Więcej pacjentów w gabinetach psychologów, mniej w szpitalach psychiatrycznych. Coraz większa izolacja, rosnąca desperacja i pogłębiająca się depresja. Kryzys gospodarczy, wzrost wniosków o rozwody, dziwaczne sny i obawa o falę samobójstw. Jednocześnie – szansa na odbudowę relacji z bliskimi, powrót do natury i nowe priorytety. O wpływie pandemii koronawirusa na zdrowie psychiczne, po dwóch miesiącach od wprowadzenia nakazu pozostania w domach, rozmawiamy z doktor psychologii, Katarzyną Pilewicz.
Joanna Marszałek: Na początku zdawaliśmy się mieć większą wyrozumiałość wobec nakazu pozostania w domach i tzw. dystansowania społecznego. Teraz coraz więcej ludzi traci cierpliwość – chcemy odprawić urodziny, wyjść do fryzjera, spotkać się ze znajomymi.
Dr Katarzyna Pilewicz: – Na początku podporządkowaliśmy się liderom – w sytuacji kryzysowej ich zalecenia dają poczucie bezpieczeństwa. Potem doszło bombardowanie informacjami, które wprowadziły chaos i dezorientację. Po jakimś czasie wielu mówiło, że nie chce już śledzić danych, ani nic słyszeć o koronawirusie. Ludzie zaczęli rozglądać się wokoło i widzieć, że tak naprawdę nic strasznego się nie dzieje – nie znają nawet nikogo, kto by zachorował. Na dodatek widzą, że nie wszyscy się dystansują i noszą maski – więc dlaczego ja muszę? Przyszły święta wielkanocne – inne niż wszystkie, bez kościoła i spotkań rodzinnych, odwołane ważne wydarzenia i imprezy rodzinne. To wszystko zaczęło budzić bunt, złość i frustrację. I ludzie zaczęli wychodzić na ulicę.
Władze cały czas przesuwają termin powrotu do normalności. Mówi się nam, że normalność już nigdy nie będzie normalna.
– Fakt, że nikt do końca nie wie, kiedy skończy się pandemia, tylko pogarsza sprawę. Wszyscy mamy w sobie wrodzony lęk przed niewiadomą. Kiedy jest wyznaczony termin, na przykład „pierwszego czerwca wracamy do normalnego życia”, wówczas łatwiej jest przetrwać kryzys. Całe swoje siły skupiamy na dotrwaniu do tej daty, bo wiemy, że po drugie stronie jest już lepiej. W tym przypadku brak tego terminu tylko wzmaga naszą bezsilność.
Od połowy marca 33 mln Amerykanów złożyło wnioski o bezrobocie. Poziom zadowolenia z życia spadł u Amerykanów do najniższego poziomu od 2008 roku. Izolacja społeczna w połączeniu z trudną sytuacją ekonomiczną – czy to już przepis na depresję?
– Jak najbardziej. Dla psychologów izolacja jest zawsze pierwszym sygnałem, że z daną osobą coś jest nie tak. Teraz izolacja społeczna to nakaz! Osoby, które wcześniej były wyizolowane, teraz są podwójnie narażone na problemy zdrowia psychicznego. Do tego dochodzi trudna sytuacja ekonomiczna, która z kolei wiąże się ze stresem, niepewnością, lękami, niepokojem o przyszłość. To z kolei wpływa na pogorszenie relacji z bliskimi – im bardziej jesteśmy zestresowani, tym łatwiej o nieporozumienia w domu. Wszystko to prowadzi do pogorszenia zdrowia psychicznego. Podobnie było w latach 1929-32 w czasie wielkiego kryzysu, gdy wiele osób popełniło samobójstwo.
Czy spodziewa się Pani fali samobójstw?
