Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 08:28
Reklama KD Market
Reklama

Deportacyjne szantaże. Nielegalni na politycznym celowniku

Jeśli Kongres w ciągu kilku dni nie rozwiąże kwestii uszczelnienia procedur azylowych i obchodzenia prawa imigracyjnego na południowej granicy, rozpoczną się masowe deportacje rodzin – ostrzega prezydent Donald Trump. Tzw. Illegal Immigration Removal Process mógł się rozpocząć już wcześniej, ale Biały Dom postanowił na prośbę demokratów wstrzymać się ze stanowczymi działaniami, odbijając piłeczkę w stronę Kapitolu. Ciąg ostatnich wydarzeń musiał wzbudzić poważny niepokój wśród imigrantów. Zaczęło się od ogłoszenia przez prezydenta Donalda Trumpa planów rozpoczęcia deportacji „milionów” nielegalnych imigrantów przebywających już w USA. „Będą usunięci tak szybko jak przybyli” – zapowiedział Trump na Twitterze i podał konkretny termin: masowe deportacje miały zacząć się w niedzielę 23 czerwca. Agenci Immigration and Customs Enforcement (ICE) byli gotowi, aby rozpocząć operację usuwania z USA rodzin, które już wcześniej otrzymały nakazy deportacyjne. Na celowniku administracji znalazło się tym razem 10 miast-sanktuariów, określanych przez Biały Dom jako miejsca wysokiej przestępczości, wśród których nie zabrakło Chicago. Dwa tygodnie wytchnienia? Do masowych deportacji jednak nie doszło. „Na prośbę demokratów” prezydent postanowił opóźnić całą operację, narażając się przy tym na krytykę wielu swoich zwolenników. Postawił przy tym twarde warunki i konkretny termin. Demokraci podziękowali i… zaczęli ostrzegać. „Chce Pan przestraszyć amerykańskie dzieci, nie tylko te rodziny, ale ich rodziny i całe społeczności” – mówiła przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi. Od tamtego, dramatycznego telefonu do prezydenta Donalda Trumpa, który przesądził o opóźnieniu deportacji, minął już tydzień i nie doszło do przełomu. W ciągu tego czasu izba niższa Kongresu uchwaliła co prawda projekt ustawy, przeznaczając 4,5 miliarda dolarów na pomoc humanitarną, co – według demokratów – ma ukrócić „akty okrucieństwa” na południowej granicy. To jednak z pewnością nie to, o co chodziło prezydentowi i Biały Dom już zagroził wetem. Co prawda w Senacie znalazł się podobny, choć dużo bardziej „strawny” dla administracji dwupartyjny projekt ustawy o finansowaniu pomocy na granicy, ale lada moment Kongres rozjedzie się na przerwę w związku z obchodami Dnia Niepodległości. Nie ma więc szans na uzgodnienie wspólnej wersji między izbami Kongresu przed wyznaczonym przez Trumpa tze. ultimatum. Nic więc dziwnego, że organizacje i grupy imigracyjne pozostają w pogotowiu. Nancy Pelosi mówi co prawda publicznie, że „naruszenie statusu nie może stanowić uzasadnienia dla deportacji”, ale funkcjonariusze ICE doskonale wiedzą, że na podstawie Section 1325 i 1326 US Code po wydaniu nakazu deportacji mają do tego pełne prawo. Meksyk: imigranci albo cła W powietrzu wisi także inne ultimatum – wobec Meksyku. Na początku czerwca południowy sąsiad USA zobowiązał się, iż w ciągu 45 dni znacząco zmniejszy liczbę imigrantów docierających do jego północnej granicy. Prezydentowi Trumpowi udało się też zmusić Meksykanów do zaostrzenia policyjnych kontroli przepływu cudzoziemców, co może ukrócić imigrację z Gwatemali. Południowy sąsiad zgodził się także na rozmieszczenie własnej Gwardii Narodowej wzdłuż swojej południowej granicy. Nie zrobił tego zupełnie dobrowolnie, bo alternatywą była groźba podwyższenia ceł na meksykańskie towary sprowadzane do USA. Wiele wskazuje na to, że Waszyngtonowi uda się stworzyć w Meksyku „strefę buforową”, która absorbowałaby azylantów z Ameryki Środkowej. Los imigrantów znów stał się zakładnikiem polityki – zarówno tej wewnętrznej, jak i międzynarodowej. Demokraci już ustawili się w blokach startowych do przyszłorocznych wyborów prezydenckich. Prezydent Trump też znajduje się w niełatwej sytuacji. Parę razy pogroził palcem i prędzej czy później będzie musiał powiedzieć „sprawdzam”. A to może oznaczać uruchomienie operacji deportacyjnych, albo wojnę handlową z Meksykiem. Polityka wymaga ciągłego chwalenia się sukcesami i dotrzymywania obietnic wyborczych, a przecież rozwiązanie problemu nielegalnej imigracji znajdowało się na sztandarach obecnego prezydenta podczas kampanii w 2016 roku. Media i polityka Trumpowi trudno też będzie zyskać poparcie opinii publicznej, gdy mainstreamowe media donoszą o nieludzkich warunkach w ośrodkach dla dzieci, a w Internecie obejrzeć można wstrząsające zdjęcia zwłok ojca i córki, którzy utonęli w Rio Grande podczas próby przedostania się z meksykańskiego Matamoros do teksaskiego Brownsville. W takich okolicznościach miękną serca najbardziej zagorzałych przeciwników nielegalnej imigracji. Towarzyszy temu podsycana przez demokratów retoryka opisywania ośrodków odosobnienia jako „obozów koncentracyjnych”, gdzie panują nieludzkie warunki. Żaden polityk nie jest odporny na takie „bombardowanie”. Wśród medialnego szumu warto jednak odróżnić mity od faktów. Trudno wyobrazić dziś sobie masowe deportacje „milionów” nielegalnych. Jest to po prostu niemożliwe z przyczyn logistycznych. Nawet przygotowywana w ostatnich dniach operacja przewidywała deportowanie ok. 2 tys. rodzin a nie setek tysięcy, czy milionów ludzi. Masowe operacje wymagają doskonałego przygotowania i… pieniędzy. A tym administracja nie dysponuje. Departament Bezpieczeństwa Krajowego jest wciąż paraliżowany przez problemy personalne. Wciąż nie ma stałego szefa, podobnie jak wiele podległych mu agencji. Ostatnią ofiarą roszad personalnych został pełniący obowiązki Customs and Border Protection (CBP), John Sanders, który właśnie podał się do dymisji. Zastępuje go również pełniący obowiązki (sic!) szefa Immigration and Customs Enforcement, Mark Morgan, znany jako zwolennik twardej linii wobec imigrantów i przeprowadzania ogólnokrajowych akcji deportacyjnych. Mimo wszystko będzie gorąco Media piszą już o niezadowoleniu szeregowych funkcjonariuszy, skarżących się na chaos w zarządzaniu i sprzeczne instrukcje. Długotrwały brak stałego przywództwa we wszystkich służbach musi prędzej czy później zacząć wywierać demoralizujący wpływ na podwładnych. Nie oznacza to, że nielegalni imigranci mogą się poczuć bezpieczniej. Ostatnie wydarzenia pokazują, że znaleźli się na politycznym celowniku. A po długim weekendzie Dnia Niepodległości na pewno znów zrobi się dla nich gorąco. Jolanta Telega [email protected] fot.ICE.gov grafiki: iAmerica.org

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama