Wojna radziecko-fińska sprzed 80 lat jest jednym z najmniej znanych a najbardziej niezwykłych konfliktów zbrojnych ubiegłego stulecia. Armia radziecka, walcząc z wielokrotnie słabszą armią fińską, w ciągu 104 dni straciła pół miliona żołnierzy. Finowie, jak w biblijnym pojedynku Dawida z Goliatem, także używali proc. To była wojna sprytu i inteligencji z barbarzyńską siłą. Co rzadko zdarza się w wojnach, siła tym razem przegrała...
Lista żądań
Tajny protokół do paktu Ribbentrop-Mołotow z sierpnia 1939 roku dotyczył nie tylko Polski. Również krajów bałtyckich i Finlandii, która do końca I wojny światowej należała do carskiej Rosji. Armia Czerwona po tym, jak zajęła połowę Polski, wkroczyła na Litwę, Łotwę i do Estonii. Kolejnym celem była Finlandia.
Sowieci zaczęli od listy żądań. Granica rosyjsko-fińska ma zostać przesunięta 35 kilometrów na północny zachód – Stalinowi chodziło o odsunięcie granicy od Leningradu. Finowie mają wydzierżawić ZSRR Półwysep Hanko (chcieli tam zbudować port wojenny) i kilka bałtyckich wysp. Następnie mają zdemontować linię umocnień obronnych zwaną Linią Mannerheima, która broniła Finów przed Rosjanami. W zamian Rosjanie wspaniałomyślnie darowali Finom obszar dwukrotnie większy – tylko że była to bezludna tajga. Ofertę, ku zdziwieniu strony radzieckiej, Finowie odrzucili.
Więc wojna. Według planu Rosjan miała być w stylu niemieckim – blitzkrieg. Na odprawie wyższego radzieckiego dowództwa tylko generał Nikołaj Woronow zakwestionował optymistyczne plany zakończenia inwazji już po 12 dniach. Przez pozostałych sztabowców został wyśmiany. Minister Spraw Zagranicznych ZSRR, Wiaczesław Mołotow, powiedział z przekonaniem: – Wypiję koktajl za zdrowie towarzysza Stalina na jego urodziny w Helsinkach. Urodziny Stalina przypadały 6 grudnia.
Sowieci, naśladując Hitlera (prowokacja gliwicka w przeddzień napaści na Polskę), także sprowokowali incydent blisko granicy z Finlandią. Rosyjska artyleria ostrzelała posterunek rosyjski na własnym terytorium. Moskiewska propaganda natychmiast rozgłosiła, że Finowie podstępnie zabili czterech czerwonoarmistów.
ZSRR uderzył bez wypowiedzenia wojny. Podobnie jak trzy miesiące wcześniej w Polsce. 30 listopada 1939 roku rosyjskie bombowce zaatakowały Helsinki, a siły lądowe uderzyły w kilku miejscach.
Stosunek sił
Naprzeciw siebie stanęły dwie armie o nieporównywalnym potencjale. Fińska armia była nieliczna i niedoinwestowana. Liczyła 29 tysięcy zawodowych żołnierzy. Do końca listopada zostało dodatkowo zmobilizowanych 110 tysięcy członków Białej Gwardii – odpowiednik dzisiejszych formacji Obrony Terytorialnej. Finowie dysponowali 60 czołgami i 100 samolotami. Jedne i drugie pamiętały czasy I wojny światowej. Tylko broni strzeleckiej mieli pod dostatkiem. Każdy członek Białej Gwardii trzymał broń w domu. Poza tym Finowie to byli myśliwi, traperzy.
Stalin wysłał na Finlandię 600 tysięcy żołnierzy, 1230 czołgów, 800 samolotów. Zacięty upór Finów spowodował, że Rosjanie wzmacniali swoje siły kolejnymi pułkami. Pod koniec walk na froncie wojny zimowej Armia Czerwona liczyła 1,2 miliona żołnierzy, 2 tysiące czołgów i 3 tysiące samolotów. Wydawałoby się, że Rosjanie nie mogli przegrać tej wojny.
