Ponad 50 osób utonęło od początku roku w jeziorze Michigan. To rekordowa liczba utonięć w ciągu ostatnich lat. Eksperci ostrzegają, że do końca roku może się ona jeszcze zwiększyć.
Od początku roku w jeziorze Michigan utonęły już 53 osoby w porównaniu z 48 utonięciami w całym 2019 i 42 w całym 2018 roku – według Great Lakes Surf Project, organizacji non-profit, która prowadzi statystyki utonięć w rejonie Wielkich Jezior.
Poprzedni rekord pochodzi z 2010 roku, kiedy jezioro Michigan pochłonęło 49 istnień ludzkich. Od tego czasu utonęły kolejne 434 osoby.
Jedną z ostatnich ofiar jest 12-letni Lane Frame z Tennessee. We wrześniu chłopiec był na rodzinnych wakacjach w Michigan, gdy podczas spaceru po molo w miejscowości Frankfort został zmieciony do wody przez olbrzymią falę.
Zdaniem przedstawicieli Great Lakes Surf Project rekordowa liczba utonięć może mieć związek z pandemią i zamknięciem publicznych basenów, co spowodowało, że więcej ludzi wybiera się na plaże i spacery nad jeziorem.
Według organizacji, w całym rejonie Wielkich Jezior zanotowano w tym roku 94 utonięcia, zaś od 2010 roku – odkąd zaczęto prowadzić statystyki – 931 utonięć.
Do wielu utonięć w rejonie Chicago dochodzi, gdy plażowicze ignorują ostrzeżenia o wysokich falach i niebezpiecznych prądach wydawane przez Krajowe Centrum Meteorologiczne. Przedstawiciele organizacji ostrzegają, że do końca roku liczba utonięć może jeszcze wzrosnąć.
Eksperci podkreślają, że jezioro Michigan, choć piękne, może być również śmiertelnie niebezpieczne. Pojawiają się w nim niebezpieczne prądy, które są w stanie wciągnąć pod wodę nawet najlepszych pływaków. Plażowicze, którzy nie potrafią pływać, nawet brodząc w płytkiej wodzie powinni mieć na sobie kamizelki ratunkowe.
(jm)
Redakcja
