U zachodnich wybrzeży Tasmanii utknęło na mieliźnie prawie pół tysiąca wielorybów. Na ratunek zwierzętom ruszyły ekipy składające się z nurków i zoologów, jednak pomaganie tym wielkim i ciężkim ssakom jest niezwykle trudne. Udało się ocalić życie 108 wielorybom, ale niestety 350 zdechło...
Zbiorowe samobójstwo?
To nie pierwsza tego typu tragedia w Australii. Od lat naukowcy starają się zrozumieć zjawisko masowego dramatu wielorybów. Niektórzy badacze twierdzą, że wieloryby często zwabiane są przez ryby zbyt blisko brzegu, a wtedy tracą orientację, przez co całe stada mogą wypłynąć na mieliznę, z której nie potrafią się samodzielnie wydostać. Inni naukowcy są zdania, że wieloryby, które zawsze gromadzą się w dużych stadach, płyną tam, gdzie wiedzie ich przewodnik, co niestety oznacza, że wszystkie osobniki, a nie tylko jeden, lądują na mieliźnie. Są nawet dość egzotyczne teorie, zgodnie z którymi te wielkie ssaki morskie popełniają z jakichś przyczyn zbiorowe samobójstwo.
Niemal pół tysiąca zwierząt to najwyższa liczba w historii australijskich badań, które prowadzone są od 1935 roku. Poprzednio ten smutny rekord wynosił 320 wielorybów, które utknęły na mieliźnie w 1996 roku. Niemal wszystkie tego rodzaju przypadki dotyczą wybrzeży Tasmanii, a szczególnie okolic Macquarie Heads. Początkowo wydawało się, że nieopodal Macquarie Heads utknęło 270 ssaków, ale późniejsze obserwacje potwierdziły obecność dalszych 200 osobników.
Mimo że tak dużo wielorybów zdechło, doktor Kris Carlyon z organizacji o nazwie Marine Conservation Program twierdzi, iż uratowanie w ciągu pięciu dni ponad stu zwierząt to ogromny sukces. Był on możliwy w wyniku ogromnego wysiłku wszystkich ludzi zaangażowanych w akcję niesienia wielorybom pomocy. Obecnie największym problemem jest pozbycie się ciał zdechłych ssaków. Naukowcy w drodze eksperymentu „pochowali” 15 wielorybów na dnie morza, ale nie wiadomo, czy metodę tę można zastosować w przypadku wszystkich pozostałych zwierząt.
Zjawisko wypływania wielorybów na plaże nie dotyczy wyłącznie Australii. Od mniej więcej dwóch lat notuje się niewyjaśniony wzrost liczby martwych wielorybów wyrzucanych przez morze na plaże Islandii, zwłaszcza na wschodzie. Portal informacyjny Austurfrétt ze wschodniej Islandii doniósł, że dwa wale dziobogłowe, gatunek bardzo rzadko spotykany w pobliżu Islandii, zostały znalezione na plaży. Trzecim zwierzęciem był tzw. butlonos, również należący do rodziny wali dziobogłowych. Ponadto na północ od półwyspu Snæfellsnes znaleziono innego osobnika, który był jednak w stanie znacznego rozkładu i nie można było określić jego gatunku. Natomiast na mieliźnie w okolicach fiordu Kolgrafafjörður ugrzęzło stado wielorybów, które zostały wprawdzie uwolnione, ale wkrótce potem wróciły do tego samego miejsca. Nikt nie jest w stanie wyjaśnić, dlaczego.
Wieloryby i NATO
W przypadku Islandii potencjalną przyczyną pojawiania się wielorybów na plażach mogą być ćwiczenia łodzi podwodnych NATO, odbywające się wokół wyspy. Hałas odstrasza te zwierzęta, które w panice uciekają w kierunku lądu. Trzeba jednak wspomnieć, że martwe wieloryby na plażach Islandii nie są niczym nadzwyczajnym. Islandzkie słowo hvalreki, oznaczające cielsko wieloryba wyrzucone na brzeg, jest używane w języku potocznym. Istnieje też od wieków tradycja wykorzystywania ciał wielorybów wyrzuconych na brzeg do konsumpcji, choć są to praktyki niebezpieczne. Szczególnie ostatnio, gdyż potwierdzono, iż wielorybie mięso zawiera niebezpieczne ilości rtęci.
Wieloryby to największe zwierzęta na Ziemi. Osiągają długość nawet 20 metrów i ważą do 75 ton. Rzadko widuje się je w Morzu Północnym, które jest dla nich zbyt płytkie. Mimo to na początku roku 2016 aż 12 kaszalotów zostało wyrzuconych na brzegi wysp Texel w Holandii i na niemieckich Wangerooge oraz Helgoland. Mniej więcej w tym samym czasie pięć wielorybów znalazło się na brytyjskich plażach. Takich wypadków zdarza się więcej – brytyjskie wybrzeża co roku stają się miejscem ostatniego spoczynku kilkudziesięciu większych waleni i kilkuset mniejszych.
Czasami na plaże trafiają zwierzęta, które niechcący zderzyły się ze statkami bądź zaplątały w liny lub sieci. Ponadto w płytkich wodach trudno im nawigować. Niestety na brzegu szybko ulegają odwodnieniu, co prowadzi do śmierci. Na niekorzyść działa również ich ogromna masa. Kiedy znajdują się poza wodą, ogrom ich ciał dosłownie zgniata narządy wewnętrzne i mięśnie, z których do krwi wydziela się białko o nazwie mioglobina, toksyczne dla nerek. Ich uszkodzenie jest dla wyrzuconych na brzeg waleni tak samo zabójcze jak odwodnienie. Już po godzinie zmiany w nerkach stają się nieodwracalne, tak więc nawet zepchnięcie zwierzęcia do morza wcale nie gwarantuje mu przetrwania. W 2002 roku na wybrzeżu stanu Massachusetts zepchnięto do morza 45 wielorybów, które następnego dnia w ciężkim stanie ocean znowu wyrzucił na brzeg. Weterynarze uśpili te zwierzęta, co jest, niestety, jedynym sposobem na ulżenie ich cierpieniom.
W tym kontekście uratowanie 108 wielorybów u wybrzeży Tasmanii jest istotnie sporym sukcesem. Było to możliwe przede wszystkim dlatego, iż zwierzęta nie znalazły się całkowicie poza wodą, czyli na plaży, lecz na płyciźnie w pewnej odległości od brzegu, pozostawały więc częściowo zanurzone. Na razie żadne z uwolnionych zwierząt nie ugrzęzło ponownie na tej samej mieliźnie, co jest bardzo dobrym prognostykiem. W przeszłości zdarzało się, że sukces akcji ratunkowej ogłaszano przedwcześnie, a zwierzęta mimo wszystko ginęły kilka dni później.
Andrzej Malak
Reklama