Sąd utrzymał wyrok na morderczyni dzieci, Elżbiecie Plackowskiej
- 08/06/2020 11:46 PM
Sąd apelacyjny utrzymał w mocy wyrok na Elżbiecie Plackowskiej, skazanej za zamordowanie dwójki dzieci w 2012 roku na zachodnich przedmieściach. Obrona utrzymywała, że w chwili popełnienia zbrodni kobieta była niepoczytalna. W grudniu 2017 r. Polka skazana została na karę dożywotniego więzienia.
Sąd apelacyjny w poniedziałek utrzymał w mocy wyrok na 48-letniej Elżbiecie Plackowskiej, skazanej za zamordowanie swojego 7-letniego syna, Justina Plackowskiego i 5-letniej Olivii Dworakowskiej, którą się opiekowała.
Plackowska została uznana winną w grudniu 2017 r. i skazana na dożywocie przez sędziego powiatu DuPage Roberta Millera. Obrona już wówczas zapowiadała apelację.
Obrońcy kobiety utrzymywali, że w chwili morderstwa kobieta była niepoczytalna i nie zdawała sobie sprawy z faktu, że popełniony czyn jest przestępstwem. Adwokaci argumentowali, że sędzia Miller popełnił błąd orzekając, że w chwili popełnienia przestępstwa była świadoma swoich czynów.
Sąd apelacyjny uznał jednak, że ponieważ kobieta poczyniła starania, aby uniknąć odpowiedzialności – między innymi wyrzuciła nóż, pozbyła się telefonu komórkowego i wymyśliła historię o włamywaczu – to wystarczy, aby utrzymać wyrok w mocy. Według sądu teoria, że kobieta była niepoczytalna w chwili popełnienia przestępstwa, nie jest jasna i oczywista.
Do szokującej zbrodni doszło 30 października 2012 roku w Naperville w mieszkaniu Marty Dworakowskiej, gdzie Plackowska opiekowała się jej córką, 5-letnią Olivią. Do mieszkania pracodawczyni Plackowska zabierała czasem swojego syna Justina, bo dzieci lubiły się i chętnie się ze sobą bawiły.
Tragicznego wieczoru, gdy dzieci skakały po łóżku w sypialni, rozgniewana Plackowska dobyła noża kuchennego i zadała Justinowi i Olivii łącznie ponad dwieście ciosów. Zabiła też dwa psy. Następnie zakrwawiona pojechała do domu przyjaciółki rodziny, gdzie przebywał jej starszy, 19-letni syn i oznajmiła, że tajemniczy mężczyzna w ciemnym stroju wdarł się do mieszkania i zabił dzieci. Policję wezwał Mateusz Plackowski, który znalazł w samochodzie matki zakrwawiony nóż.
Syn zeznał, że już wcześniej matka zachowywała się dziwnie – po tragicznej śmierci swojego ojca zaczęła pić, mówić, że widzi diabła w oczach dzieci i zaczęła mieć obsesję na punkcie Kościoła i religii. Przed zabójstwem zawiozła dzieci na wieczorne nabożeństwo, gdzie była wyraźnie pobudzona i próbowała rozmawiać po polsku z anglojęzycznym proboszczem.
Obrona od początku procesu forsowała wersję o gwałtownym ataku nieleczonej choroby psychicznej, która w formie psychozy miała uaktywnić się po śmierci ojca Plackowskiej – szanowanego lekarza, który zmarł w Polsce w samotności, a jego rozkładające się ciało znaleziono dopiero trzy dni po śmierci.
Kobieta, która jako nieudokumentowana imigrantka nie mogła pojechać na pogrzeb, miała wpaść w depresję – miała problemy ze snem, nie jadła, codziennie chodziła do kościoła, płakała, czuła się nierozumiana i pozbawiona wsparcia, szczególnie ze strony męża często nieobecnego w domu, kierowcy ciężarówki pracującego na długich trasach. Po zabójstwie Justina i Olivii tłumaczyła, że zabiła dzieci, aby uwolnić je od złego i „żeby poszły do nieba”.
Elżbieta Plackowska osadzona jest w więzieniu dla kobiet Logan Correctional Center w środkowym Illinois.
Joanna Marszałek
[email protected]
Reklama