Pasja to żar, który nas napędza. Dzięki niemu, tak zwyczajnie zaczyna nam się chcieć i jesteśmy w stanie pokonywać różne trudności, aby iść przed siebie i osiągać cele. W poprzednim artykule pisałam o tym, jak możemy pomóc dziecku odnaleźć jego pasję do robienia różnych rzeczy oraz swoje pasje w życiu, ale wspomniałam również o tym, że my jako rodzice, możemy taką pasję bardzo skutecznie w dziecku zgasić. Najczęściej robimy to nieświadomie, w dobrej wierze, kierowani przez najlepsze intencje, ale efekt pozostaje daleki od naszych oczekiwań.
W pierwszej kolejności – chronimy dzieci przed ryzykiem, nawet tym najmniejszym. Kiedy są małe, usuwamy wszelkie przeszkody z ich zasięgu, osłaniamy kanty szafek, później staramy się zapobiec ich wspinaczkom na wysokości, zapuszczaniu się w nieznajome tereny czy korzystaniu z wszelkich ostrych narzędzi. Oszczędzamy sobie w ten sposób sporo stresu. Niestety zapominamy przy tym, że jednocześnie odbieramy dzieciom przyjemność zapoznania się i oswojenia z nieznanym, które w tym czasie może być niezwykle pociągające.
Innym sposobem rodziców, aby zapobiegać szaleństwom wieku dziecięcego jest szczelne wypełnienie im wolnego czasu. Żyjemy w czasach, kiedy odpowiednie i szerokie wykształcenie wydają się kluczowe, aby zapewnić sobie szczęśliwą przyszłość. A kiedy umysł jest najbardziej chłonny? Oczywiście w wieku dziecięcym, więc zapisujemy dzieci na różnorodne zajęcia dodatkowe, najlepiej takie, które uważamy za najbardziej przydatne, a niekoniecznie najbardziej interesujące dla naszej pociechy.
W tym momencie warto wspomnieć o przekonaniu, które było niezwykle popularne kiedyś, ale gdzieniegdzie tkwi nadal w mentalności niektórych dorosłych, a mianowicie „dzieci i ryby głosu nie mają”. Dajemy sobie prawo, aby zarządzać życiem naszych dzieci, bo przecież wiemy najlepiej, co jest dla nich najlepsze. To my chcemy decydować, w co ubierze się dziecko, co i ile zje, z kim może się kolegować, a z kim nie, jak będzie spędzało wolny czas. Bardzo często ograniczamy nasze dzieci nawet nie zdając sobie z tego sprawy, mamy nad nimi kontrolę w domu, na placach zabaw, nie dając im przestrzeni do wymyślania własnych działań czy samodzielnego rozwiązywania konfliktów.
Z jednej strony są rodzice, którzy ściśle nadzorują swoje dzieci i zarządzają szczegółowo ich zajęciami dodatkowymi, aby dzieciństwo było wykorzystane maksymalnie. Z drugiej są tacy, którzy posuwają się jeszcze dalej i wychodzą z założenia, że radość i zabawa do niczego nie prowadzą. To, co się liczy, to zdobywanie kompetencji, a do tego należy podejść poważnie. Sama pamiętam z własnego dzieciństwa, że uczęszczałam na zajęcia z języka angielskiego i byłam uczona gramatyki, kiedy nie miałam jeszcze pojęcia o gramatyce polskiej. Niestety, mimo upływu lat, nadal spotykam rodziców, którzy wszelkie zajęcia dziecięce biorą na serio i czują się bardzo niepocieszeni, kiedy widzą, że nauczyciele czy trenerzy zamiast uczyć technik, wprowadzają zabawy. I jak tutaj myśleć o rozwijaniu pasji, kiedy wszystko jest takie sztywne i poukładane? Gdzie jest przestrzeń na jakikolwiek luz i fantazję, które mogą zaciekawić dziecko?
Chciałabym również poruszyć temat z pozoru zupełnie niezwiązany z pasją, a jednak. Mam na myśli przechodzenie imion, najczęściej męskich, z pokolenia na pokolenie. Podobnie dzieje się z wykonywaniem zawodów, najczęściej tych związanych z prestiżem. O ile z imionami najczęściej większych problemów nie ma, o tyle moje obawy budzi dziedziczenie zawodów. Oczywiście może się zdarzyć, że dziecko będzie miało podobne zainteresowania i talenty, jak rodzice, ale umówmy się, nie jest to regułą i bywa tak, że potomek ma zupełnie inny pomysł na siebie i swoją przyszłość, ale rodzice nie dają my wyboru, bo nazwisko zobowiązuje, bo tradycja, itd. Nie ma wtedy czasu ani przestrzeni na rozwijanie swoich własnych pasji, bo całą energię trzeba włożyć w zaspokajanie pomysłów innych.
Kiedy mówimy „tak” pomysłom innych ludzi, mówimy „nie” sobie i swoim potrzebom. To taka prosta prawda, o której bardzo często zapominamy. Dzieci mogą jeszcze tego nie wiedzieć, ale my, rodzice powinniśmy mieć to na uwadze w odniesieniu zarówno do siebie, jak i swoich dzieci. Pamiętając o tym, zachęcam Cię Drogi Rodzicu do uważnego spojrzenia na swoje dziecko, jego zainteresowania i zajęcia, które je pochłaniają. Dajmy naszym dzieciom nieco więcej swobody i zaangażujmy się bardziej w ich wspieranie, zamiast zabraniać i hamować w poznawaniu siebie i świata.
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.
Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”
Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.
Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!
fot.bruce mars/Pexels.com
Reklama