Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 05:53
Reklama KD Market

Trochę trucia o truciu

Świat dusi się od dwutlenku węgla, a głównym trucicielem są Stany Zjednoczone, które nie dość, że wycofały się z porozumienia paryskiego, to jeszcze ostro krytykują walczących ze światowym ociepleniem klimatologów. Powyższe twierdzenie nie powinno budzić w Czytelniku większego sprzeciwu. Taki obraz rzeczywistości aplikują nam od lat media – telewizje, gazety, strony internetowe, czy społecznościowe. A że rzeczywistość potrafi być inna, tym gorzej dla rzeczywistości. Tegoroczny raport Międzynarodowej Agencji Energii wyraźnie pokazuje, że w skali całego globu ilość wpuszczonego w ubiegłym roku podczas produkcji energii do atmosfery ziemskiej dwutlenku węgla nie wzrosła. Co więcej – to Stany Zjednoczone w ubiegłym roku przewodziły światu w redukcji emisji CO2.  I nie działo się to w okresie recesji, bo w Ameryce odnotowano przyzwoity wzrost gospodarczy. Jeśli ktoś przeciera oczy ze zdumienia, to przypomnę, że Międzynarodowa Agencja Energii (International Energy Agency – IEA) jest ogólnie uznaną i poważaną organizacją, afiliowaną przy prestiżowym klubie 28 najbogatszych państw świata – Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), do którego należą także Stany Zjednoczone i Polska. A tymczasem „Stany Zjednoczone odnotowały największy spadek emisji CO2 związanych z energią w 2019 r. W ujęciu krajowym – spadek o 140 Mt, czyli o 2,9 proc., do 4,8 Gt – czytamy w raporcie IEA –  Emisje w USA spadły obecnie o prawie 1 Gt w stosunku do najwyższego poziomu w 2000 r., co jest największym bezwzględnym spadkiem w jakimkolwiek kraju w tym okresie” . Koniec cytatu. Jeśli ta informacja sprzed kilku dni umknęła Państwa uwagi, to znajdujecie się w dobrym towarzystwie. O tegorocznym raporcie MEA było w tym roku w mediach jakoś wyjątkowo cicho. Bo jakoś nie bardzo pasował do ogólnie przyjętej narracji. Po pierwsze dlatego, że spadek emisji CO2 wynikał nie tylko z przechodzenia z węgla na energie odnawialne i gaz ziemny, ale także na energię jądrową. Ta ostatnia nie jest zaś najlepiej widziana. Po drugie, zapotrzebowanie na energię spadało, ponieważ zapotrzebowanie było niższe w wyniku łagodniejszej pogody. A przypominanie o tym implikuje uznanie, że zmiany klimatyczne mogą gdzieniegdzie (np. w USA) mieć także pozytywne konsekwencje. Oczywiście – jak w barejowskim ,,Misiu” – nie przesłaniając tych negatywnych. Cisza nad raportem IEA to jeszcze jeden powód do refleksji na temat oportunizmu mainstreamowych wydawców i lenistwa dziennikarzy, którzy nie pochylili się nad czymś, co nie pasowało do politycznie poprawnego obrazu świata. Zresztą – wstyd przyznać – w naszej grupie zawodowej powierzchowność sądów i ignorancja to nic nowego. Założę się, że niewielu klimatycznych publicystów jest w stanie odróżnić megatonę CO2 od gigatony, albo odpowiedzieć na pytanie, co jest największym producentem tlenu na naszej planecie. (Podpowiedź: nie są nim lasy tropikalne). Liczą się za to emocje. Według narzucanej nam narracji powinniśmy jedynie załamywać ręce nad rosnącym poziomem mórz, tonącą Holandią i Wenecją, znikającymi czapami lodowymi, kurczącymi się lodowcami, płonącą Amazonią i Australią oraz krótkowzrocznością i głupotą polityków. Powinniśmy czuć się winni latając samolotami i jedząc mięso. I przyklaskiwać nastolatkom obrażającym publicznie na forach międzynarodowych wybranych demokratycznie przywódców naszych krajów. Nie neguję zmian klimatycznych. Wieloletnie układy pogód zawsze się zresztą zmieniały pod wpływem wielu zmiennych czynników. Uważam, że człowiek powinien tak funkcjonować na tej planecie, aby jak najmniej na te zmiany wpływać. Wierzę jednak – może nieco naiwnie – w mądrość i zdrowy rozsądek rodzaju ludzkiego. Jak wynika z danych IEA – podejmowane działania zaczynają przynosić efekty. W przypadku USA są to wysiłki wieloletnie, inicjowane przez różnych prezydentów i kilka kolejnych administracji. Zresztą globalny spadek emisji CO2 jest możliwy na razie wyłącznie dzięki wysiłkom gospodarek rozwiniętych, gdzie – przy dużo większym popycie na energię wrócono do poziomów emisji jeszcze z lat 80. ubiegłego wieku. Tu społeczeństwa są ekologiczne dojrzałe i świadome, jak wiele od nich należy. Ale 80 proc. wzrostu emisji gazów cieplarnianych pochodzi z Azji, z Chinami i Indiami na czele. Tylko że z rozbudzaniem ekologicznej histerii w Państwie Środka jakoś nikt się nie kwapi. <strong>Tomasz Deptuła</strong> <img class="alignnone wp-image-444542" src="https://static2.dziennikzwiazkowy.com/data/wysiwig/uploads/2019/09/TomaszDeptula-300x300.jpg" alt="" width="200" height="200" /> Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama