W czasie powszechnej w nowym roku szkolnym nauki zdalnej spadło zapotrzebowanie na amerykańskie szkolne autobusy. Część zamieniono w przenośne hostpoty Wi-Fi, by zapewnić uczniom szybki internet w trakcie zajęć online.
To w gestii władz stanowych i lokalnych spoczywa decyzja o tym, w jaki sposób odbywają się zajęcia szkolne. Podejmowane są rozmaite decyzje, z różnymi trybami nauczania (wirtualnym, w klasach lub w systemie mieszanym).
Zajęcia online wymagają dobrego połączenia internetowego oraz laptopa. Dla wielu rodzin jest to jednak zbyt duży koszt - eksperci ostrzegają, że epidemia może jeszcze zwiększyć przepaść między dziećmi z bogatych i biednych rodzin w dostępie do edukacji.
Niektóre szkolne władze wpadły na pomysł rozwiązania problemu nierównego dostępu do internetu. W Austin w Teksasie, w Charleston w Karolinie Południowej i w South Bend w Indianie stojące szkolne autobusy przekształcono w mobilne hotspoty Wi-Fi.
W pierwszych dniach nowego roku szkolnego żółte busy podjeżdżają pod apartamentowce, szkoły i parki. W pobliżu autobusów uczniowie mają dostęp do szerokopasmowego internetu. Po zalogowaniu się mogą odrabiać zadania domowe lub konsultować się z nauczycielami.
Cytowany przez portal Fox News Rene Sanchez z władz miejskich South Bend szacuje, że około 30 proc. rodzin w regionie nie ma szerokopasmowego internetu. W jego mieście pilotażowy program autobusowych hotspotów wprowadzono już przed epidemią. Celem było zapewnienie uczniom dostępu do sieci w czasie długich dojazdów do szkoły. Z początku obejmował on jedynie 10 pojazdów - teraz jest ich 35.Przed epidemią żółtymi autobusami do szkół dojeżdżało codziennie ok. 25 milionów amerykańskich uczniów. Zapewniało to blisko pół miliona tych pojazdów.
Na wiosnę kierowcy stosowali się do epidemiologicznych zaleceń - w pojazdach instalowano dozowniki ze środkiem dezynfekującym, a maseczki były obowiązkowe. Kierowcy sprzeciwiali się sprawdzaniu przez nich temperatury wchodzącym do autobusu dzieciom, wskazując, że trwa to zbyt długo i spowalnia ruch na drodze.
Po wakacjach zapotrzebowanie na ich usługi jest znacznie mniejsze niż przed rokiem. "Niektórzy starsi kierowcy zdecydowali się nie wracać do pracy; niektórzy podjęli pracę w firmach transportowych lub w innych miejscach" - pisze "Wall Street Journal".
Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)
Reklama