Także nieporównywalne było zaplecze obu przeciwników. Zamieszkana przez 3,8 miliona osób Finlandia stanęła do walki z mocarstwem, które w 1939 roku liczyło 171 milionów ludności i od przeszło dziesięciu lat intensywnie się zbroiło. Rosjanie mieli broń nowoczesną, tak bardzo nie odbiegającą od tej, która była na wyposażeniu armii państw zachodnich. Inna sprawa, jak była wykorzystywana przez niedouczonych, źle wyszkolonych żołnierzy.
Na klęsce Rosjan w wojnie zimowej – jak i później, w pierwszych latach wojny z Hitlerem – zaważył brak doświadczonych oficerów. W 1937 roku Stalin uśmiercił lub wysłał do łagrów 60 procent kadry wyższych oficerów, z generałem Tuchaczewskim na czele. Później bardzo tego żałował.
William R. Trotter w książce Mroźne piekło tak scharakteryzował przygotowania Sowietów do zimowej ofensywy w Finlandii:
„Całe dywizje wkraczały do Finlandii bez przyzwoitej oceny wywiadowczej, z beznadziejnie niedokładnymi mapami, za to z ciężarówkami pełnymi materiałów propagandowych. W lasy należące do najbardziej gęstych na świecie zabrano setki płaskotorowych dział polowych, w warunkach leśnych nadających się do użytku tylko na bardzo niewielkich odległościach. Każda rosyjska kolumna ciągnęła do lasu pełen przydział etatowy nowoczesnych armatek przeciwpancernych, mimo że radziecki wywiad musiał zdawać sobie sprawę z braku jakichkolwiek jednostek pancernych w armii fińskiej. Co najbardziej zaskakujące, atakujące wojska nie były przygotowane do działań w zimie. Dopiero gdy pierwsze szturmy na Linię Mannerheima zostały krwawo odparte, Rosjanie wpadli na pomysł dostosowania barwy czołgów do otoczenia i pokryli je białą farbą, a żołnierzom piechoty dali białe peleryny maskujące”.
Koktajle Mołotowa
Finowie, doskonale zdając sobie sprawę z przewagi nieprzyjaciela, wykorzystali wszystkie dostępne atuty.
Znajomość terenu. A teren był bardzo dogodny do obrony. Gęste lasy poprzecinane nielicznymi drogami, tysiące jezior, bagna, torfowiska. Poza tym armia fińska była tak zorganizowana, że żołnierze pochodzący z tych samych okolic byli przydzielani do tych samych jednostek. Często walczyli w rodzinnych stronach, gdzie znali każdą ścieżkę.
Improwizacja. Finowie byli mistrzami w tej dziedzinie. Brak broni przeciwpancernej zmuszał ich do szukania innych metod niszczenia radzieckich czołgów. Pola minowe, miny pułapki. Ogromne proce, z których strzelali granatami. A nade wszystko – koktajle Mołotowa.
Butelki zapalające z benzyną były znane już podczas wojny domowej w Hiszpanii. Finowie zrobili lepszą mieszankę zapalającą. I oni pierwsi nazwali tę broń koktajlami Mołotowa. To była drwina z Rosjan. Nie wiadomo, skąd się dowiedzieli, że Mołotow chciał wypić koktajl w Helsinkach w dniu urodzin Stalina. Ten dzień dawno minął, a Rosjanie nawet z daleka nie mogli zobaczyć Helsinek. Nazwa, wymyślona przez Finów, zrobiła międzynarodową karierę. Butelka z płynem zapalającym to była rzeczywiście groźna broń przeciwpancerna. Jeśli nią trafić w kratkę nawiewu powietrza do silnika, która nie jest mała, czołg od razu przemienia się w pochodnię.
I największy atut Finów: dowódca naczelny marszałek Carl Gustaf Mannerheim. Karierę wojskową rozpoczął jeszcze w Rosji carskiej. Wówczas dwukrotnie pełnił służbę na terenie Polski. Odegrał dużą rolę w odzyskaniu przez Finlandię niepodległości. Z jego inicjatywy zbudowano pomysłową linię umocnień od strony Rosji – nazwaną Linią Mannerheima.
Nie przypominała ona potężnej Linii Maginota na granicy Francji i Niemiec, która ostatecznie na nic się nie zdała. Linia Mannerheima ciągnęła się na długości 135 kilometrów od Zatoki Fińskiej do jeziora Ładoga. Nie dało się jej obejść. Było tam 150 schronów żelbetonowych ze stanowiskami karabinów maszynowych, ale większość fortyfikacji stanowiły schrony drewniano-ziemne. Były przemyślnie zamaskowane i doskonale wkomponowane w teren, łączyły je tunele. Dodatkowo system zasieków, pól minowych oraz tzw. smoczych zębów – betonowych kloców uniemożliwiających przejazd pojazdom pancernym.
