Jak mówi znane porzekadło, oczy to zwierciadło duszy. Patrząc w nie możemy dostrzec marzenia, emocje, reakcje… Jednocześnie, jak przekonuje nas Antoine de Saint-Exupéry w książce „Mały Książę”, to co najważniejsze jest dla oczu niedostępne i potrzebujemy poruszyć zupełnie inny organ, aby to dostrzec. Czy oczy i serce widzą to samo? Przyjrzyjmy się, jak to wygląda w relacji rodzica i dziecka.
Początki
Przez dziewięć miesięcy, nosząc dziecko pod swoim sercem, wyczekujemy spotkania, zastanawiając się, jakie będzie, jak będzie wyglądało. Zagadka zostaje rozwiązana przy porodzie, kiedy widzimy nasze maleństwo jeszcze pomarszczone, często brudne, zaczerwienione od wysiłku, ale dla większości z nas najpiękniejsze na świecie. Cieszymy się, a przez najbliższe tygodnie, miesiące, pstrykamy zdjęcia, którymi zarzucamy zarówno tych chcących oglądać, jak i tych mniej chętnych. Jeżeli do tego wszystkiego nasze dziecko całkiem nieźle współpracuje przy karmieniu i daje nam pospać, to można powiedzieć, że mamy w domu prawdziwy ideał i mogłoby tak być, gdyby nie fakt, że:
Ideały nie istnieją
Nie ma chyba na świecie rodzica, który patrząc na swoją pociechę, chociaż raz nie pomyślałby: „Czy to moje dziecko?” Kontekst tej myśli bywa różny, czasem zastanawiamy się nad tym z podziwem, kiedy nie spodziewamy się, że podoła, lub tak dobrze poradzi sobie z jakimś wyzwaniem. Zdarzają się również sytuację, kiedy zadajemy sobie to pytanie, gdy nasz potomek popełni jakiś błąd, zachowa się zupełnie nieadekwatnie do sytuacji, czy też niezgodnie z naszymi oczekiwaniami. Ale czy rzeczywiście ich rolą jest spełniać nasze marzenia i oczekiwania? Czy one są dla nas, czy też my dla nich?
Po kim on/ona to ma?
Dzieci każdego dnia dokładają następny „kamień” na swojej ścieżce życia i stawiają na niej kolejny mały krok. Warto jednocześnie pamiętać, że nie przychodzą one na świat z gotową wiedzą, jak przeżyć swoje życie, to my rodzice jesteśmy ich przewodnikami w odnalezieniu własnej drogi. Każdego dnia, w każdej dostępnej sytuacji, nasze pociechy obserwują nas i naśladują, czy nam się to podoba, czy też nie, biorąc z nas to, co chcemy im przekazać, jak i to, co wolelibyśmy ukryć, ale samo wychodzi. Dzieci czerpią od nas „pełnymi garściami”, bo jesteśmy dla nich ważni, jeżeli nie najważniejsi.
Wszystko płynie
Tak często zdarza się nam patrzeć na dziecko i narzekać, że źle się zachowuje, że zbyt dużo czasu spędza przed ekranem telewizora, czy komputera, że wpada w histerię, nie chce myć zębów, nie chce iść spać… Często nie dostrzegamy przy tym, że ono w ten niedoskonały sposób informuje nas o swoich potrzebach, tęsknotach, trudnościach, z którymi jeszcze nie potrafi sobie poradzić i potrzebuje naszego zrozumienia i wsparcia. Jednocześnie warto pamiętać słowa Heraklita z Efezu: „Wszystko płynie i nic nie pozostaje takie samo.” Kiedy to sobie uświadomimy, zrozumiemy, że te wszystkie lamenty, bunty, opory, z którymi teraz stajemy twarzą w twarz, są tylko chwilą, ulotną jak wiatr. Kiedyś czekaliśmy na różne aspekty samodzielności naszego szkraba, teraz czekamy na chwile bliskości, które wtedy były nieodłącznym elementem wielu czynności, a teraz jest ich coraz mniej.
Gorsze chwile
Niezależnie od wszystkiego, każdemu rodzicowi zdarzają się gorsze chwile, kiedy ciężko jest pohamować nerwy, kiedy zachowanie naszego dziecka staje się właśnie tą jedną kroplą przepełniającą kielich goryczy, a nasza cierpliwość i wytrzymałość pęka jak bańka mydlana. W takich chwilach właśnie wyjmuję i cieszę swoje oczy listą rzeczy, które kocham w swoich dzieciach. Zrobiłam ją kiedyś w przypływie pozytywnych uczuć i staram się ją poszerzać wraz z kolejnymi wzruszeniami, uśmiechami, wspólnymi szalonymi tańcami, czy też dowcipami na poprawę humoru. Taki spis przypomina mi konkretne chwile, które zostały dostrzeżone przez i zapisane w moim sercu.
Są takie rzeczy na tym świecie, których nie widzimy oczami, ale możemy je poczuć, jak na przykład powietrze, lub wierzymy, że istnieją, jak na przykład Bóg. Mój syn kiedyś zapytał mnie „Co to jest Bóg?”, na co odpowiedziałam mu, że Bóg dla mnie jest Miłością. Wierzę w to głęboko, że jest Miłością do drugiego człowieka, bez podziału na religie, które wyznajemy, rasę, kolor skóry, bez ocen co jest dobre, a co złe, bez tego wszystkiego, co widzą nasze oczy, ale ze wszystkim tym, co widzi nasze serce.
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.
Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”
Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.
Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!
Reklama