– Naukowcy są zgodni co do tego, że liczba przypadków depresji, nerwic, uzależnień i stresu pourazowego wzrosła. Na razie jednak nie ma statystyk dotyczących samobójstw. Jestem przekonana, że ten kryzys się pogorszy. Ten pierwszy szok powoduje, że ludzie nie sięgają po pomoc, a na dodatek dostęp do niej jest teraz utrudniony. Zauważyłam spadek liczby pacjentów szukających pomocy psychiatrycznej na pogotowiu, gdzie pracuję. Przyznam, że trochę mnie to niepokoi. Szpitale psychiatryczne też nie są zapełnione. Ludzie, którzy potrzebują pomocy, są przyczajeni w swojej izolacji. Dodatkowo nie chcą się narażać ze względu na koronawirus. Ich depresja się nasili, to jak bomba zegarowa, która wybuchnie w niedalekiej przyszłości, a jej skutki będą długofalowe.
Czym wytłumaczyć zaprzeczanie pandemii, twierdzenie, że koronawirus jest wymyślony przez władze, a przez to lekceważenie zaleceń służb zdrowia publicznego? Widzimy dużo takich postaw w komentarzach naszych czytelników.
– To jeden z mechanizmów obronnych, który ma na celu racjonalizację naszych działań. Jeśli ktoś nie stosuje się do obowiązku noszenia masek lub dystansowania społecznego, to szuka sposobu, żeby usprawiedliwić swoje zachowanie. Stąd dorabiamy sobie własną logikę, na przykład zaprzeczając pandemii. Taka racjonalizacja, indywidualizacja służy też wytworzeniu w sobie poczucia stabilizacji i walce z dezorientacją zewnętrzną.
Z jednej strony konsumpcja mediów wzrosła, a z drugiej zarzuca się im – w tym nam – ,,nakręcanie paniki”. Czy media rzeczywiście nakręcają panikę?
– Tak, lecz to jest zupełnie naturalne zjawisko. Media zawsze skupiają się na tematach wzbudzających emocje, bo te przyciągają czytelnika. Pandemia sama w sobie jest sensacyjna, a dodatkowo rzetelne informowanie o niej jest dziennikarskim obowiązkiem. Z drugiej strony odbiorca, który chłonie różnorodne wiadomości, skupi się i najbardziej zapamięta temat, który wzbudził u niego najwięcej emocji. Zawsze tak było i zawsze tak będzie.
Pandemia wydobyła też z ludzi sporo pozytywnych rzeczy.
– Tak, ludzie zaczęli przewartościowywać swoje życie, bo w czasach, kiedy nic nie jest pewne, okazuje się, że najpewniejsza jest rodzina i więzi z bliskimi. To jest coś, nad czym musimy pracować. Przed pandemią pogoń za pieniądzem i dobrami materialnymi u wielu osób zacierała obraz tego, co w życiu jest najważniejsze. Teraz to zauważają i obierają sobie inne priorytety. Widzę dużo pozytywnych rzeczy: całe rodziny chodzą na spacer, ojcowie wreszcie mają czas dla dzieci – wcześniej tego nie było.
Wielu rodziców bardzo przeżywa, że ich dzieci, kończące szkołę nastolatki nie mogą świętować ważnych kamieni milowych – bal licealisty, zakończenie liceum itp.
Z kolei nastolatki świetnie adaptują się do tej nowej sytuacji! Zaobserwowałam, że młodzież ma niesamowitą umiejętność adaptacji. Wychodzi z założenia, że skoro nie ma nad tym kontroli, to trudno, tak musi być. Nastolatki i tak zapamiętają swoją graduację – bo przypadła ona w historycznym roku pandemii. Rodzina może wykazać się kreatywnością, aby świętować bez zgromadzeń. Młodsze pokolenie jest bardziej przyzwyczajone do kontaktu ze sobą za pośrednictwem smartfonów i mediów społecznościowych, stąd brak możliwości innego kontaktu nie stanowi dla nich tak wielkiego szoku. Z drugiej strony, jako rodzice, powinniśmy pomóc zminimalizować efekty elektroniki na ich mózg – zachęcać do spacerów, wędrówek, pomocy w domu.
Pandemia wystawia nasze związki na próbę. Jesteśmy bardziej poirytowani, częściej się kłócimy, tracimy cierpliwość wobec współmałżonków.
