– Mamo, czy ładnie namalowałam? – Zapytała niedawno moja córka .
Niby proste pytanie, prosta odpowiedź, a w mojej głowie od razu zaświeciła się pomarańczowa żarówka (taki delikatny system alarmowy). Ile razy przecież słyszałam zachwyty mam, tatusiów, babć, dziadków: „Och tak, pięknie, fantastycznie”, lub też rzucane od niechcenie i w przelocie: „Tak, oczywiście”. Nie raz też sama się na tym złapałam, bo tak jesteśmy najczęściej zaprogramowani. Skąd więc ta pomarańczowa żarówka?
Czy da się żyć bez ocen?
Oceny są nieodłącznym elementem naszego życia. Weźmy chociaż pod uwagę czasy szkolne, kiedy to jesteśmy przyzwyczajani do tego, że ktoś sprawdza i ocenia nasze umiejętności, to jak się nauczyliśmy, to jak coś zrobiliśmy, ale nikt nie mówi nam o tym, że wszystko zależy od podejścia nauczyciela. Jeden zwraca większą uwagę na sam rezultat pracy, inny na proces myślowy, jeden jest przekonany, że tylko jedno rozwiązanie jest dopuszczalne, inny szuka w uczniach kreatywności, wyobraźni. A sam uczeń? Najczęściej bierze tą ocenę dla siebie, będąc przekonanym, że odzwierciedla ona jego rzeczywisty stan wiedzy.
Kilka dni temu mój syn przyniósł swoje pierwsze świadectwo, na którym nie było żadnej oceny, a zamiast tego cała strona opisująca to z czym moje dziecko już sobie radzi, a nad czym powinno jeszcze popracować. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy, kiedy wzięłam to świadectwo do ręki: „Nareszcie!” Oczywiście z jednej strony była to radość z zakończenia roku szkolnego, a z drugiej, że w końcu uczniowie i rodzice zaczynają dostawać rzetelną wiedzę.
Kiedy bowiem moje dziecko dostaje średnią ocenę na przykład z matematyki, ja dostaję informację, że według pani opanował materiał na poziomie dobrym, ale dopiero z opisu mogę się dowiedzieć, co tak naprawdę moje dziecko umie, z czym sobie radzi, a nad czym powinno jeszcze popracować. Jest to znacznie cenniejsza informacja tak dla mnie, jak i dla dziecka, które już w tej chwili wie do czego powinno się przyłożyć, a w czym tkwi jego potencjał.
Zwróć uwagę na oceny
Bardzo podobnie jest z wypowiadanymi przez nas niemal codziennie ocenami tak osób, jak i rzeczy. Niezwykle łatwo przechodzi nam przez gardło: „Ona jest piękna”, „On jest szalony”, „Twój rysunek jest piękny”, ale czy rzeczywiście zwracamy uwagę na to, co widzimy, czy są to wyłącznie automatyczne wypowiedzi?
Dopiero kiedy zatrzymamy się w tym codziennym pędzie i zwrócimy uwagę na to, o czym mamy się wypowiedzieć, możemy zrobić to prawdziwie, z głębi serca, dając jednocześnie drugiemu człowiekowi rzeczywistą wartość. Dopiero wtedy zamiast szybkiego „Ona jest piękna”, czy powiedzianego do własnej córki „Jesteś śliczna”, możemy obdarować tą małą istotę prawdziwym komplementem „Bardzo lubię, kiedy się uśmiechasz, twoje oczy wtedy pięknie błyszczą.” Zamiast rzuconego „On jest szalony”, możemy wyjaśnić „Nie lubię kiedy podnosi głos i zaczyna wymachiwać rękami, boję się wtedy, że może kogoś uderzyć.” Prawda, że jest różnica?
Dodatkowo, warto wspomnieć, że kiedy przestajemy oceniać, a zaczynamy omawiać to, co sami widzimy, słyszymy, czujemy, zbliżamy się do prawdy. Jest przecież takie powiedzenie, które tu doskonale pasuje „Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził”, więc ten rysunek mojej córki może być piękny dla mnie, ale prawdopodobnie znajdą się osoby, które nie będą podzielały mojej opinii, to, co dla mnie jest wyrazem szaleństwa, dla wielu innych osób może być zwyczajnym zachowaniem i tak dalej, i tak dalej.
Na koniec pragnę również zauważyć, że dzieci bardzo szybko uzależniają się od takich „ochów i achów” ze strony innych i na tej podstawie budują własne poczucie wartości. To trochę tak, jakbyśmy czuli się wartościowi tylko wtedy, kiedy dostajemy dużo „Lików” na Facebooku. A czy na pewno o to nam chodzi? Czy nie lepiej byłoby gdyby to dziecięce poczucie własnej wartości miało nieco silniejsze podstawy niż zmienne opinie innych ludzi? Czy nie bylibyśmy spokojniejsi, gdyby nasze dziecko budowało swój obraz i ewentualnie swoją ocenę w oparciu o rzetelne informacje, a niewyłącznie zachwyty, lub próby umniejszania, bez żadnych konkretów? Warto się nad tym zastanowić!
A kiedy moja córka zapytała:
– Mamo, czy ładnie namalowałam?
Ja powiedziałam:
– Nie odpowiem Ci na to pytanie. Widzę, że włożyłaś w ten obrazek dużo starań, bo wszystkie miejsca są wypełnione kolorami i bardzo chciałabym wiedzieć, czy Ty jesteś zadowolona z tego, co zrobiłaś.
– Tak, podoba mi się, że jest taki kolorowy.
– Bardzo lubię takie uczucie, kiedy jestem zadowolona ze swojej pracy, a Ty?
– Ja też!
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.
Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”
Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.
Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!
fot.Depositphotos.com
Reklama