Wojska sowieckie w ciągu kilku dni dotarły do Linii Mannerheima. I tam utknęły w leśnych ostępach stanowiących przedpole systemu obrony. Tygodniami bezskutecznie Rosjanie usiłowali przełamać fińską obronę, ponosząc przy tym ogromne straty w ludziach i sprzęcie.
Finowie podziemnymi korytarzami przedostawali się na tyły Rosjan. Z ukrycia zasypywali kolumny czołgów koktajlami Mołotowa. Następnie niszczyli kuchnie polowe, ciężarówki z amunicją i zaopatrzeniem. Po kilku dniach takich ataków radzieckie dywizje przeistaczały się w bezradne gromady głodnych, zmarzniętych ludzi. Pozbawieni jedzenia i ciepłych ubrań tysiącami zamarzali w karelskich lasach. Gdy próbowali rozpalić ogniska, stawali się łatwym celem dla fińskich snajperów, którzy byli postrachem Sowietów.
Biała śmierć
Snajperzy. To kolejny atut Finów. Do najlepszych należał Simo Häyhä – o niskim wzroście i wielkim opanowaniu. Rzadko ćwiczył na strzelnicy. Od dziecka polował i był przyzwyczajony do każdej pogody. A to ważne, bo przy 40-stopniowym mrozie, jaki panował wówczas w Finlandii, trudno zachować czucie w palcach i elastyczność mięśni. Häyhä trafiał w każdych warunkach pogodowych.
Fińscy snajperzy zadawali Sowietom duże straty. Przed wojną często byli myśliwymi. Potrafili bezszelestnie zbliżyć się do Rosjan i zabić kilku z nich. Zwłaszcza Häyhä siał wielki strach. Rosjanie chcieli go zlikwidować za wszelką cenę. Nawet bombardowali z samolotów okolicę, w której przebywał. Ostrzeliwali go z dział, organizowali obławy. Był nieuchwytny. Rosjanie nazwali go „białą śmiercią”.
Simo Häyhä był najlepszym strzelcem wyborowym II wojny światowej. Podczas tylko 3 miesięcy walk miał na koncie 505 śmiertelnych trafień z karabinu snajperskiego oraz ponad 200 z broni krótkiej. Nie używał celownika optycznego, posługiwał się muszką i szczerbinką.
„Rekordu” Häyhy nie pobił żaden strzelec wyborowy. Ani czerwonoarmista Iwan Sidorenko (500 potwierdzonych trafień podczas wojny z Niemcami), ani słynny snajper spod Stalingradu Wasilij Zajcew (242), ani ich równie znana towarzyszka Ludmiła Pawliczenko (304).
Häyhä został ranny pod koniec wojny zimowej. Później wrócił do myślistwa, hodował psy. Zmarł w wieku 97 lat w 2002 roku.
Zawieszenie broni
Obie armie – proporcjonalnie – ponosiły wielkie straty w ludziach. Rosjanie jednak mieli czym je uzupełniać. Siły fińskie były na wyczerpaniu. Ale i tak to Rosjanom bardziej zależało na zakończeniu zimowej wojny. Stalin bał się, że dotychczasowy sojusznik, czyli Niemcy Hitlera, widząc słabość Rosjan staną po stronie Finlandii.
13 marca 1940 roku doszło do zawieszenia broni. W walkach poległo ponad 22 tysiące fińskich żołnierzy, 45 tysięcy zostało rannych. Ale Finom, choć utracili kawałek terytorium, udało się zachować niepodległość.
Rosjanie według oficjalnych statystyk mieli 126 tysięcy zabitych, 141 tysiące rannych. Niektóre szacunki mówią jednak aż o milionie zabitych i rannych Rosjan. Taką liczbę też wymienia Nikita Chruszczow w swoich wspomnieniach. Rosjanie ponadto utracili 1500 czołgów, 1000 dział, 800 samolotów. Ta broń bardzo by się im przydała podczas mającego nastąpić za rok ataku Niemców na ZSRR.
Ryszard Sadaj
Reklama