Pandemia koronawirusa spowodowała wiele zmian w naszym codziennym życiu. Niektóre z nich okażą się niemal na pewno przejściowe i bez większego znaczenia. Inne jednak mogą pozostać z nami na zawsze i doprowadzą do poważnych przeobrażeń społecznych...
Poważne konsekwencje
Koncern Microsoft ogłosił ostatnio, że wprowadza nowe zasady, zgodnie z którymi ogromna większość pracowników firmy będzie mogła pracować z domu po uzyskaniu zezwolenia bezpośrednich zwierzchników. Nie jest to rozwiązanie tymczasowe – ludzie ci mogą wykonywać swoje obowiązki zdalnie nawet po eliminacji wirusa. Innymi słowy, poza nielicznymi wyjątkami tysiące ludzi nigdy już nie wrócą do swojej tradycyjnej pracy w biurach. Tym samym Microsoft dołączył do Facebooka i Twittera, których szefowie wcześniej ogłosili podobne zasady.
W przypadku Microsoftu zezwolenie na bezterminową pracę w domu niesie ze sobą niezwykle poważne konsekwencje. Siedziba firmy w Redmond w stanie Waszyngton (przedmieścia Seattle) to ogromny kompleks, który jest w pewnym sensie autonomicznym miastem, posiadającym własne przystanki autobusowe, restauracje, sklepy, itd. W bezpośrednim sąsiedztwie tego kompleksu istnieją niezliczone placówki usługowe i gastronomiczne, których klientelę stanowią niemal wyłącznie pracownicy Microsoftu.
Jeśli wszyscy oni nagle znikną, cała okolica znajdzie się natychmiast w stanie ostrego kryzysu ekonomicznego. Ponadto całkiem możliwe jest to, że koncern w ogóle wyprowadzi się z tego miejsca do znacznie skromniejszej siedziby, ponieważ utrzymywanie biur dla ludzi, którzy nigdy już do nich nie zawitają, nie ma większego sensu. Wyprowadzka koncernu z obecnego kompleksu spowodowałaby powstanie swoistego miasta-widma w sercu amerykańskiej metropolii.
O ile lokalne skutki przejścia Microsoftu na pracę z domu mogą okazać się bolesne, znacznie ważniejsze są konsekwencje bardziej globalne. Jak wynika z danych opracowanych przez profesora Nicholasa Blooma ze Stanford University, w maju tego roku 42 proc. wszystkich zatrudnionych w USA ludzi pracowało przynajmniej częściowo zdalnie. Przed pandemią ten sam wskaźnik wynosił zaledwie 2 proc. Wszystko wskazuje na to, iż nawet wtedy, gdy koronawirus stanie się nieprzyjemnym wspomnieniem, styl pracy wielu dużych firm ulegnie permanentnym zmianom. W pewnym sensie było to do przewidzenia – powszechna dostępność szybkich połączeń internetowych oznacza, że ktoś siedzący przed komputerem we własnej kuchni zwykle jest w stanie wykonywać wszystkie swoje obowiązki zawodowe i nie musi pojawiać się fizycznie w biurze. Na początku tego stulecia popularność pracy z domu nagle zaczęła rosnąć, a dziś – w obliczu pandemii – osiągnęła rekordowy poziom.
Trans w pracy
Początkowo pracodawcy bardzo chętnie zezwalali na pracę z domu, ale szybko okazało się, że rozwiązanie takie niesie też ze sobą liczne problemy. Obecny szef Microsoftu, Satja Nadella, stwierdził w czasie konferencji w ubiegłym miesiącu, że zacieranie się granic między życiem prywatnym i zawodowym powoduje, iż pracownikom coraz częściej wydaje się, że „śpią w robocie”. Oznacza to, że działają w stanie specyficznego transu, gdzieś na granicy obowiązków domowych i służbowych. Są też problemy z wydajnością pracy, dotrzymywaniem różnych terminów, organizowaniem wirtualnych konferencji, itd.
W związku z tym niektórzy pracodawcy eksperymentują z tzw. mieszanym modelem pracy, co polega na tym, iż ludziom pozwala się na pracę z domu przez dwa dni w tygodniu, a w pozostałe dni konieczne jest osobiste zjawienie się w biurze. Jednak Bloom jest absolutnie przekonany, iż po eliminacji pandemii Ameryka nie wróci do dawnego modelu organizacji pracy i że praca z domu pozostanie z nami na zawsze. Nie wiadomo tylko jeszcze w jakim stopniu.
Sondaż przeprowadzony w maju tego roku wykazał, że pracodawcy spodziewają się, iż ponad 20 proc. ludzi będzie pracować zdalnie po epidemii. W ubiegłym roku ten sam wskaźnik wynosił 9 proc. Ponadto 55 proc. pracodawców uważa, że w zasadzie wszyscy pracować będą z domu przynajmniej raz w tygodniu. Są to prognostyki, które mogą mieć kolosalne znaczenie. Sugerują bowiem, że zapotrzebowanie na biurowce w dużych miastach USA znacznie spadnie, co z kolei spowoduje, że ceny wynajmu przestrzeni biurowej w takich konglomeracjach jak Nowy Jork czy San Francisco znacznie się obniżą, co zresztą już można tu i ówdzie zaobserwować. Poziom wynajmu biurowców w centrum Chicago jest obecnie rekordowo niski i nic nie wskazuje na to, by sytuacja ta mogła ulec poprawie w najbliższej przyszłości.
Społeczne konsekwencje tego wszystkiego są trudne do przewidzenia. Oczywiste jest to, że praca z domu nie wchodzi w rachubę w przypadku ludzi zatrudnionych bezpośrednio przy produkcji, w służbie zdrowia, policji, itd. Jednak całkiem możliwe jest, iż pojęcie tzw. pracy biurowej zmieni się nieodwracalnie. Już dziś „łowcy głów”, czyli ludzie szukający nowych pracowników, doskonale wiedzą, że możliwość pracy zdalnej daje potencjalnym kandydatom sygnał, iż firma jest innowacyjna, ewoluuje i nadąża za tempem zmieniającego się rynku pracy. Utalentowani pracownicy nie chcą utknąć w organizacji, której kultura zatrzymała się gdzieś w okolicach przełomu wieków. Oznacza to, że poszczególne firmy są coraz częściej zmuszane do tego, by oferować zdalną pracę, gdyż jest to klucz do rekrutacji odpowiednio wykwalifikowanych pracowników.
Procesy te niemal na pewno pozostaną z nami na zawsze. Absolutnie nikt nie przewiduje obecnie, że pokonanie koronawirusa spowoduje powrót do tego, co było poprzednio. A zatem za mniej więcej dwie generacje nikt może już nawet nie pamiętać, na czym owo „poprzednie” polegało.
Andrzej Malak
Reklama