Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 4 października 2024 10:33
Reklama KD Market

Żegnamy śp. Elżbietę Glinkę. Wspomnienia przyjaciół i współpracowników

Żegnamy śp. Elżbietę Glinkę. Wspomnienia przyjaciół i współpracowników
W niedzielę 26 lipca pożegnamy śp. Elżbietę Glinkę, długoletnią redaktor ,,Dziennika Związkowego”, z którą razem pracowałyśmy ponad 30 lat. Ela pozostanie w mojej pamięci przede wszystkim jako wspaniała dziennikarka, koleżanka redakcyjna i przyjaciółka, zawsze gotowa do niesienia pomocy. W redakcji podziwialiśmy jej intelekt, wiedzę i erudycję, znajomość polityki amerykańskiej, lekkie i zręczne pióro, i specyficzne poczucie humoru z domieszką sarkazmu. W życiu prywatnym była kochającą żoną i matką, a później babcią, i zawsze entuzjastką dobrej lektury i sztuki, podróżowania i oczywiście przyrody. Przytulam Cię Elu ciepło i serdecznie. Pamiętaj, że my pamiętamy o Tobie. Alicja Otap Lubiłem czytać Jej przemyślenia Z Elą spędziłem w jednym pokoju redakcyjnym niemal 30 lat. Jakaż tam panowała atmosfera. Pełna przyjaźni i gotowości jej członków do codziennej współpracy. Jeszcze w czasach przed Wikipedią twierdziliśmy, że Redakcja wie wszystko. Na zadane pytanie odpowiedzi nie trzeba było szukać w encyklopedii, bo odpowiedź zawsze znał któryś z członków lub członkini Redakcji. Ela wyróżniała się w tym szczególnie. Brylowała wiedzą w wielu dziedzinach, ale Jej konikiem była polityka. Znała się na polityce jak mało kto. Ciągle mam w pamięci nasze niekończące się dyskusje o aktualnej, ale też dawnej sytuacji politycznej. Później z pełną przyjemnością lubiłem czytać Jej przemyślenia, z którymi przez prawie trzy dekady dzieliła się z Czytelnikami. Takiego zespołu życzyłby sobie każdy redaktor naczelny, a zawdzięczaliśmy to w ogromnym stopniu Redaktorce Eli miłej, uprzejmej, inteligentnej, bezkonfliktowej. Jestem przekonany, że każdy członek i członkini ówczesnej Redakcji ma same piękne wspomnienia związane z Elą. Ja na pewno!!! Żegnaj Elu. Twojego trzeźwego spojrzenia na politykę będzie mi niemiłosiernie brakować.  Zdzisław Kazimierczak „Tak chciałabym pojechać z tobą do sadów na owoce...” Ela odeszła cicho, wyzwolona z bólu... Tego wieczoru dostałam telefon i nagle mój świat się skurczył. Poczułam pustkę i smutek, wiedząc, że nic tej pustki już nie zapełni, że będę musiała z tym żyć, pocieszać się zdjęciami ze wspólnych wypraw, wyczynów ogródkowych, wspomnieniami które z czasem wyblakną... Elę poznałam w ,,Dzienniku Związkowym". Przyszłam tam połamana po porażce życiowej, szukając po raz kolejny swojego miejsca w Ameryce, która nie była dla mojej rodziny zbyt przyjazna... Zaczęłam pisać, z początku codzienne wiadomości, a potem znalazłam tematy chicagowskie, które mnie fascynowały. Ela obserwowała mnie, jako zastępca redaktora naczelnego była ciekawa co ze mnie wyrośnie. A ja się bardzo starałam! Jej aprobata znaczyła dla mnie bardzo wiele  dobrze to napisałaś, bardzo ciekawy temat, ciągnij to dalej znaczyło więcej niż pochwała szefowej, była to moja rekonwalescencja, odbudowa mojej osobowości. Potem ja odeszłam do pracy, która dawała mnie i mojej rodzinie bezpieczeństwo finansowe i środki do przetrwania. Po paru latach spotkałyśmy się z Elą ponownie –  Glinkowie kupili dom z ogromnym ogrodem, (który Ela postanowiła, jak najszybciej zapełnić!), a ja po roku zamieszkałam w domu tuż za ich płotem! I zaczęły się nasze przygody ogródkowe: w pocie czoła, z błyskiem w oku i nieustającym zachwytem nad pięknem nieokiełznanej natury, ale i determinacją w zwalczaniu upartych chwastów i owadów. Ekscytująca konkurencja, wizytowanie sukcesów (patrz jak to pięknie zakwitło!) i porażek (tak się starałam, a to padło!”). Zaczęły się nasze coroczne letnie wyprawy do Michigan i Illinois do sadów i ogrodów. Na wiśnie, czereśnie, jagody (borówki), a potem... cudownie pachnące, ociekające sokiem brzoskwinie i w końcu  już jesienią  na zbiory jabłek i śliwek! A potem w domu, przetwory, wekowanie i... ciasta z owocami! Pochłaniane jeszcze ciepłe, z wyborną kawą, z bitą śmietaną (lub bez). Eli specjalność: naleśniki z jagodami, serem i bitą śmietaną! Kto nie spróbował niech żałuje!!! Ela zachorowała... Wszyscy czekaliśmy… Osoba o takim intelekcie, interesująca się żywo polityką (ach! Te dyskusje przy kawce i ciastkach) i ciekawostkami ze świata polityki... MUSI z tego wyjść!!! Czekaliśmy… Śledziliśmy postępy... Chemia za chemią... W ubiegłym roku Ela czuła się na tyle dobrze, że pojechała ze mną do Ogrodu Botanicznego na