakikolwiek związek z prawdą, ale zostały one w znacznej mierze potwierdzone przez Tima Kaisera, który wychowywał się w środowisku tej organizacji aż do 18. roku życia, kiedy to postanowił z niej odejść.
Atak na wiarę?
Kaiser twierdzi, że jego ojciec zdecydował się przed jego narodzinami na przeprowadzkę z Ohio do South Bend, by włączyć się w działanie kultu. Potwierdza, że absolutne posłuszeństwo kobiet wobec mężczyzn nie jest metaforą, lecz realnym wymogiem, który nie podlega żadnej dyskusji. Żona musi być zawsze uległa mężowi, niezależnie od okoliczności. Adrian J. Reimers, który był jednym z założycieli People of Praise, został po 13 latach usunięty z jej szeregów, ponieważ zaczął otwarcie krytykować przywódców za dyktatorskie zapędy oraz naruszanie zasad katolicyzmu.
W swojej książce Reimers opisał wiele kontrowersyjnych przypadków i stwierdził, że mężatki w sekcie zawsze musiały uzyskiwać zgodę swoich mężów praktycznie na wszystko. Theill mówi: „Jako żona nie miałam nawet prawa iść sama na badania lekarskie, a wizyty u rodziny wymagały wcześniejszej zgody męża. Miałam też zakaz rozmawiania z sąsiadami i przyjaciółmi. Niektóre kobiety rodziły dzieci w wieku 40 lat, bo nie miały innego wyjścia”.
Thomas Csordas, profesor antropologii w University of California, który przez wiele lat studiował katolickie ugrupowania tego rodzaju, twierdzi, że niemal wszystkie są konserwatywne, autorytarne, hierarchiczne i patriarchalne. Ludzie ci są zdania, że dominacja mężczyzn nad kobietami wynika bezpośrednio z biblijnych zapisów. Nie wiadomo jednak, w jakim stopniu zasady te wyznawane są przez Amy Coney Barrett. Bill Donahue, który stoi na czele Ligi Katolickiej, jednej z największych organizacji tego rodzaju w USA, skłania się ku przekonaniu, że przyszła sędzia Sądu Najwyższego z pewnością ignorowała w swoim życiu wiele nakazów społeczności People of Praise, o czym świadczy jest kariera zawodowa.
Ona sama nigdy nie wypowiedziała się publicznie na temat przynależności do People of Praise, a demokraci od razu zapewnili, że nie będą jej o to pytać. Jednak republikański przywódca Senatu, Mitch McConnell, ostro skrytykował media za poruszanie tego tematu, co nazwał „odpychającym atakiem na wiarę kandydatki”. Nie ma jednak racji – w zasadzie nikt nie krytykuje Barrett za jej przekonania religijne, natomiast zainteresowanie organizacją, do której należy, jest całkowicie zrozumiałe.
Niektórzy specjaliści są zdania, iż przynależność Barrett do People of Praise może mieć istotny wpływ na jej przyszłe decyzje prawne. Profesor Uniwersytetu Villanova, Massimo Faggioli, zwraca na przykład uwagę na fakt, iż ugrupowanie to sprzeciwia się rozdziałowi państwa od Kościoła, co jest w Stanach Zjednoczonych konstytucyjnie zapisanym wymogiem. W związku z tym powstaje pytanie, w jaki sposób Barrett będzie w przyszłości rozpatrywać sprawy, które mogą dotyczyć tego rozdziału.
Andrzej Heyduk
Reklama