– Niestety, zauważyłam że już teraz wiele osób zaczyna proces rozwodowy. Wiele par, które już wcześniej były oddalone od siebie i uciekały w życie zawodowe, poprzez przymus przebywania ze sobą nagle zorientowały się, że nie mają ze sobą nic wspólnego – oprócz dzieci i finansów. Z drugiej strony pandemia to idealny czas, żeby wzmocnić nasze związki – przepracować trudności, poprawić komunikację, porozmawiać na trudne tematy, zamiast ciągle zamiatać je pod dywan i uciekać do miejsc pracy. Warto skorzystać z tego czasu.
W czasie pandemii wzrosła również liczba telefonów na gorące linie dotyczące przemocy domowej. W samym Chicago o 20 procent. To duży problem.
– To kolejny problem wywołany stresem. Oprawcy też doświadczają stresu i przekuwają go na agresję wobec swojej ofiary. Dotyka to wszystkie grupy społeczne. Jedna z organizacji zajmujących się pomocą ofiarom przemocy domowej musiała nawet otworzyć dodatkowe schronisko w motelu, bo tyle ofiar zgłosiło się po pomoc. Przed pandemią szkoła czy miejsce pracy były dla ofiar miejscem ucieczki. Teraz tego nie ma, pomoc jest utrudniona, nie spotykają się grupy wsparcia. Obawiam się, że ofiary przemocy domowej mogą dołączyć do tragicznych statystyk, bo one szczególnie narażone są na depresję i stres pourazowy. Jednak gorące linie ds. ofiar przemocy nadal działają, zaś ofiary mimo trudności powinny mieć plan ewakuacyjny na wypadek wybuchu agresji partnera. Bardzo ważne jest, żeby choć jedna osoba z naszego otoczenia była wtajemniczona w sytuację. Zwykle jest to trudne, bo ofiara woli zachować swoją niedolę w tajemnicy.
W czasie pandemii ludzie zgłaszają dziwne, bardziej wyraziste i intensywne sny. Czym to wytłumaczyć?
– Sen jest bezpośrednio związany z naszymi emocjami. Żyjemy w czasach, kiedy na każdym kroku doznajemy silnych emocji. Nawet zwykłe wyjście do sklepu i dziwny widok ludzi w maseczkach – wpływa na nas. Emocje w nas zostają i wychodzą później w postaci snów. Dziwne, intensywne sny mogą być bezpośrednim następstwem stresu i lęku. Wyraziste sny nie powinny nas niepokoić, wręcz przeciwnie, świadczą o tym, że „przerabiamy” nasze emocje. Wyraziste sny występują też w depresji i schizofrenii, i często są następstwem nadużywania alkoholu i innych substancji. Z kolei koszmary senne są symptomem zespołu stresu pourazowego. Nawracające koszmary obniżają jakość życia, nasilają bezsenność i mogą prowadzić do samobójstw.
W Nowym Jorku lekarz opiekująca się pacjentami z COVID-19 na izbie przyjęć lokalnego szpitala popełniła samobójstwo. Skoro my, zwykli ludzie, mamy trudności z radzeniem sobie z pandemią, co dopiero pracownicy służby zdrowia.
– Lekarze i personel medyczny, z którymi pracuję na pogotowiu, są bardzo obciążeni i wyczerpani. Oni walczą z niewiadomą, a ich decyzje decydują o czyimś życiu lub śmierci. Do tej pory mieli protokoły leczenia chorób, z którymi pacjenci trafiali do szpitala. W przypadku koronawirusa nie ma takiego protokołu. Intubacja pacjenta, która często uważana jest za ostateczność, u lekarzy wiąże się z poczuciem winy i bezsilności. Z drugiej strony mają ogromne poczucie odpowiedzialności związanej z wykonywanym zawodem. U wielu pracowników służby zdrowia obserwuje się symptomy stresu pourazowego – bezsenność, brak apetytu. Ta grupa zawodowa szczególnie potrzebuje teraz wsparcia.
Chciałoby się zapytać – jak nie oszaleć w czasie pandemii? Czy jest jakiś złoty środek, zalecenia, które mogą pomóc nam wszystkim?
– Korzystajmy z kojącego wpływu natury. Mamy dostęp do przepięknych parków, pogoda coraz lepsza na spacery. Kto ma dostęp do ogródka – praca w nim ma właściwości terapeutyczne, u kobiet podobno nawet przedłuża życie. Trzymajmy się wewnętrznej struktury – nie skracać, nie przedłużać godzin snu, mieć jakiś cel w ciągu dnia. Jest wiele projektów, które możemy teraz zrobić: uporządkować strych, piwnicę, rodzinne albumy, dokumenty. Organizacja najbliższego otoczenia da nam poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Wiele osób zabrało się za gotowanie – to też może być bardzo satysfakcjonujące, a przy okazji zdrowe! Do tego ćwiczenia fizyczne, które jak wiadomo poprawiają samopoczucie. Dzień powinien być zaplanowany, co zapewni nam poczucie bezpieczeństwa. To też bardzo dobry moment na stosowanie pozytywnej psychologii. Zamiast myśleć, że to kolejny dzień, kiedy nie pójdziesz do szkoły i nie zobaczysz przyjaciół, pomyśl o tym, że świeci słońce i możesz dziś wyjść na spacer. Rzeczy, nad którymi nie mamy kontroli, musimy po prostu odpuścić. Skupmy się na tym, nad czym mamy kontrolę – na przykład nad wspomnianym uporządkowaniem strychu. Nie skupiajmy się za bardzo na przyszłości, bo ona tak naprawdę zawsze jest niewiadomą, a niewiadoma napędza lęk. Nie wybiegajmy zanadto w przyszłość – skupmy się na tu i teraz.
W myśl tej teorii – czy możemy zakończyć czymś pozytywnym?
– Mam wrażenie, że Polonia dużo łatwiej przechodzi kryzys związany z pandemią, bo historycznie jako naród mamy za sobą wiele trudności. Naszym dodatkowym atutem jako imigrantów jest siła i umiejętność adaptacji, której nie mają inne grupy społeczne. W trudnych chwilach potrafiliśmy się jednoczyć i zawsze doczekaliśmy normalności. Tak będzie i tym razem, musimy tylko dbać o siebie nawzajem i o nasze zdrowie.
Czego serdecznie życzę Pani oraz naszym czytelnikom. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Joanna Marszałek
[email protected]
Katarzyna Pilewicz Ph. D, LCPC, CADC
doktor psychologii i specjalista od uzależnień. Ukończyła Adler University w Chicago w dziedzinie psychologii klinicznej. Doktorat obroniła w Walden University zajmując się wpływem psychologii pozytywnej na poprawę stanu psychiki człowieka. Autorka licznych publikacji popularnonaukowych w dziedzinie psychologii i higieny psychicznej w amerykańskim wydaniu Magazynu „Polonia” i w “Dzienniku Związkowym” w Chicago. Prowadzi swoją klinikę w dwóch lokalizacjach na przedmieściach Chicago, gdzie prowadzi psychoterapię dla młodzieży oraz dorosłych z problemami natury psychologicznej, pomagając w powrocie do wyższej jakości życia.
405 Lake Cook Rd., Suite 203, Deerfield, IL, 60015
911 N. Plum Grove Rd., suite C, Schaumburg, IL, 60173
Tel. (847) 907 1166
Email: [email protected]
www.psychologicalcounselingcenter.com
Psychological Counseling Center prowadzi konsultacje i porady dla osób zmagających się z problemami natury psychologicznej. Pomożemy zredukować stres, lęki i depresję. Wskażemy właściwe rozwiązania. Ukierunkujemy cię na odnalezienie siebie i twojej drogi życiowej. Po konsultację dzwoń: (847) 907-1166.
Skutki pandemii na zdrowie psychiczne to bomba zegarowa
- 05/15/2020 12:39 AM
Reklama