Orchid Show. Była już po kilku chemiach i czuła się w miarę dobrze. Chodziła z Adamem na krótkie spacery... Spotykałyśmy się, kiedy czuła się silniejsza i miała ochotę na babskie pogaduszki. Napisała do mnie: Tak chciałabym pojechać z tobą do sadów na owoce...” Potem już była bardzo słaba. Zaprosiła nas na babskie spotkanie w Fourth of July. Chciała nas zobaczyć... Może pożegnać? Trzymała się dzielnie, a w nas wstąpiła nowa nadzieja... Złudna, okrutna, że może już będzie lepiej; jest lato, może wyjdzie z domu... Odeszła nie miała sił dalej walczyć, a ja nie wiem jak dalej żyć normalnie łapiąc się na tym, że nie mogę się z nią zobaczyć.... Pogadać… Poradzić. Ela była człowiekiem bardzo prawym, na odległość wyczuwała fałsz i trzymała się od tego z daleka. Ale zawsze można było na nią liczyć, że zaserwowała ci prawdę. Uczciwie i z serca! Żegnaj Elu ! Mam nadzieję, że tam, gdzie odeszłaś nie czujesz bólu, że spacerujesz po ukwieconych łąkach i nie tęsknisz za nami jak my, tu za Tobą. Ania Drechsler Kochająca naturę, a jednocześnie profesjonalistka Śp. Ela kochała kwiaty. Poświęcała im wiele czasu i potrafiła o nich ciekawie opowiadać. W Jej przydomowym ogrodzie pyszniły się najróżniejsze gatunki wieloletnich bylin i jednorocznych kwiatów. Gdy pod koniec lat dziewięćdziesiątych kupiłem swój pierwszy dom zaproponowała, żebym przyjechał po sadzonki. W ten sposób na rabatach wokół mojej skromnej posesji wyrosły pachnące i mieniące się fioletem piwonie, astry oraz żółto-pomarańczowe odmiany dzielżany i nawłoci oraz wielu innych. Udzieliła rad, gdzie i jak je posadzić. Jak prowadzić i nawozić, żeby w następnych latach cieszyły oczy przepięknymi kwiatami i roztaczały wokół niezapomnianą woń wabiącą barwne motyle i owady. Ogródek był tematem naszych wielokrotnych rozmów podczas redakcyjnych przerw na „dymka”. Niestety, palenie było również jedną z Jej życiowych pasji. Żadnych perswazji o tym, że szkodzi, nie przyjmowała do wiadomości. W mojej pamięci jednak pozostanie jako kobieta kochająca naturę, a jednocześnie profesjonalistka w każdym calu, dbająca o rzetelność i przejrzystość przygotowywanych przeze mnie, niejednokrotnie w wielkim pośpiechu, materiałów dziennikarskich. Jako zastępca redaktora naczelnego potrafiła być wymagającą przełożoną i jednocześnie koleżanką. Lubiła dzielić się swoim doświadczeniem zawodowym, słuchać, inspirować i dopingować, również do spisywania własnych doświadczeń i przeżyć sprzed lat. Ale to jeszcze przede mną. Spoczywaj w pokoju! Andrzej Baraniak Uwielbiałam Jej komentarze Pani Ela Glinka była od zawsze. Kiedy zaczęłam pracę w „Dzienniku Związkowym” to zjawiałam się w redakcji o 8 rano, a pani Ela już tam była. W pomieszczeniu roznosił się zapach kawy z Jej kubka i słychać było stukanie w klawiaturę. Poza tym panował spokój – w tej redakcyjnej części. Pozostali pracownicy zjawiali się około godz. 10.00. Często te dwie pierwsze godziny mojej pracy przerywane były opowieściami pani Eli. Zaczęło się od odpowiedzi na moje pytania dotyczące nowego dla mnie miejsca pracy i redakcyjnych rytuałów w nim panujących, a skończyło na wspomnieniach pani Eli. Historie ze swojego życia miała niezwykle fascynujące. Niejedna wypełniłaby spokojnie scenariusz filmu fabularnego. Denerwowałyśmy się też czasami wspólnie wydarzeniami na świecie, ludzką głupotą, albo – niestety rzadziej – cieszyłyśmy się z drobnego nawet newsa, który dawał nadzieję, że nie jest z nami – ludźmi – jeszcze tak źle. Czasami bardzo trafnie wymieniałyśmy się uwagami na temat posiadania mężów ;) i radością z posiadania sióstr! Uwielbiałam Jej komentarze – te dotyczące życia i wydarzeń aktualnych nie tylko w polityce, bo trafiała w punkt i nigdy nie „owijała w bawełnę”. O ludziach mówiła podobnie – trafnie i bez „słodzenia”. I nie myliła się! Panią Elę już wtedy dopadały z różną skutecznością różne dolegliwości zdrowotne, a mimo tego na jej twarzy pamiętam prawie wyłącznie uśmiech.  Będzie Pani bardzo brakować! I to nie tylko mnie! Dziękuję Pani Elu za wszystkie słowa! To był zaszczyt znać Panią! I do zobaczenia kiedyś tam – po drugiej stronie! Opowie mi Pani, jak to było i jak jest! Może nawet razem znów się z tego wszystkiego pośmiejemy! Ewa Malcher   Zdjęcia pochodzą z archiwum rodzinnego i Ani Drechsler

GE DIGITAL CAMERA

GE DIGITAL CAMERA

KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA

KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA

1

1

GE DIGITAL CAMERA

GE DIGITAL CAMERA


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama