W ostatnich tygodniach przekonujemy się na własnej skórze o tym, jak wymagające, a nawet czasami trudne może być dzielenie z innymi czterech ścian naszego domu, czy mieszkania, nawet jeśli ci „inni” to nasi najbliżsi. Są wśród nas jednak osoby, które dzielą z innymi nie tylko mieszkanie, pokój, czy rzeczy materialne, ale również uczucia najważniejszych osób w swoim życiu. Mowa oczywiście o rodzeństwie, którego przyszłość budowana jest na bazie radzenia sobie z trudnościami, jakie niesie wspólne dorastanie.
Zbierając materiały do tego artykułu natknęłam się na zdanie: „Uśmiecham się, bo jesteś moim bratem. Śmieję się, bo nic nie możesz na to poradzić”. Zrobiło ono na mnie dość duże wrażenie, bo choć sama nie miałam takich doświadczeń będąc jedynaczką, to każdego dnia pojawia się przede mną żywy obraz powyższych słów, malowany przez moje dzieci. To właśnie one patrzą na siebie tak, jak na nikogo innego, a jednocześnie to właśnie siebie nawzajem wybierają na pierwszych adresatów swoich złości, żalów, uwag.
„Mamo, on za głośno oddycha”
Takie właśnie zdanie usłyszałam kiedyś z ust mojej córki. Patrząc z boku, może się to wydawać nawet zabawne, ale dla nich ten za głośny oddech, lub machanie stopą tego drugiego, może stać się kroplą, która przepełni kielich goryczy i awantura gotowa. „Z małej chmury, duży deszcz” to powiedzenie, które ma tutaj swoje zastosowanie, bo dla dorosłego to często są błahostki, a dla nich ogromne, realne problemy.
„Mamo, ona mi zabrała…”
To kolejny z minusów posiadania rodzeństwa, zawsze chce bawić się tym, czym akurat bawi się to drugie, a najprostszym sposobem osiągnięcia celu, jest oczywiście zabranie, przechwycenie, przejęcie znienacka. Jak zwał, tak zwał, a co potem? – Oczywiście kłótnia, czasami rękoczyny, szczególnie w przypadku młodszych dzieci i próby przeciągnięcia rodziców na swoją stronę. Dlatego Drogi Rodzicu, zwracaj proszę uwagę, czy nie dajesz się złapać w taką pułapkę.
„Bo Ty ją bardziej kochasz niż mnie…”
Czasami dzieci o tym mówią, a czasami duszą w sobie problem, który szuka ujścia innymi ścieżkami. Pojawienie się na świecie młodszego rodzeństwa, to ogromna zmiana w życiu dziecka i nikt temu nie zaprzeczy, bo dziecko, na którym do tej pory była skupiona cała uwaga i miłość rodziców, odkrywa, że ma „konkurencję”, która w niektórych momentach wychodzi nawet na pierwszy plan. Przed rodzicami staje ogromne zadanie, aby „wyjaśnić” swoim pociechom, że nie muszą walczyć ze sobą o palmę pierwszeństwa, nie muszą wciąż konkurować, są od siebie różni i to jest ich wielka wartość, a nie wada.
Druga strona medalu
Pamiętam doskonale, kiedy mój syn miał cztery lata z niewielkim hakiem, a córka kilka miesięcy, pomimo tego, że jej hierarchia członków rodziny była jasna (na samej górze byłam ja, jako dostarczycielka pokarmu), to do nikogo tak szeroko i charakterystycznie się nie uśmiechała, jak do swojego brata. Ten stan trwa do tej pory i teraz te uśmiechy pojawiają się na obu buziach, kiedy są razem, kiedy się dogadują, kiedy szykują plan, aby coś razem przeskrobać i kiedy wcielają go w życie.
„Mamo, nie chcę żebyś na nią krzyczała”
Tak, zdarza mi się podnieść głos. Nie lubię tego, ale czasem emocje biorą górę i wtedy, choćby nawet przed chwilą się kłócili, lub siedzieli obrażeni w dwóch różnych częściach pokoju, to w momencie kiedy czują, że temu drugiemu może dziać się krzywda, to interweniują. Posiadanie rodzeństwa niezwykle mocno pobudza empatię, taki naturalny instynkt miłości, solidarności, dzięki któremu później jest znacznie łatwiej budować relacje z innymi ludźmi.
„Narada, narada”
Słyszę to hasło i już wiem, że coś szykują. Czasem chodzi o ustalenie wspólnego stanowiska, czasem o przygotowanie jakiejś „niespodzianki” dla nas, a czasem też przeprowadzają burzę mózgów w danej kwestii. Zawsze jednak jest to ściśle związane ze współpracą, bo choć jasnym jest, że często mają inne zdania, często kłócą się ze sobą, to kiedy chcą osiągnąć coś ważnego, na czym skorzystają oboje, to warto połączyć siły.
„Ja też tak chcę”
A chcieć to móc, więc jak on potrafi skakać na kanapie, to ja też spróbuję, a jak ona znalazła sposób, aby przekonać do czegoś rodziców, to ja też tak zrobię. Rodzeństwo staje się dla siebie siła napędową, która z jednej strony znacznie przyspiesza proces nauki życia u młodszych członków rodziny, a z drugiej pozwala starszym czerpać z doświadczeń kogoś innego. To jednocześnie nauka pewnej hierarchii, że spotykamy na swojej drodze osoby, które więcej mogą i więcej potrafią, a także takie, dla których to my jesteśmy wzorem do naśladowania.
Jestem pewna, że nie opisałam tutaj wszystkich plusów i minusów posiadania rodzeństwa, ale opisałam to, co rzuca mi się najbardziej w oczy kiedy patrzę na moją dwójkę. Nie wiem jacy będą jak dorosną, ale mam nadzieję, że zabiorą ze sobą tą otwartość na siebie nawzajem, która istnieje mimo wielu burz i wylanych łez. Ta miłość bywa czasami szorstka, czasami trudna, ale buduje ich siłę na przyszłe życie, a niedawno (10 kwietnia) mogli razem obchodzić Dzień Rodzeństwa.
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.
Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”
Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.
Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!
Reklama