Ponad 350 tys. uczniów chicagowskich szkół publicznych nie miało w czwartek zajęć z powodu strajku nauczycieli. Podczas gdy rodzice musieli zmierzyć się z zapewnieniem dzieciom opieki i bezpieczeństwa w dniu wolnym od zajęć, miasto wzywało przedstawicieli związku, by wrócili do stołu negocjacji.
W czwartek rano w trzecim największym dystrykcie szkolnym w kraju, którym jest chicagowskie kuratorium oświaty (Chicago Public Schools, CPS), nauczyciele zamiast do klas szkolnych udali się na ulice, gdzie pikietowali domagając się m.in. podwyżki płac, zmniejszenia liczebności klas i pisemnej gwarancji etatów dla pielęgniarek, bibliotekarzy i pracowników socjalnych. Strajkowało około 25 tys. nauczycieli zrzeszonych w związku zawodowym nauczycieli (Chicago Teachers Union, CTU). Do strajku dołączyło także 7,5 tys. członków szkolnego personelu pomocniczego zrzeszonego w związku zawodowym SEIU.
Negocjacje CTU z miastem trwały od maja, odkąd fotel burmistrza objęła Lori Lightfoot. Nauczyciele odrzucili hojną zdaniem miasta propozycję podwyżki płac o 16 proc. na przestrzeni pięciu lat. Zamiast tego domagają się trzyletniego kontraktu i 15-procentowej podwyżki. Zdaniem związku chicagowskie szkoły zmieniają się dynamicznie i nauczyciele nie chcą być ograniczeni dłuższym kontraktem bez możliwości późniejszych negocjacji. W odrzuconej przez pedagogów ofercie znajdowała się również obietnica dodatkowego personelu, w tym pielęgniarek, pracowników socjalnych i bibliotekarzy dla najuboższych szkół. Związek żąda jednak zagwarantowania tych obietnic w kontrakcie, a także w trybie natychmiastowym pielęgniarki i pracownika socjalnego w każdej szkole.
Związek zawodowy nauczycieli i ich szef Jesse Sharkey utrzymują, że strajk ma na celu głównie dobro uczniów oraz sprawiedliwość społeczną. Jednak obserwatorzy dopatrują się motywów politycznych, ponieważ związek CTU w wyborach na burmistrza popierał Toni Preckwinkle, która zdecydowanie przegrała z Lori Lightfoot.
Nauczyciele chcą również ograniczenia liczby uczniów w klasach do 24, etatów dla bibliotekarzy, szkolnych pielęgniarek i pracowników socjalnych. Zarzucali burmistrz Lori Lightfoot, że odmawia gwarancji na piśmie – w kontrakcie – dotyczących obietnic, które złożyła nauczycielom podczas kampanii wyborczej w kwestii wielkości klas i zatrudnienia personelu.
Jednak, według burmistrz, nauczyciele domagają się również skrócenia porannych zajęć lekcyjnych o pół godziny, wypłaty niewykorzystanych dni chorobowych oraz ustanowienia specjalnego programu mieszkalnictwa dla personelu szkolnego – coś, na co burmistrz nie może się zgodzić. Warto dodać, że zgodnie z prawem stanowym związki nauczycieli mają prawo do strajku, a tym samym do negocjacji, w kwestiach swoich zarobków oraz świadczeń, a nie programów i rozporządzeń miejskich.
Decyzję o odwołaniu czwartkowych lekcji oraz zajęć pozalekcyjnych CPS podjęło i ogłosiło jeszcze w środę. Rodziców zapewniono, że budynki szkolne będą otwarte na czas strajku, będą w nich obecni dyrektorzy i ich asystenci, a uczniowie będą mieć zapewnioną opiekę i ciepły posiłek. Informacje dotyczące opieki dziennej nad uczniami można znaleźć na stronie internetowej pod adresem: cps.edu/contingencyplan. Oprócz miejskich parków i bibliotek publicznych wiele lokalnych organizacji społecznych otwarło swoje drzwi na przyjęcie uczniów.
Obecny strajk nauczycieli jest drugim w ciągu 30 lat. Ostatni raz chicagowscy nauczyciele strajkowali w 2012 roku.
(jm, ao)
fot.TANNEN MAURY/EPA-EFE/Shutterstock
Reklama