Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 18:19
Reklama KD Market
Reklama

Nigeryjski powstaniec

Kiedy myślimy o Polsce w okresie okupacji hitlerowskiej, do głowy przychodzą takie wydarzenia jak kampania wrześniowa czy powstanie warszawskie. Polski ruch oporu kojarzy się przede wszystkim z działalnością Armii Krajowej, największej organizacji podziemnej ówczesnej Europy. Bardzo niewielu Polaków wie o tym, że w jej szeregach walczył człowiek urodzony w Nigerii – August Agboola Browne (czasami O’Brown). Był zapewne jedynym czarnoskórym partyzantem w kraju... Obrońca Warszawy Niektóre części biografii Browne’a są niejasne. Wiadomo, że urodził się w 1895 roku w Lagos i że w młodości trafił wraz z ojcem do Wielkiej Brytanii, do której miał swobodny dostęp jako człowiek pochodzący z brytyjskiej kolonii. W niewyjaśnionych okolicznościach zaczął pracę w wędrownej trupie teatralnej, z którą podróżował po Europie. Ostatecznie trafił w roku 1922 do Polski i osiedlił się początkowo w Krakowie. Nie wiadomo, co tam robił, ani też dlaczego wybrał akurat Polskę. Tak czy inaczej, ożenił się z Zofią Pykówną, z którą miał dwójkę dzieci, Ryszarda i Aleksandra. Małżeństwo po pewnym czasie rozpadło się, a Browne przeniósł się do Warszawy, gdzie został perkusistą jazzowym i występował w wielu restauracjach z różnymi zespołami. W roku 1939, kiedy wojna zdawała się niemal nieunikniona, zorganizował wyjazd swojej byłej żony oraz dzieci do Anglii. Sam jednak postanowił pozostać w Polsce, z sobie tylko znanych powodów. Historycy, którzy badali jego życiorys, są zdania, iż był już wtedy na tyle związany ze swoim nowym krajem, że poczuwał się do obowiązku jego obrony przed najeźdźcą. W czasie kampanii wrześniowej czynnie uczestniczył w obronie Warszawy i stał się powszechnie znany jako „Ali”. Pseudonim ten zachował po wstąpieniu w szeregi Armii Krajowej. Jego życie w okupowanej Warszawie musiało być niezwykle skomplikowane, gdyż jako człowiek czarnoskóry w zasadzie nie mógł pojawiać się na ulicach. Podobno w chwili wybuchu wojny w Warszawie znajdowało się jeszcze dwóch innych czarnoskórych muzyków, ale już w roku 1940 wszelki słuch o nich zaginął. Nie wiadomo, co Browne dokładnie robił i w jaki sposób się ukrywał. Wiele lat później, w roku 1949, złożył podanie o przyjęcie go w poczet organizacji zrzeszającej kombatantów wojennych (ZBOWiD). W podaniu tym twierdził, że w czasie okupacji zajmował się dystrybucją wydawnictw podziemnych i ukrywaniem zbiegów z warszawskiego getta. Istnieje też teoria, iż roznosił do różnych punktów broń. Kiedy wybuchło powstanie warszawskie, włączył się natychmiast do walki w batalionie „Iwo”, działającym w okolicach ulic Wspólnej, Marszałkowskiej i Wilczej. Jego podanie napisane zostało odręcznie i opatrzone zdjęciem, które przedstawia młodego Nigeryjczyka w eleganckiej marynarce. Był on rzekomo znany z tego, że ubierał się bardzo stylowo i skrupulatnie. „Przed wojną spotykałem go dosyć często, ot ,tak na ulicy, gdzieś na Marszałkowskiej, bliżej Ogrodu Saskiego. Zapamiętałem go jako faceta dość przystojnego, postawnego i niezwykle eleganckiego. Chodził w jasnych garniturach i kolorowym krawacie, no i oczywiście nosił stosowne kapelusze, jakieś borsalino. Bez wątpienia był człowiekiem inteligentnym i bystrym” – wspominał na łamach Jazz Magazine Andrzej Zborski. Cichy bohater Browne wojnę przeżył. Po upadku powstania nie trafił do obozu jenieckiego i przepadł na wiele miesięcy bez śladu, by pojawić się w Warszawie ponownie w drugiej połowie 1945 roku. Znów zaczął grywać w warszawskich restauracjach, a potem przez pewien czas pracował w Wydziale Kultury i Sztuki Zarządu Miejskiego. Po pewnym czasie stanął przed wyborem: mógł wyjechać do Wielkiej Brytanii, której był obywatelem, lub pozostać w Polsce. Wybrał tę drugą opcję, a potem ożenił się ponownie. Dopiero w roku 1958 zdecydował się wraz ze swoją drugą żoną, Olgą Miechowicz, na emigrację do Anglii. Od tego momentu wiódł spokojne i w miarę zaciszne życie, pracując jako tzw. muzyk sesyjny. Zmarł w wieku 81 lat i został pochowany w Londynie. Nigdy nie wrócił ponownie ani do Nigerii, ani też do Polski. Jego córka z drugiego małżeństwa, Tatiana, która dziś ma 61 lat, wspomina, że w londyńskim domu niemal zawsze mówiono po polsku, a jej ojciec posługiwał się nienaganną polszczyzną, okraszoną warszawskim akcentem. Zresztą Browne znał też kilka innych języków. Jeśli wierzyć jego córce, był on człowiekiem bardzo cichym, ale charyzmatycznym, który miał niezwykłą zdolność nawiązywania znajomości. Ani on, ani też jej matka nigdy nie opowiadali Tatianie o swoich wcześniejszych przeżyciach. Wspomniane podanie złożone przez Browne’a leżało w polskim archiwum aż do roku 2009, kiedy to natknął się na nie Zbigniew Osiński z Muzeum Powstania Warszawskiego. Odkrycie tego dokumentu zyskało sobie pewien rozgłos, a ówczesny prezydent Lech Kaczyński chciał uhonorować Nigeryjczyka z okazji 65. rocznicy wybuchu powstania. Skontaktował się nawet z Krzysztofem Karpińskim, historykiem muzyki jazzowej, z prośbą o dostarczenie dodatkowych informacji o Brownem. Jednak zginął w katastrofie smoleńskiej i jego zamiar nigdy nie został zrealizowany. Dopiero w ubiegłym roku odsłonięto w Warszawie niewielki pomnik upamiętniający nigeryjsko-polskiego kombatanta. Został on ufundowany przez niezależną organizację, a umiejscowiono go u zbiegu Pasażu Wiecha i ulicy Chmielnej. Choć liczne szczegóły życia Browne’a pozostają nieznane lub niejasne, nie ulega wątpliwości fakt, że w czasie II wojny światowej walczył on o Polskę, która stała się dla niego drugą ojczyzną. Andrzej Heyduk

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama