Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 24 listopada 2024 18:19
Reklama KD Market

W pandemii rzadziej, ale więcej. Rozmawiamy z ekspedientką KD Market

W pandemii rzadziej, ale więcej. Rozmawiamy z ekspedientką KD Market

O zakupach w czasie pandemii z perspektywy pracownika sklepu spożywczego rozmawiamy z panią Iwoną, ekspedientką w sklepie KD Market

Katarzyna Korza: Jak się Pani pracuje w czasie pandemii? Pani Iwona: – Jeśli chodzi o fizyczną pracę, to w zasadzie nic się nie zmieniło. Natomiast jest inaczej, bo trzeba zastosować się wobec dodatkowych zasad, trzeba uważać na klientów, rzadko, ale jednak czasem trzeba przypominać im, żeby zachowywali dystans, nie zbliżali się do siebie. No i jednocześnie, brakuje kontaktu z drugim człowiekiem, bo jednak maski na twarzach i odległość do innych ludzi zmieniły bardzo wiele. Można też odczuć taki stres wiszący gdzieś w powietrzu, jakby człowiek bał się drugiego człowieka. A Pani boi się klientów? – Mam mieszane uczucia. Z jednej strony, pilnuję higieny, stosowania się do przepisów, więc nie. Czasem, kiedy słyszy się jakieś historie, że ktoś miał kontakt z kimś chorym, no to oczywiście przechodzi mi przez myśl jakaś obawa. Ale generalnie nie. Jacy są klienci w czasie pandemii, oprócz tego, że są bardziej zdystansowani? – Bardzo wyrozumiali. Czasem, kiedy jeden klient podejdzie zbyt blisko drugiego, ten zwróci mu uwagę i ludzie się wycofują, przepraszają. Wykazują się dużym zrozumieniem. Nie widziałam jeszcze konfliktu na tym tle. Pilnują się wzajemnie. Kiedy ja próbuję rozmawiać z klientami, też nie wyczuwam jakiejś szczególnej nerwowości. A tych rozmów z klientami jest więcej, mniej? Czy razem z dystansowaniem społecznym przyszła jakaś powściągliwość? – Są tacy klienci, którzy teraz w ogóle nie rozmawiają przy kasie, przemykają tylko, prawie w ogóle się nie odzywają. Ale pracuję od kilku lat i wiem, że są tacy, którzy zagadną albo zagadnięci odpowiedzą i tacy, którzy milczą zawsze. To zależy od charakteru klienta. Są tacy, których już długo znam i oni zachowują się tak samo, jak wcześniej, przed pandemią. Poza tym, widzą, że w sklepie jest czysto, są zabezpieczenia, nie obawiają się rozmawiać, bo wydaje mi się, że czują się bezpiecznie. I rozmawiają. O czym rozmawiają ludzie w sklepie? Dużo Pani słyszy rozmów o polityce? – Tak. Przede wszystkim o tym, co się teraz dzieje, komentują wiadomości z telewizji, dyskutują na temat gubernatora, na temat rozporządzenia. Widzę takie dwa obozy: jedna grupa przeciwna rozporządzeniu i ci pogodzeni z sytuacją. Co jeszcze słyszy Pani w tych ludzkich rozmowach? – Bardzo często powtarzają się rozmowy o dzieciach. Rodzice zajmują się wynajdywaniem dzieciom zajęć, zdecydowanie słychać, że nauka zdalna jest sporym wyzwaniem i dla dzieci, i dla rodziców. 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę, nie oszukujmy się, może to być męczące, trzeba mieć trochę cierpliwości i pomysłów. Więc czasem zdarza się, że nasi klienci wymieniają się radami. Co jeszcze? Klienci są wobec nas bardzo uprzejmi i pytają, jak my się czujemy w tej sytuacji. To jest bardzo miłe, że myślą o innym człowieku, mimo stresu, mimo sytuacji trudnej przecież. A czy ludzie nadal do sklepu zabierają swoje dzieci? – Na samym początku, kiedy zamknięto szkoły, owszem, zdarzało się, że przychodzili rodzice z dziećmi, nawet całe rodziny. Ale w ostatnich czterech tygodniach nie, rzadko już spotyka się dzieci. Przychodzą sami dorośli, najczęściej w pojedynkę, nie w parach. Każdy produkt przechodzi przez Pani ręce. Co ludzie kupują częściej? Jak zmienił się koszyk klienta? Jest coś, co Panią zaskakuje w tych zakupach? – Przede wszystkim to raczej już nie jest koszyk, a wózek. Ludzie przychodzą do sklepu rzadziej, ale kupują zdecydowanie więcej. Robią zakupy tygodniowe i dwutygodniowe. Klienci przychodzą najczęściej z listą, robią zakupy duże, bo starają się ograniczyć wyjścia z domu. Teraz kupują zwykłe rzeczy, choć zauważyliśmy, że kupują więcej rzeczy do wypieków, ciast, deserów i takiego domowego gotowania, a mnie gotowych produktów. No tak, siedzimy w domu, mamy więcej czasu, więc pieczemy od ziarenka mąki. – Tak, to jest zauważalne. Na początku stay-at-home klienci kupowali bardzo dużo trwałych produktów: przetworów, na przykład ogórków konserwowych, produktów, które mają długi termin przydatności do spożycia, w puszkach, dużo makaronów, rzeczy, produktów, które naprawdę długo mogą leżeć w spiżarni. A co Panią najbardziej zaskoczyło: nie sądziła Pani, że zejdzie z półek, a jednak zeszło? – Największym zaskoczeniem był ten papier toaletowy i ręcznikowy, nie spodziewałam się, że to będzie pierwszy wybór ludzi. No i spirytus, który bardzo szybko się sprzedaje. Nie zaskoczyły mnie rzeczy o długim terminie przydatności do spożycia, to wydawało się oczywiste. Czy Pani czuje, że jest pracownikiem pierwszej linii? Nie jest Pani pracownikiem medycznym, ale cały czas ma pani kontakt z ludźmi, non-stop w kontakcie bezpośrednim. Myśli Pani o tym? – Tak. Ale wie pani, my mamy wsparcie ze strony pracodawcy, mamy wszystko, co potrzebne, więc czujemy się zabezpieczeni. Mamy przezroczyste przegrody na kasach, środki czystości, rękawiczki, maseczki, więc to daje pewien spokój, czujemy, że firma zwyczajnie o nas dba. Ale myśli Pani o tym, że robi coś ważnego? Mogłaby Pani odejść od kasy i nie sprzedawać? – Tak, nasza praca z dnia na dzień stała się kluczowa i niezbędna. Zresztą, kilka osób nie chciało pracować z obawy o swoje zdrowie. I znów, pracodawca okazał się wyrozumiały. Ale ja pracuję, mimo sytuacji, dzięki wszystkim zabezpieczonym środkom czuję się w miarę bezpiecznie. Prywatnie również ograniczam kontakty, jeśli nie muszę, nie wychodzę. Utrzymuję w domu porządek, dbam o higienę osobistą. Proszę dbać o siebie, życzę Pani dużo zdrowia.  Dziękuję za rozmowę.  [email protected] Zdjęcia: arch. KD Market

IMG_1581

IMG_1581

IMG_1582

IMG_1582

IMG_1583

IMG_1583

IMG_1584

IMG_1584

IMG_1585

IMG_1585

IMG_1586

IMG_1586

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama